Ogólnopolski Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina wygrał w cuglach. Presja tylko go mobilizuje i motywuje do pracy nad sobą. Choć zachowuje stoicki spokój, to pielęgnuje romantyczną duszę. Będący u progu wielkiej kariery pianista z Bielska-Białej opowiada o tym, jak odnalazł swoją drogę. - Na sukces składa się mnóstwo czynników. Talent pomaga w tym, by dobrze słyszeć, do czego nie wszyscy mają predyspozycje. Wszystko jednak zależy od tytanicznej pracy i wielkiego poświęcenia, bo bez tego nic nie jest możliwe - mówi w wywiadzie Eryk Parchański.

- Zaskoczyło mnie twoje podejście do udziału w 52. Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina. Okazuje się, że jesteś nieustraszonym pianistą, który odkłada stres na bok i wręcz cieszy się, że może się oddać pod ocenę wytrawnego jury. Gdy rozmawiałem z innymi pianistami, miałem wrażenie, że konkursy bywają dla nich wręcz traumatycznym przeżyciem.

- Eryk Parchański: Nie boję się wyzwań, choć taka postawa i pokłady pewności siebie muszą być podbudowane latami wytężonej pracy. I miłością do muzyki. Podczas konkursu wiem, że cała moja praca zostanie doceniona, że znawcy dostrzegą też te elementy, które mogą umknąć publiczności. Dowiaduję się, co robię dobrze, a co powinienem poprawić. Lubię być w ten sposób wypunktowany przez profesjonalistów. Można się z czymś nie zgadzać, ale warto wziąć wszystko pod uwagę, co łatwiej pozwala odnaleźć własną drogę. Wiem, że podczas konkursów nie brakuje kontrowersji, że ludzie się polaryzują, że pianiści nieraz bardzo je przeżywają, ale takie są już ich cienie i blaski. Sam czerpię więc z tych konkursowych „lekcji” i naukę, i satysfakcję.

- Konkursy pomagają ci więc w rozwoju?

- Jak najbardziej. Skupiam się właśnie na rozwoju i na podnoszeniu umiejętności. Konkursy to najlepsza motywacja i impuls do pracy. Sprawiają, że angażuję się niemal bez reszty w to, by stać się lepszym artystą, by lepiej rozumieć muzykę, którą gram. Skupienie się na pracy i umiejętność koncentracji to najlepsze lekarstwo na stres. Unikam wtedy spraw, które mogłoby mnie rozpraszać, choćby korzystania z telefonu i patrzenia, kto co „polajkował”. Ale po prostu trzeba grać i grać, szczególnie przed publicznością, bo to buduje odporność. Wtedy, gdy wraz z konkursami przychodzi adrenalina, to staje się wręcz dodatkowym atutem. Ja jestem dopiero na dobrej drodze do tego, by na scenie czuć się zupełnie swobodnie i skupić wyłącznie na muzyce.

- Wszystko to - nomem omen - zagrało podczas prestiżowego konkursu. I 2 grudnia jury pod przewodnictwem prof. Piotra Palecznego ogłosiło cię bezapelacyjnym zwycięzcą. Bezapelacyjnym, bowiem drugiej nagrody nawet nie przyznano.

- Jestem bardzo szczęśliwy z tego zwycięstwa. Miałem na to nadzieję, chciałem tego, ale to na koniec zawsze miła niespodzianka. Ponadto, to satysfakcja i radość, że mnie doceniono. Odebrałem bardzo dużo gratulacji z Bielska-Białej, ale i z Kielc, które są moim drugim domem.

- Niestety, nie było żadnych transmisji z konkursu, co wywołuje duży niedosyt. Opowiedz, jak z twojej perspektywy przebiegał koncert i jakie utwory wybrałeś.

- W ciągu tygodnia przeszedłem trzy etapy, ćwicząc w trakcie przerw. W pierwszym etapie zagrałem utwory Scarlattiego, Debussy’ego, Chopina i Liszta, a w drugim Rapsodię Brahmsa, dwie ballady Chopina i - obecnie jeden z moich ulubionych utworów - Iberię Albéniza. Na finał wybrałem Koncert e-moll Chopina.

- Najczęściej grasz solowe recitale, a tu - w konkursowych warunkach - trzeba zagrać tak uwielbiany przez melomanów I koncert fortepianowy z całą orkiestrą. To spora różnica.

- Tak, nie wystarczy słuchać samego siebie. Trzeba patrzeć na dyrygenta i orkiestrę, a czasem dla dobra muzyki pójść na kompromis i nieco zmienić tempo. Miałem to szczęście, że dyrygował znakomity Marek Moś. Jego doświadczenie sprawiło, że podczas koncertu „dogadywaliśmy się” tylko między sobą, a on idealnie panował nad orkiestrą. O nic się nie musiałem martwić i granie podczas finału było dla mnie przyjemnością. Tym bardziej, że Koncert e-moll nie jest tak trudny do zgrania i po paru próbach z orkiestrą można być usatysfakcjonowanym z efektu.

- Zwieńczeniem konkursu był koncert laureatów, podczas którego wszystkie oczy były skierowane na ciebie.

- Takie momenty są piękne, wręcz nie do opisania. To było wspaniałe przeżycie, choć towarzyszył mi większy stres, niż podczas konkursu. Cieszyła mnie obecność najbliższych i znajomych. Nie zapomnę tych chwil.

- Co w karierze pianisty zmienia laur tego ogólnopolskiego konkursu?

- Oznacza więcej możliwości występowania. Choć sam organizuję swoje koncerty, to spływa więcej propozycji. Mam już potwierdzone kolejne koncerty, w tym 4 maja w Żelazowej Woli. Zagram też w Kielcach oraz w Dusznikach-Zdroju, gdzie prof. Paleczny zaprosił finalistów. Bardzo mnie ucieszyła możliwość zagrania koncertu w rodzinnym mieście z Bielską Orkiestrą Cavatina (22 lutego - relacja TUTAJ), czyli z wieloma znajomymi muzykami oraz - po raz pierwszy - z moim bratem Krzysztofem Kokoszewskim.

- To niezwykłe, że rok wcześniej Ogólnopolski Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina także wygrał bielszczanin. W Cavatinie wystąpiliście na jednej scenie.

- Znamy się z Mateuszem Dubielem, choć rzadko widujemy. To świetna sprawa dla Bielska-Białej, że stąd pochodzą utalentowani pianiści, ale nie tylko, bo mamy wielu innych znakomitych muzyków klasycznych i jazzowych. To niesamowite, że jest tu taka kultura muzyczna i pochodzi stąd tyle gwiazd. A przy tym to nie jest duże miasto i ci wszyscy muzycy znają się choćby z widzenia, a często znają się od dzieciństwa i występują razem. To wspaniałe być tego świadkiem, a jeszcze wspanialsze - być częścią tego muzycznego świata i współtworzyć życie kulturalne.

- Spotkacie się także za podczas XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w październiku 2025 roku. To jeden z największych konkursów na świecie, a pójście w ślady Zimermana czy Blechacza musi rozbudzać wyobraźnię.

- Brałem już udział w eliminacjach do poprzedniego i do kolejnego zapewne też się przygotuję. Podchodzę jednak spokojnie do Konkursu Chopinowskiego, bo są też inne na świecie o podobnej renomie.

- Jest jeszcze sporo czasu do Konkursu Chopinowskiego, a w dużej mierze program mam już przygotowany. Nie będę musiał aż tak wiele pracować nad nowymi utworami, dzięki czemu skupiam się obecnie na repertuarze innych kompozytorów.

- Czy wymagające poświęceń konkursy to jedyna droga do sławy?

- W zasadzie tak, bo trzeba mieć bardzo dużo szczęścia, aby wybić się w inny sposób. Często to znajomości. Można się też wyróżniać w inny sposób i wzbudzać zainteresowanie mediów i publiczności. Przykładami są choćby Yuja Wang czy Chatia Buniatiszwili.

- Dla wszystkich innych konkursy są najlepszą drogą, by zaistnieć. W końcu każdy się może zgłosić. A sukces w prestiżowych konkursach pozwala zacząć nagrywać. W przypadku Konkursu Chopinowskiego zwycięstwo wzbudza gigantyczne zainteresowanie.

- Jak wygląda codzienność młodego pianisty, który skupia się na rozwoju kariery?

- Ćwiczę osiem godzin dziennie - głównie w Katowicach, gdzie studiuję oraz w Kielcach. Swój instrument mam w Katowicach. Ćwiczę nawet w święta, co powoduje, że rzadko widuję bliskich i przyjaciół. Ostatnio jednak udało mi się odpocząć w Bielsku-Białej i ze wszystkimi spędzić trochę czasu.

- Przygotowuję się też do konkursów, a biorę również udział w kursach mistrzowskich. Bardzo lubię koncertować, bo pozwala to na postępy. A przy tym cenię sobie kontakt z publicznością i jej reakcje. To wielki komplement dla wykonawcy, gdy słucha się go w skupieniu, a czasem popłyną nawet łzy wzruszenia.

- Gdy mam okazję, to chodzę na recitale fortepianowe, w tym koncerty prawdziwych mistrzów. Warto słuchać muzyki na żywo, bo brzmi inaczej, niż z płyt. Podpatrywanie innych jest inspirujące, gdyż poznaje się nowe pomysły i wizje oraz inne sposoby postrzegania muzyki. Nawet jeśli czasem można się zirytować, gdy nie zgadza się tym, że ktoś nadużywa pola do interpretacji.

- Właśnie, szczególnie podczas konkursów chopinowskich trwają zażarte dyskusje o interpretację muzyki wielkiego kompozytora.

- Przypuszczam, że gdyby Chopin słuchał konkursów chopinowskich, stwierdziłby, iż współczesne interpretacje są katastrofalne i nijak się mają do jego zamysłu. To nieprawda, że wszyscy grają Chopina tak samo. Każdy ma swoją wersję Chopina. Sam staram się wiernie oddawać jego wyobrażenia na tyle, na ile pozwala na to moja wiedza o jego utworach. Ciągle się kształcę, nie mówię „nie” różnym drogom, ale myślę, że już jestem w stanie ocenić intencje kompozytora. To wszystko nie znaczy bynajmniej, że nie nie można wykorzystać pola do tego, by coś robić po swojemu. Ważne, by ta interpretacja była własna, spójna i konsekwentna, a przy tym świadoma tego, że muzyka, którą się wykonuje, zazwyczaj jest tak piękna, że nie potrzebuje poprawek. Dodając coś od siebie, nie warto zaburzać całości.

- Jak wypracować własny, charakterystyczny styl?

- To codzienna praca, o której już rozmawialiśmy, ale nie tylko. Pianista ma problem z tym, by oceniać sam siebie. Dlatego trzeba się nagrywać, słuchać i wyciągać wnioski. Nieraz na scenie obserwujemy wręcz ekscentryczne zachowania, czasem wynikającego z tego, że są one sposobem na skupienie się na muzyce. Bywa, że to się dobrze sprzedaje. Martin Garcia Garcia zasłynął choćby podśpiewywaniem podczas ostatniego Konkursu Chopinowskiego. Inni uzupełniają szeroko pojęty styl gry nawet na ćwiczeniu gestów, mimiki i uśmiechu.

- Gdy gram, lubię pokazywać jak najwięcej kontrastów. Im więcej oddaje się charakteru danego kompozytora i jego emocji, tym lepiej, bo jednolite granie nie jest przyjemne ani dla grającego, ani tym bardziej dla słuchającego. Dążąc do oddawania różnych odcieni muzyki, staram się nie zapominać o tym, że podczas grania Beethovena powinienem szokować bardziej, niż choćby podczas grania Chopina.

- Pochodzisz z rodziny muzyków. Od zawsze kariera artystyczna była dla ciebie oczywistą drogą?

- Moja mama, Jolanta Kokoszewska, była pianistką, a i jej rodzice byli muzykami. Babcia była wokalistką, a dziadek grał na skrzypcach i był koncertmistrzem w Kielcach. W tej samej Filharmonii Świętokrzyskiej grają ciocia i wujek. Muzykami są i moi trzej bracia: Albert, Krzysztof i Filip. Jestem z nich dumny, bo mają duże osiągnięcia. Jestem z nich najmłodszy, ale mamy ze sobą dobry kontakt i wspieramy się wzajemnie, mimo że ze sobą nie gramy. Mogę liczyć na ich cenne rady, a wiele dało mi obserwowanie tego, jak pracują, działają i rozmawiają o muzyce. Mają wiele do powiedzenia nie tylko o sztuce, ale i o życiu. Mogę nawet stwierdzić, że jestem złożony ze wszystkich ich rad i rad innych członków rodziny.

- W jakim wieku zacząłeś grać na fortepianie?

- W wieku siedmiu lat. Od razu usłyszałem, że się do tego nadaję. Mama też miała taki pomysł, tym bardziej, że mogła mi w tym pomóc, choć bracia grali już na czymś innym. Na początku była to po prostu zabawa i nie było żadnej presji, by iść do szkoły muzycznej. Lubiłem już wtedy chodzić na koncerty, ale nie byłem dzieckiem, które wyjątkowo paliło się do grania. Dopiero po czasie okazało się, że mam potencjał. W bielskiej szkole muzycznej spędziłem osiem lat i mam bardzo dobre wspomnienia.

- Wyprowadziłeś się jednak do Kielc.

- Urodziłem się w Bielsku-Białej, ale w wieku 15 lat przeniosłem się tam z powodu muzyki. Chciałem postawić kolejny krok w swoim rozwoju, a zdecydowała świetna szkoła muzyczna i mój wyjątkowy profesor - dyrektor Artur Jaroń. To dzięki niemu potrafię to, co potrafię, a dziś kształcę się pod mistrzowskim okiem profesora Wojciecha Świtały w katowickiej Akademii Muzycznej.

- Wcześnie zdecydowałeś o postawieniu na karierę muzyczną. Co stoi za taką decyzją i za tym, że można z sukcesem podążać tą ścieżką.

- Na sukces składa się mnóstwo czynników. Talent pomaga w tym, by dobrze słyszeć, do czego nie wszyscy mają predyspozycje. Naturalna muzykalność jest ważna. Nie można pominąć tak kluczowych czynników, jak wychowanie i doświadczenia z dzieciństwa. Wszystko jednak zależy od tytanicznej pracy i wielkiego poświęcenia, bo bez tego nic nie jest możliwe.

- Jest taki moment, że coś w głowie „przeskakuje”, że młody człowiek decyduje o tym, czy rzucić wszystko inne i życie podporządkować muzyce. W wieku 13-14 lat, gdy poznałem profesora Jaronia, uwierzyłem, że gdy będę dużo pracował, to może się udać. Dziś wiem, że nie ilość, ale jakość się liczy, możliwość polegania na mentorach i na wsparciu bliskich. Patrząc na historie nastolatków dobrze widzę, że nie wszystkim życie może się tak dobrze ułożyć. Sam jako dziecko wolałem narty czy piłkę od ćwiczeń, a dziś jestem wdzięczny za rozbudzenie we mnie pasji, szczególnie za to, jak mobilizowała mnie mama. Nie zmuszała mnie do niczego, ale podpowiadała i była ze mną. Gdybym sam miał o wszystkim decydować jako dziecko, byłbym dziś gdzie indziej. Dziś zdaję sobie sprawę z tego, że dla rodziców to także wielkie wyzwanie, aby się w tym wszystkim odnaleźć.

- Poszczęściło mi się na każdym etapie rozwoju, więc chcę to bardzo dobrze wykorzystać. Wiem, ile miałem szczęścia, mając taką rodzinę i takie otoczenie w najmłodszych latach.

- Dużo rozmawiamy o pracy, ale bez miłości do muzyki nie miałaby ona sensu.

- W istocie. Byłem zafascynowany muzyką od dzieciństwa, zawsze lubiłem jej słuchać. Wychowywałem się z Jazzową Jesienią i Zadymką Jazzową. Moi przyjaciele z Bielska-Białej są znakomitymi jazzmanami i bardzo cenię jazz, a słucham też choćby R&B czy hip-hopu. Co więcej, zaczynałem grać jazz, ale nie do końca się w tym odnalazłem i szybko zrozumiałem, że bardziej mnie oddaje muzyka klasyczna. Nie wykluczam, że kiedyś jednak wrócę do jazzu.

- Dziś najchętniej gram Chopina, Rachmaninowa, Beethovena, Skriabina, Czajkowskiego i Paderewskiego. Jak widać, skłaniam się ku romantykom, bo najlepiej czuję ich muzykę i emocje, jakie niesie. Na razie nie czuję takiej więzi na przykład z muzyką barokową i Bachem.

- Gdy biorę do ręki nowe nuty, to towarzyszy mi przyjemne uczucie. Niby znałem jakiś utwór, ale bywam nieraz zaskoczony, jaki w danym miejscu był zamysł kompozytora. Nauka nowego utworu to także przyjemność. Przechodzenie kolejnych etapów nauki i dodanie własnej wizji przynosi mi satysfakcję.

- Jestem młody i cieszy mnie, że repertuar jest tak gigantyczny, nawet ten stricte romantyczny, że nie starczy mi życia, aby go poznać. To także motywacja, by podejmować właściwe decyzje, by kierować się tym, co się czuje. To sztuka wyboru, bo postawienie na jakiś konkretny repertuar to konieczność wielomiesięcznej pracy nad jego doskonałą interpretacją.

- Muzyka to cały twój świat czy pielęgnujesz inne pasje?

- Staram się pamiętać, że życie to nie tylko muzyka. Warto wolny czas poświęcać bliskim, a także odreagować na własny sposób. Wspominałem już o narciarstwie. Od dzieciństwa uwielbiam narciarstwo zjazdowe, niegdyś brałem udział w zawodach i jeżdżę całkiem nieźle. Miło wspominam też grę w piłkę, a na co dzień - jak rówieśnicy - oglądam też filmy i gram na komputerze. Jednak mój cel, to dalszy rozwój, udział w konkursach i koncertowanie. Czuję, że obrałem najlepszą dla siebie drogę.

Rozmawiał: Marcin Kałuski
[email protected]

xxx

Eryk Parchański - student Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie prof. dr hab. Wojciecha Świtały. Naukę gry na fortepianie rozpoczął w ZPSM im. S. Moniuszki w Bielsku-Białej. Naukę kontynuował w klasie fortepianu Artura Jaronia w ZPSM im. L. Różyckiego w Kielcach, którą ukończył z wyróżnieniem.

Dotychczas był laureatem wielu ogólnopolskich i międzynarodowych konkursów pianistycznych. Jest zdobywcą: pierwszych nagród w Żaganiu, Rybniku, Koninie, Koszycach i Kielcach; drugich w Augustowie, Koninie-Żychlinie i Płocku; trzecich w Kownie i Augustowie. Ma na koncie: Grand Prix na I Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim „Gloria Artis” w Wiedniu, Złotego Parnasa podczas XIV Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic”. We wrześniu 2019 roku został finalistą I Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie. Do ostatnich osiągnięć należy pierwsza nagroda na 52. Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Jest trzykrotnym stypendystą ministra kultury i dziedzictwa narodowego za osiągnięcia artystyczne oraz laureatem programu stypendialnego ,,Młoda Polska”.

Koncertował z Lwowską Orkiestrą Kameralną Akademia, Lwowską Orkiestrą Filharmonii Narodowej we Lwowie, Orkiestrą Filharmonii Świętokrzyskiej w Kielcach, Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie oraz Orkiestrą Kameralną Filharmonii Narodowej w Warszawie.

Trzykrotnie brał udział w recitalach w Domu Urodzenia Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli, w Koncertach Chopinowskich pod Pomnikiem w Łazienkach Królewskich w Warszawie oraz w Pałacu na Wyspie w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Jest laureatem Estrady Młodych 55. Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku. Na koncie ma wiele koncertów w różnych krajach, takich jak: Dania, Austria, Niemcy, Słowacja, Ukraina, Litwa.

Brał i bierze udział w wielu kursach mistrzowskich, gdzie szkolił się pod okiem znakomitych profesorów (Andrzej Jasiński, Kevin Kenner, Philippe Giusiano, Lidia Grychtołówna, Carlo Palese, Eugen Indjic, Mikhail Voskresensky, Yamamoto Takashi).

Zdjęcia: Lucjusz Cykarski, Bielskie Centrum Kultury; archiwum E. Parchańskiego