Starzy znajomi, głównie byli i obecni członkowie Aeroklubu Bielsko-Bialskiego, plują na siebie jadem. Cierpi na tym cały klub, a więc także miasto i jego mieszkańcy. Niektórzy sugerują, że ich konflikt ma drugie dno i wróżą poważną aferę, która zagrozi istnieniu bielskiego lotniska. Inni z politowaniem patrzą, jak - ich zdaniem - kilku facetów walczy po prostu o władzę.
 
Spór trwa na linii zarząd ABB - „spadochroniarze”, choć ci drudzy woleliby unikać określenia, które sugeruje, że tylko członkowie sekcji spadochronowej nie są zadowoleni z działań zarządu. - Pan Kluka reprezentujący sekcję spadochronową chce odwołać zarząd - precyzuje prezes ABB Leszek Matuszek. - Swoje stanowisko argumentuje tym, że zarząd rzekomo jest skłócony z miastem, że nie stara się o utwardzenie pasa startowego, itd. W swoim oświadczeniu udowodniłem, że to są bzdury. Oświadczenie ukazało się ostatnio na stronie internetowej ABB (pisaliśmy o tym w artykule Konflikt w bielskim aeroklubie).
 
Nie mają z czego skakać
 
Członkowie sekcji spadochronowej twierdzą, że nie mają z czego skakać, a z jakichś osobistych pobudek zarząd nie chce korzystać z usług firmy Normal, która mieści się na terenie lotniska i dysponuje bardzo dobrą bazą statków powietrznych.
 
 - To nieprawda, że nie ma z czego skakać. W zeszłym roku sekcja spadochronowa mogła korzystać z samolotu JAK-12. Teraz podpisaliśmy umowę ze specjalistyczną firmą na samolot do wyrzucania skoczków. Od maja (tego roku - przyp. red.) można z niego korzystać - podkreśla Matuszek. - Ale spadochroniarze są niezadowoleni, bo twierdzą, że lepszy sprzęt ma Normal. Tymczasem samoloty tej firmy mają zakaz startowania i lądowania na naszym lotnisku. Dlaczego? Bo firma nie ma podpisanego porozumienia z ABB. Normal wcześniej z lotniska korzystał, lecz - jak wyjaśnia nasz rozmówca - nie miał pisemnej zgody. Prezes zapewnia, że ABB wielokrotnie próbował porozumieć się w tej sprawie, ale właściciel firmy nie chciał zgodzić się na stawiane warunki, głównie finansowe.
 
Mamy więc firmę, która chce korzystać z lotniska i zarząd, który nie zamierza na to pozwolić. Jak przyznaje szef aeroklubu, „nie tylko ze względów finansowych”. Problem wydaje się prosty, gdyż strony teoretycznie mogłyby szybko porozumieć się w kwestiach sprzętowych. Prezes sugeruje jednak, że sprawa ma... drugie dno i zarzuca swoim przeciwnikom nieczyste zagrania. Mieli oni rzekomo zbierać podpisy członków ABB - nie wyjaśniając im dokładnie o co chodzi - by je dołączyć do pisma przewodniego domagającego się usunięcia obecnego zarządu.
 
Chcą nas wygryźć!
 
 - Bielski aeroklub został uwłaszczony. Dysponujemy teraz ogromnym majątkiem. Dlatego chcą nas wygryźć - sugeruje szef ABB. - Rzecz jasna, my nie chcemy niczego sprzedawać. Możemy jedynie część terenu dzierżawić pod jakąś działalność, żeby rozwijać lotnisko.
 
Oponenci przedstawiają inną wersję wydarzeń. Tłumaczą, że nie mają dostępu do strony internetowej ABB, a przez to pozbawieni są możliwości publicznej obrony i sprostowania stawianych im zarzutów. Nie chcą, aby mówić o nich „spadochroniarze”, gdyż są wśród nich także członkowie innych sekcji. Zarzucają władzom stowarzyszenia działanie na jego niekorzyść. Dlaczego po półtorarocznych „rządach” - pytają - władze dopiero teraz postarały się o samolot dla spadochroniarzy, który w dodatku nie jest szczytem marzeń skoczków?
 
- Samolot klubowy nadaje się tylko do szkolenia, lata maksymalnie na wysokość 1000-1500 metrów. Dlatego Piotr Jafernik (członek sekcji spadochronowej i właściciel firmy Normal - przyp. red.) zakupił i udostępnił - oczywiście odpłatnie - klubowi swój statek powietrzny, który ma nieporównywalnie większe możliwości. Aeroklub na tym zarabiał, bo sekcja spadochronowa zaczęła prężnie działać, szkolić nowych członków, organizować młodzieży czas - opowiada Wojciech Gorgolewski, były członek zarządu ABB, od wielu lat związany z aeroklubem.
 
Za szybko się rozwija
 
W zamian za korzystanie z pasa startowego, właściciel firmy Normal miał utrzymywać lotnisko. Zakupił specjalny ciągnik i dbał o płytę. Ale w czerwcu 2011 dowiedział się, że układ zostaje zerwany, a on ma zakaz korzystania z lotniska, który dotyczy jego osobiście oraz firmy Normal. Prezes ABB miał uzasadniać zakaz m.in. tym, że sekcja spadochronowa za szybko... się rozwija.

 
 - Owszem, zaproponowano mi dalszą współpracę, ale na zaporowych warunkach - mówi Jafernik i dodaje, że dzięki takiemu posunięciu rządzący aeroklubem mogą mówić, że chcą się dogadać, ale tak naprawdę nie ma mowy o żadnych negocjacjach.
 
Brak woli porozumienia ze strony władz ABB potwierdzają inni miłośnicy skoków z Podbeskidzia. - Ponieważ nie chcieliśmy, aby spór między zarządem i właścicielem firmy Normal zaszkodził interesom klubu, włączyliśmy się w ten spór, składając ABB ofertę na korzystanie z samolotu Związku Polskich Spadochroniarzy. Nasza oferta była korzystna finansowo, lecz wybrano gorszy i droższy samolot, gdyż nasz pochodził od.. pana Jafernika - przekonuje Piotr Dziergas, prezes XIX oddziału Związku Polskich Spadochroniarzy.
 
Brak dostępu do teczek
 
Przewodniczący sekcji spadochronowej ABB Henryk Kluka podkreśla, że oświadczenia Matuszka zawiera niczym nie poparte tezy. - Nowy zarząd działa od 1,5 roku, a członkowie klubu nie mają żadnej wiedzy o tym, co w tym czasie zrobiono. Nie mamy nawet dostępu do teczek ze sprawozdaniami z posiedzeń, mimo że regulamin nam to gwarantuje. Kiedy poprosiłem w sekretariacie o wgląd, odmówiono mi bez podania przyczyny. Utrudnia mi się także udział w posiedzeniach zarządu.
 
Nasi rozmówcy sugerują, że władze klubu chcą maksymalnie ograniczyć udział kogokolwiek spoza ich gremium w decydowaniu o działalności ABB. Zaczęli od ograniczania liczby członków stowarzyszenia. Najpierw zabronili przyjmować nowych, a następnie zaczęli zawieszać starych.
 
 - To dotyczy także mnie - wyjaśnia Gorgolewski. - Dawniej było tak, że jeśli ktoś zalegał ze składkami, a chyba każdemu zdarzało się zapomnieć, to był o tym informowany, uzupełniał zaległości i było OK. Nie teraz. Kiedy chciałem uzupełnić zaległości, po prostu powiedziano mi, że już nie jestem członkiem ABB.
 
Według „spadochroniarzy”, zarząd chce eliminować kolejnych przeciwników, aby w końcu ogłosić ... upadłość. Zdaniem „grupy oporu”, działania skierowane głównie przeciw firmie Normal mają być przykrywką dla tego co zarząd robi, a może też dla tego, czego nie robi. W końcu żadna inna firma funkcjonująca na lotnisku nie jest w taki sposób nękana. Dodają, że cierpią na tym ludzie spoza środowiska. Piotr Jafernik jest ratownikiem-ochotnikiem latającym w górach, a na skutek zakazu nie może korzystać z lotniska podczas akcji. Dlatego jego maszyny stoją w Kaniowie, a to oznacza późniejszy przylot w góry.
 
Sprawę zbada komisja rewizyjna
 
„Spadochroniarze” zapewniają, że także inne sekcje są niezadowolone z pracy zarządu, lecz boją się otwartego sporu. - My możemy skakać gdziekolwiek, ale szybownicy nie zabiorą na plecy swojego sprzętu. Dlatego muszą żyć w zgodzie z władzami - wyjaśnia Dziergas. Z tego powodu sekcja spadochronowa podjęła się próby obalenia „rządów autorytarnych”. Po zebraniu podpisów, zorganizowano wprawdzie walne zgromadzenie, ale zamiast wszystkich członków, wzięli w nim udział tylko delegaci.
 
 - Byli to głównie członkowie zarządu i komisji rewizyjnej, czyli ta sama paczka. Mało tego, na zebraniu prezes stwierdził, że zgromadzenie nie ma prawa odwołać zarządu! Ponieważ doszło do takiego absurdu, sprawą zajął się wydział obywatelski z bielskiego ratusza - mówi Kluka.
 
Naczelnik wydziału spraw obywatelskich Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej Krystyna Cyran potwierdza, że miały miejsce pewne nieścisłości. Dlatego wydział poprosił komisję rewizyjną Aeroklubu Polskiego o wyjaśnienia.
 
Marta Polak