W obliczu rosnących stóp procentowych i obecnych zawirowań na rynku finansowym można się zastanawiać, kto dziś jest w trudniejszej sytuacji: złotówkowicze czy frankowicze? W sieci istnieje wiele informacji na temat kredytów frankowych, warto je jednak usystematyzować. Radca prawny Leszek Krupa z Kancelarii Kupilas&Krupa z Bielska-Białej w oparciu o praktykę i orzecznictwo w prowadzonych przez Kancelarię licznych postępowaniach przeciwko bankom (głównie jest to orzecznictwo Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej, Sądu Okręgowego w Katowicach i Sądu Apelacyjnego w Katowicach) wyjaśnia najważniejsze zagadnienia związane z kredytami frankowymi.

W niniejszej publikacji celowo używa się zwrot „kredyty frankowe”, gdyż uznanie ich za frankowe w ścisłym znaczeniu musiałoby wiązać się z przyjęciem, że są to kredyty walutowe - to znaczy takie, gdzie kredytobiorca zaciągnął zobowiązania uzyskania kredytu w walucie obcej. Tymczasem w praktyce było inaczej. W latach 2005-2009 banki masowo udzielały kredytów, które były powiązane z walutą franka szwajcarskiego (CHF).

Kredytobiorca nie otrzymywał CHF

Powiązanie oznaczało, że kwota kredytu w umowie była wyrażona w CHF, ale kredytobiorca otrzymywał wyłącznie PLN (to są tzw. kredyty denominowane) albo kwota kredytu w umowie była wyrażona w PLN i kredytobiorca otrzymywał PLN, ale saldo jego zadłużenia było przeliczane na CHF (to są tzw. kredyty indeksowane). W każdym wypadku saldo kredytu (kwota zadłużenia) było dla klienta wyrażone w CHF, a spłacał on PLN, które następnie bank przeliczał na CHF i pomniejszał w ten sposób istniejące zadłużenie kredytowe. Co najważniejsze, kredytobiorca nie otrzymywał CHF i nie spłacał CHF, co wyklucza uznanie takiego kredytu za kredyt walutowy w czystej postaci.

Jak się okazuje, także bank nie dysponował frankami na potrzeby zawieranej umowy (nie miał takiej potrzeby, gdyż nie musiał CHF wypłacić kredytobiorcy). Dopiero od 2011 roku, kiedy nastąpiły zmiany w prawie, umożliwiono kredytobiorcom spłatę ich rat kredytowych bezpośrednio w CHF. Opisane wyżej kredyty stanowiły ogromną część udzielanych kredytów hipotecznych we wskazanym okresie. Sporadycznie zdarzało się, aby banki udzielały wówczas kredytów powiązanych w innymi walutami obcymi niż CHF.

Skąd taka afera?

Afera jest o uczciwość. Jak frankowicze wskazywali od lat, zostali pokrzywdzeni działaniem banku i zaproponowaniem im przez bank - instytucję zaufania publicznego - bardzo ryzykownych i, jak się obecnie okazuje, nielegalnych rozwiązań finansowych. Główną przyczyną sporu jest stosowanie przez banki tzw. spreadów walutowych, czyli różnicy pomiędzy kursem kupna a kursem sprzedaży waluty oraz sposobu ich ustalania.

Banki w praktycznie wszystkich umowach kredytowych wprowadzały zapis (obecnie jednolicie kwestionowany przez sądy), że wszelkie ustalenia kursu kupna i kursu sprzedaży CHF będą oparte o tzw. bankowe tabele kursów. Oznaczało to, że w praktyce banki wprowadziły sobie możliwość ustalenia kursu CHF, także w oderwaniu od realiów rynkowych. Co więcej, z umów kredytowych nie wynikało, w jaki sposób takie bankowe tabele kursów są tworzone, co powodowało, że kredytobiorca nie dość, że nie wiedział, ile będzie miał do spłaty kredytu, to jeszcze nie wiedział, jak jego saldo kredytu i spłaty będą obliczane.

Zawierając umowę, kredytobiorca wiedział jedynie ile otrzyma złotówek (w przypadku kredytów indeksowanych - ale tutaj nie widział, ile będzie wynosiło jego zadłużenie w CHF) albo ile będzie wynosiło jego zadłużenie w CHF (w przypadku kredytów denominowanych - ale w tym wypadku nie widział, ile otrzyma złotówek). W każdym z tych wypadków kredytobiorca niejako brał kredyt w ciemno. Bank natomiast stosował skrajnie niekorzystny dla kredytobiorcy mechanizm. Polegał on na tym, że przy wypłacie kredytu ustalał kwotę wypłacanych złotówek albo saldo zadłużenia w CHF po kursie kupna (najmniej korzystnym dla kredytobiorcy) tej waluty, który ustalał samodzielnie i w sposób wiadomy tylko bankowi.

Podwójne obciążenie kredytobiorcy

Z kolei przy spłacie raty kredytu przeliczał spłacane złotówki na CHF po kursie sprzedaży (znowu najmniej korzystnym dla kredytobiorcy), ustalonym tak samo. Dokonywał zatem obciążenia kredytobiorcy tzw. spreadem podwójnie i w dodatku w sposób, jakiego kredytobiorca nie mógł kontrolować. Wszystko to w sytuacji, gdy bank w ogóle nie kupił franka szwajcarskiego na potrzeby wykonywania tych operacji i nie musiał go nikomu oddać, czyniąc ze wskazanego spreadu wyłącznie swoje źródło zarobkowania.

Dodatkowo kredytobiorcy byli utwierdzani w przekonaniu, że produkt, na który się decydują jest bezpieczny i nie przewiduje się znacznych zmian kursu CHF do PLN. Wielu z nich było też pozbawionych wyboru. Otrzymywali z banku informację, że nie posiadają zdolności kredytowej na kredyt w złotówkach. W tamtym czasie był to kredyt trudniejszy do uzyskania z uwagi na wyższą ratę, a co za tym idzie, konieczność legitymowania się wyższymi zarobkami.

Część banków wydaje się już być pogodzona w tym, że umów kredytów frankowych nie da się obronić i proponuje klientom ugody, o których mowa będzie niżej. Formalnie jednak banki w swoich wystąpieniach bronią ważności tych umów. Podnoszą sprzeczną z orzecznictwem sądowym argumentację, a także za wszelką cenę usiłują zniechęcić tzw. frankowiczów do wybrania sądowego rozstrzygnięcia ważności zawartej umowy kredytowej.

Co na to sądy?

Obecnie stosowana praktycznie jednolita linia orzecznicza sądów śląskich już od około dwóch lat prowadzi do unieważniania takich umów i zasądzania na rzecz kredytobiorców wpłaconych rat kredytu oraz zwrotu na ich rzecz kosztów procesu. W zasadzie nie są spotykane w tym zakresie wyroki niekorzystne dla frankowiczów.

Zgodnie z dostępnymi statystykami, w ostatnich dwóch latach frankowicze wygrywają ok. 98 proc. postępowań w I instancji i ok. 97 proc. postępowań w II instancji. Sądy jednoznacznie wskazują, że postanowienia zawartych umów są nieskuteczne wobec kredytobiorców z uwagi na naruszenie równowagi kontraktowania i zastrzeżenia przez banki możliwości jednostronnego sterowania kursami CHF, przyjmowanymi do rozliczeń na podstawie zawartych umów. Sądy wskazują też, że po usunięciu takich nieskutecznych postanowień z umów, samych umów nie da się wykonać, co prowadzi do konieczności ich unieważnienia.

Jak wygląda sprawa sądowa?

Zanim dojdzie do sprawy sądowej należy wezwać bank do dobrowolnego rozwiązania sprawy w drodze ugody. Niestety, zazwyczaj banki nie oferują na tym etapie żadnego wartego rozważenia rozwiązania. Jeśli już pozew trafi do sądu, zostanie on doręczony bankowi, który będzie musiał udzielić na niego odpowiedź. Po wymianie pism procesowych będzie wyznaczona rozprawa, na której mogą być przesłuchani świadkowie (zazwyczaj osoby, które udzielały kredytu) i kredytobiorcy. W niektórych przypadkach sąd może także powołać biegłego sądowego z zakresu finansów i bankowości dla ustalenia pewnych rozliczeń pomiędzy kredytobiorcami i bankiem. Następnie sąd wyda wyrok w I instancji, od którego z wysokim prawdopodobieństwem będzie złożona apelacja.

Wyrok będzie prawomocny dopiero w przypadku, gdy apelacja nie wpłynie lub w dacie wydania wyroku przez sąd apelacyjny. Obecnie rozpoznanie sprawy tzw. kredytu frankowego w obu instancjach zajmuje średnio ok. 2-3 lat.

Czy warto iść na ugodę?

Zawsze warto rozważyć ugodę, ale nie zawsze warto ją zawrzeć. Proponowane przez banki ugody są różnego typu, dwie najbardziej popularne opcje to:

1/ przeliczenie kredytu od początku jego obowiązywania i uczynienie z niego kredytu złotówkowego z przyjęciem takich parametrów, jakie proponowane były kredytobiorcom, którzy zawierali umowy kredytów złotówkowych,
2/ przeliczenie istniejącego salda kapitału po wynegocjowanym z kredytobiorcą kursie CHF (niższym od obecnego).
 
Propozycje ugód są znacznie mniej korzystne niż obecnie funkcjonujące orzecznictwo sądowe. Część kredytobiorców nie chce korzystać z drogi sądowej (z różnych przyczyn - finansowych, emocjonalnych, związanych ze stresem wynikającym z obecności w sądzie). Z pewnością ugody są dobre dla takich osób, które kosztem mniejszej korzyści finansowej rozwiązują swój problem związany z posiadaniem opisanego wyżej kredytu walutowego. Są też pewne, że ustalone z bankiem zasady będą stosowane i nie będą wiązały się z kolejnymi wizytami w sądzie.
 
Trzeba jednak wskazać, że pozostawienie umów kredytowych w takich wypadkach w mocy i jednoczesne wyrażenie zgody na oprocentowanie ustalonych z bankiem kwot tzw. stawką WIBOR, przy obecnie galopujących stopach procentowych, może być bardzo ryzykowne. Skutkować może także faktycznym brakiem korzyści, jaką oferuje sądowe rozwiązanie sprawy kredytu.

Zmiany stóp procentowych mają wpływ na sytuację frankowiczów?

Najpierw trzeba wyjaśnić, jak zbudowane jest oprocentowanie w umowach kredytowych powiązanych z CHF. Przy kredytach ze zmiennym oprocentowaniem (a z takim były udzielane kredyty frankowe) kluczowa jest stawka bazowa LIBOR. Obecnie jest ona zastąpiona stawką SARON w związku z zaprzestaniem stosowania LIBOR od grudnia 2021 roku oraz stałej marży banku, określonej w umowie kredytowej. Powyższe kwestie różnią umowy kredytu powiązanego z CHF od kredytów złotówkowych, w których stosuje się stawkę WIBOR oraz stałą marżę banku. Średnia marża banku w przypadku tzw. kredytów frankowych wynosiła ok. 1,5 proc. w skali roku.

Obecnie SARON (3M, czyli na okres trzech miesięcy) jest ujemny i wynosi ok. -0,71 proc. (czyli realne oprocentowanie kredytu tzw. frankowego jest bardzo niskie). Z kolei WIBOR (3M) obecnie wynosi 5,68 proc. i stale rośnie, co powoduje, że oprocentowanie kredytu złotówkowego może być nawet kilka razy wyższe niż kredytu powiązanego z CHF.

Na skutek ciągłej podwyżki w ostatnich miesiącach stóp procentowych rośnie także wysokość stawki WIBOR. Podwyżki te nie mają zasadniczego znaczenia dla stawki SARON, charakterystycznej dla kredytów frankowych. Dla przykładu: w dniu 1 września 2021 WIBOR 3M wynosił 0,23 proc., a obecnie wynosi 6,31 proc. (wzrost o 2400 proc.). Natomiast 1 września 2021 SARON 3M wynosił -0,72 proc., a obecnie wynosi -0,71 proc. (wzrost o 1 proc.). Można z wysokim prawdopodobieństwem założyć, że WIBOR w dalszym ciągu będzie rósł.

Trzeba ostrożnie podchodzić do propozycji banku

Ma to ogromne znaczenie dla osób, które decydują się na ugodę z bankiem, na mocy której ich dalsze rozliczenie z bankiem będzie oparte o WIBOR. W praktyce takie osoby mogą po kilku dalszych latach znajdować się w dużo gorszej sytuacji finansowej i nie skorzystać w jakikolwiek sposób na obecnych możliwościach rozwiązania spraw kredytów frankowych, decydując się po raz kolejny na wieloletnie zobowiązanie realizowane na nieznanych dzisiaj założeniach finansowych.

W niektórych przypadkach może się nawet okazać, że taka ugoda, która dzisiaj wydaje się być korzystna, okaże się mniej korzystna niż dalsze realizowanie umowy tzw. kredytu frankowego bez ingerencji w jego treść. Każdorazowo należy bardzo ostrożnie podchodzić do propozycji banku w zakresie oferowanej ugody i skonsultować się z prawnikiem oraz doradcą finansowym.

Artykuł powstał przy współpracy z Kancelarią Prawną Kupilas&Krupa z Bielska-Białej

***

Powyższa publikacja portalu bielsko.biala.pl jest częścią cyklu artykułów na temat aktualnych problemów prawnych, z jakimi spotyka się każdy z nas w życiu prywatnym czy pracy zawodowej. Opracowania powstały dzięki współpracy z ekspertami z renomowanej kancelarii prawniczej z Bielska-Białej, którzy raz w miesiącu odpowiadać będą na łamach portalu na pytania Czytelników w sprawach dotyczących poruszanych zagadnień. Pytania można zadawać w formie komentarza do artykułu, na naszym profilu w Facebooku i na adres: [email protected], a także na adres i w portalach społecznościowych Kancelarii Prawnej Kupilas&Krupa.

Dotychczas w tym cyklu ukazały się następujące artykuły: