Chcą zainteresować bielszczan sztuką graffiti. W Galerii Bielskiej BWA odbyło się drugie spotkanie z cyklu Street Art i graffiti w Polsce. Opowieści, prezentacje multimedialne i muzyczny recital - takie atrakcje czekały na uczestników wydarzenia.

Spotkanie już miało się zaczynać, a sala była jeszcze pusta. Publiczność jednak dopisała i wszyscy w ostatniej chwili zjawili się w Galerii BWA. Goście - Ewa Chabros i Grzegorz "Patyczak" Kmita, autorzy albumu "Graffiti w PRL" - opowiadali różne anegdoty związane ze sztuką graffiti. Grzegorz Kmita nawiązywał do swoich przeżyć, gdy malował rysunki na ścianach na przełomie lat 80. i 90. - Moje pierwsze dzieła były tworzone przeciwko przymusowej służbie wojskowej, przeciwko budowie elektrowni atomowej. Potem poszedłem już bardziej w stronę żartu i kabaretu. Uciekało się przed milicją, ale to była przygoda - podkreśla autor albumu "Graffiti w PRL".

Ewa Chabros tłumaczyła, jak ciężko było dotrzeć do osób, które tworzyły graffiti w czasach PRL. Były to długie i trudne poszukiwania. - Zastanawiałam się, jak dotrzeć do ludzi, którzy tworzyli graffiti ponad 20 lat temu, skoro nawet dzisiaj służby porządkowe nie potrafią wykryć grafficiarzy. Udało się jednak spotkać z jedną osobą, która dała mi namiary na kolejną i tak grono dawnych grafficiarzy się powiększało. Poznawałam różne środowiska, jeździłam po całej Polsce. Zbierałam relacje przez 1,5 roku, dotarłam do dwudziestu osób - mówi Ewa Chabros. Zdziwiony Grzegorz Kmita pytał, jak poradziła sobie w rozmowach, często z osobami poszukiwanymi przez policję w tamtych czasach, skoro jest taką "grzeczną dziewczynką".

Zaciekawienie i śmiech publiczności wzbudziły również opowieści o malowaniu krasnoludków na murach, które Dariusz Paczkowski, organizator spotkań z Fundacji "Klamra", nazwał symbolem polskiego graffiti.    

Spotkanie miało przybliżyć nie tylko sztukę graffiti, ale również mechanizmy ówczesnej władzy. - W tamtych czasach graffiti było bardzo widoczną i silną bronią przeciwko systemowi. Przekraczano cenzurę, można było zobaczyć krzyk ulicy zwykłych mieszkańców. Władza robiła wszystko, żeby karać twórców malowideł - mówi Dariusz Paczkowski. - Podczas jednego śledztwa przeprowadzono nawet specjalne dyktanda w szkołach, żeby po charakterze pisma wykryć sprawcę malowideł - dodaje Ewa Chabros.

Takie spotkania mają uświadomić innym, jak ważną rolę odgrywało graffiti - Chcemy pokazać, że graffiti nie wzięło się z Nowego Jorku i z wagoników metra, ale mamy silne tradycje i w Polsce takie rysunki zawsze czemuś służyły, niosły ideę wolności - mówi Dariusz Paczkowski. Na zakończenie z recitalem wystąpił Grzegorz Kmita. Przy punkrockowych piosenkach publiczność śpiewała, biła brawo, a nawet tańczyła.

Organizatorami cyklu o sztuce graffiti jest Galeria Bielska BWA i Fundacja Klamra. Pomysł zorganizowania spotkań spodobał się bielszczanom. - Chodzę do szkoły artystycznej i dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o graffiti. Spotkanie było świetnie poprowadzone - mówi Marcela Miś, licealista z bielskiego "Plastyka". - Było bardziej żywiołowo niż na pierwszym spotkaniu - dodaje jej koleżanka ze szkoły, Magdalena Kufel.

Czym jest graffiti współcześnie? - Polskie graffiti jest odwzorowaniem tego amerykańskiego. Wielkie, kolorowe malunki w klimacie hiphopowym. Brakuje mi tu pewnej oryginalności  - ocenia Grzegorz "Patyczak" Kmita. Więcej o współczesnej sztuce graffiti będzie można dowiedzieć się już 28 marca na trzecim, ostatnim już spotkaniu z tego cyklu. Gościem Galerii BWA będzie Tomasz Sikorski, współautor albumu "Graffiti w Polsce 1940-2010".

Anna Bodzek

Fot. 26. Galeria Bielska BWA, szablon Dariusza Paczkowskiego