Rajmund Pollak, wieloletni działacz „Solidarności”, autor książek i jak sam o sobie mówi, syn ostatniego trenera saneczkarstwa z Podbeskidzia, przez długi czas lobbował na rzecz odbudowy zabytkowego toru saneczkowego na zboczu Koziej Góry. Ale prace aktualnie trwające w rejonie Cygańskiego Lasu w żaden sposób nie zadowalają bielszczanina. Niedawno skierował do prezydenta miasta pismo, a raczej apel o „zaprzestanie demolowania historycznego toru”.

Działający tor saneczkowy w Cygańskim Lesie pamiętają już tylko starsi bielszczanie. Jego początki sięgają dwudziestolecia międzywojennego. Po przebudowie w latach 50. był to najdłuższy tego typu obiekt sportowy w Europie liczący ok. 2200 m. Zjazd trwał ok. cztery minuty, a ze względu na liczne wiraże był bardzo wymagający technicznie.

Przekształcenie toru w ścieżkę edukacyjną

Obecnie po latach zastoju trwają prace przy renowacji obiektu. Zgodnie z projektem, tor będzie zagospodarowany w ramach większego projektu inwestycyjnego zakładającego rewitalizację miejskich systemów nadbrzeżnych. Projekt przewiduje wykonanie ścieżki edukacyjnej, wprowadzenie stref wejściowych (powitalnych) w celu zasygnalizowania o wejściu na ślad toru, remont budynku stacji położonej przy trasie oraz wymianę nawierzchni pieszych na terenie toru saneczkowego.

Projekt rewitalizacji toru i przekształcenia go w ścieżkę edukacyjną nie przypadł jednak do gustu Rajmundowi Pollakowi, znanemu bielszczaninowi, który przez lata zabiegał o odbudowę zapomnianej perły Bielska-Białej. Przed laty w mieście brakowało na to pieniędzy, ale niedawno znalazły się potrzebne fundusze. Próżno jednak oczekiwać, że tor będzie znów pełnił pierwotną rolę.

Plastikowy tor saneczkowy. Nowa atrakcja turystyczna Bielska-Białej?

- To wprost nie mieści się w głowie, że m.in. za unijne pieniądze pod szczytnym hasłem "rewitalizacji Cygańskiego Lasu" następuje dalsza dewastacja najdłuższego na świecie naturalnego toru saneczkowego z Koziej Góry na Błonia! - oburza sie Pollak. - Gdy otrzymałem oficjalne informacje od wiceprezydenta Piotra Kuci, to moje siwe włosy zjeżyły się na głowie, bo dowiedziałem się, że będą zniszczone naturalne rynny toru saneczkowego, które przetrwały dwie wojny światowe, stan wojenny Jaruzelskiego, a nawet demolkę uprawianą przez rowerzystów.

W październiku b.r. Rajmund Pollak skierował do prezydenta Jarosława Klimaszewskiego „wniosek obywatelski o zaprzestanie dewastacji toru saneczkowego”. Zdaniem bielszczanina, obiekt był symbolem Bielska i Bielska-Białej znanym w całej Europie na równi z wieżą Eiffla w Paryżu. Pan Rajmund chwali się, że doskonale zna historię toru, gdyż jego ojciec był ostatnim trenerem saneczkarstwa w Bielsku-Białej.

Przetrwał dwie wojny światowe i Jaruzelskiego

- Tor saneczkowy z Koziej Góry na Błonia był najpiękniejszym oraz najdłuższym w Europie i stanowił przez blisko sto lat jedną z wizytówek Bielska i Bielska-Białej. Gdyby nadal istniał, to mógłby stanowić prawdziwy zabytek skali światowej. Tor saneczkowy był dla naszego miasta tej rangi atrakcją, jaką jest wieża Eiffla dla Paryża, a Brama Brandenburska dla Berlina. W Mikuszowicach odbywały się mistrzostwa Polski w saneczkarstwie, a trenujące tutaj zawodniczki i zawodnicy sięgali nawet po złote medale mistrzostw świata. Odkąd nie ma toru, to nasze saneczkarstwo wlecze się w ogonie Europy. Barbarzyńska dewastacja tego obiektu sportowego była efektem braku troski o dorobek naszych przodków. Przypomnę, że tor saneczkowy powstał jeszcze w XIX wieku, a pierwotnie nosił nazwę die Rodelbahn i miał 3 km długości. W okresie zaboru austriackiego torem zajmowało się towarzystwo sportowe Beskiden-Verein, którego prezesem był burmistrz Bielska Karl Steffan, stąd nazwa schroniska - Stefanka. W okresie II Rzeczpospolitej schronisko na Koziej Górze Polacy określali jako schronisko nad torem. Po II wojnie światowej schronisko zostało przejęte przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie i tor saneczkowy w Mikuszowicach był miejscem wielu zawodów krajowych i międzynarodowych. Stanowił prawdziwą dumę stolicy Podbeskidzia - twierdzi Rajmund Pollak.

Tor w Cygańskim Lesie otrzyma drugie życie. Reanimacja za prawie 2 mln zł

Do apelu bielszczanina odniósł się zastępca prezydenta Bielska-Białej Piotr Kucia. - Realizowana rewitalizacja nie ma na celu odtworzenia obiektu jako sportowego, więc ewentualne zjeżdżanie na sankach nie jest możliwe. Zmiany bieżących planów inwestycyjnych w kontekście odbudowy toru jako obiektu stricte sportowego nie są możliwe. Zatrzymanie inwestycji i zaniechanie prac na tej lokalizacji, będącej częścią projektu rewitalizacji wiązałoby się z utratą przez Miasto pełnego dofinansowania projektu, którego wartość całkowita wynosi ok. 13,2 mln zł.

Sport ten staje się coraz bardziej niszowy

Realizowany obecnie projekt zakłada wytyczenie ścieżki pieszej po trasie dawnego toru, dzięki czemu będzie on pełnił funkcje dydaktyczne. Jak dodaje wiceprezydent Kucia, na planowanej ścieżce edukacyjnej staną mała architektura, tablice informacyjne oraz makieta dawnego toru saneczkowego, która przypominać będzie historię tego miejsca. Całości dopełni taras widokowy. Jako jeden z powodów braku chęci do odtworzenia pierwotnej funkcji toru bielscy urzędnicy wskazują, iż obecnie saneczkarstwo nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem, a sport ten staje się coraz bardziej niszowy.

Betonowa ścieżka w lesie. Oburzenie po publikacji zdjęcia szlaku na Kozią Górę - foto

- Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Jak mogą młodzi ludzie okazać chęć uprawiania saneczkarstwa, jeśli nie ma w pobliżu czynnego toru saneczkowego? Analogicznie, gdybyśmy nie mieli w kraju tak wielu skoczni, to w Polsce nie byłoby skoczków narciarskich. Wystarczy odpowiednia nawierzchnia i moglibyśmy mieć całoroczny tor, na który zjeżdżaliby zawodnicy i turyści z całego świata. Co więcej, mógłby on również służyć rowerzystom, rolkarzom, itd. Tor sam mógłby na siebie zarobić Obecnie saneczkarze jeżdżą trenować do Francji, Niemiec, Estonii czy na Słowację i płacą po 30-50 euro za jeden zjazd. Jestem pewien, że za ślizg po jedynym w Europie naturalnym torze zapłaciliby nawet 100 euro! - przekonuje Rajmund Pollak.

Według prywatnych szacunków pana Rajmunda, aby przywrócić budowli pierwotny stan, potrzeba zaledwie 2 mln zł.

Adam Kanik

Foto: Urząd Miejski w Bielsku-Białej, stan sierpień 2021