Bielscy nauczyciele, którzy dokonali niemożliwego wrócili do kraju. Powoli wracają też do funkcjonowania w normalnej rzeczywistości europejskiej. Dni grozy, jakie zgotowała im sytuacja pandemiczna w Himalajach z pewnością zapamiętają na długo. Nepal odcisnął na nich swoje piętno. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Swoje doświadczenia zamierzają przekuć w dobrą karmę. Chcą zbudować w Nepalu szkołę dla 80 uczniów!

- Nepal to dwa różne światy, jeden pokazywany w mediach, drugi zastany na miejscu - mówi Sebastian Sojka, współwłaściciel LO Edukacja w Bielsku-Białej (zob. artykuł Bielszczanie uwięzieni w Nepalu. Wojsko wyszło na ulice, zamknięto granice ZDJĘCIA). Na naszą prośbę bielscy nauczyciele wspominają dramatyczne chwile na obczyźnie, gdy wydawało im się, że nie ma możliwości powrotu do kraju. Pustki na ulicach, wszędzie wojsko z bronią, wielokrotne legitymowanie w punktach kontrolnych. - To mogło być przerażające. Wszechogarniające poczucie beznadziei, widok broni, niepewność tego co będzie, to może wzbudzać traumę - opowiadają bielszczanie.

Polowanie z łapką na muchy

Choć osobiście nie zatknęli się z indyjską odmianą koronawirusa, to siłą rzeczy ugrzęźli w samym środku zdarzeń, które przez długi czas nie pozwalały im zakończyć wyprawy i wrócić do rodzin. Do Bielska-Białej. - W mediach podawano, że na ulicach Nepalu gęsto ścielą się trupy, ale my żadnego nie widzieliśmy. Poza mężczyzną, który powiesił się, ponieważ stracił możliwość zarabiania na rodzinę. My po prostu chcieliśmy wrócić do domu! - relacjonuje drugi z bielskich himalaistów Łukasz Adamczyk.

- Tam walka z pandemią przypominała polowanie z łapką na muchy. Wojsko odbierało ludziom motocykle, do przejazdu taksówką trzeba było mieć ważny test PCR. Wszystko po to, by ludzie się nie przemieszczali. Mimo to w godzinach 6-9, kiedy otwierane były sklepy, wszyscy wychodzili na ulicę, kłębili się tłumnie na targach i w witrynach. Ludzie nie bali się pandemii, bali się restrykcji. Za wyjście na zewnątrz groziła kara ok. 2 tys. USD. To dla tych ludzi ogromny majątek, dlatego nie protestowali i siedzieli w domach - dodaje Sojka.

Z relacji bielszczan maluje się dramatyczny obraz Nepalu nie jako raju turystycznego, bo turystów prawie już nie było, ale jako zapomnianego przez świat państwa na skraju nędzy. Jak opowiadają, standardy higieny mocno odbiegały od tych, jakie obowiązują w Europie. - Wielokrotnie widzieliśmy kobiety piorące ubrania w rzece. Ludzie nie byli brudni, ale chodzili w brudnej odzieży. Walające się śmieci niejednokrotnie powodowały odruch wymiotny. Widzieliśmy ogromną biedę - mówią.

Postanowili, że warto im pomóc

Powrót do domu przyniósł ogromną ulgę, jednak widoki zapamiętane z Nepalu skłoniły nauczycieli z Bielska-Białej do głębokiej refleksji. Postanowili, że zrobią dla tych biednych, życzliwych ludzi coś dobrego.

- Idąc przez góry, spotykaliśmy dzieci. Skromne, umorusane, ale nie proszące nas o nic. Te dzieci pod gołym niebem uczyły się wspólnie angielskiego z jakiejś zniszczonej książeczki. Uczyły się, bo chciałyby komunikować się ludźmi, którzy odwiedzają ich kraj. Postanowiliśmy, że warto im pomóc. Chcielibyśmy dać im narzędzie, które może przyczynić się do poprawy standardu ich życia. Stąd pomysł zbudowania szkoły w Himalajach - tłumaczy Sebastian Sojka.

Kolejny pomysł niemożliwy do wykonania? Poprzez wyprawę w Himalaje obaj już udowodnili, że niemożliwe dla nich nie istnieje. W końcu w pięć miesięcy od pierwszego założenia „raków” na nogi pokonali symboliczną barierę sześciu tysięcy metrów, zdobywając Imja Tse (Island Peak). Pomogli przy tym jednemu ze swoich uczniów, który cierpi na rzadką chorobę, Mateuszowi Gruszczykowi.

Szkoła w Himalajach dla 80 uczniów

- Kiedy zaczynaliśmy projekt „Dokonać niemożliwego”, zbiórka na leczenie Mateusza zatrzymała się na trzystu złotych. Teraz jest cztery tysiące procent więcej. Przyznaję, w odruchu paniki założyliśmy też zbiórkę na nasz powrót do domu, ale poradziliśmy sobie z własnych pieniędzy, a całą zebraną kwotę również przekazujemy Mateuszowi. Szkoła w Himalajach jest kolejnym naszym wyzwaniem. Wierzymy, że to będzie coś na zasadzie kuli śnieżnej - przekonuje Sebastian Sojka.

Zaraz po powrocie do Polski bielscy nauczyciele rozpoczęli starania, by wybudować szkołę w Himalajach dla 80 uczniów. Realizacja projektu kosztować będzie ok. 25 tys. zł. W akcję już teraz włączyły się fundacje „Otwarty Świat” z Bielska-Białej oraz „Dzieci z Nanga Parbat” z Pakistanu. Angażują się w nią również osobistości polskiego himalaizmu: Krzysztof Wielicki, Magdalena Gorzkowska, Witold Mackiewicz (ojciec tragicznie zmarłego Tomasza). Czy bielszczanie kolejny raz dokonają niemożliwego? Z pewnością jako pierwsi dowiecie się o tym z portalu bielsko.biala.pl!

Adam Kanik