Patrol ruchu drogowego wysłano dziś rano po otrzymaniu zgłoszenia potrącenia sarny w al. gen. Andersa w Bielsku-Białej. Po dojeździe na miejsce okazało się, że sarna żyje, policjanci powiadomili Fundację Mysikrólik, która zaopiekuje się zwierzęciem.

Do zdarzenia doszło na wysokości Makro, zgłoszenie wpłynęło do dyżurnego policji o godz. 6.27. Kierujący nieustalonym jak dotąd pojazdem, poruszając się al. gen. Andersa, potrącił sarnę, po czym odjechał. Policjanci drogówki zabezpieczyli miejsce zdarzenia, powiadomiono Fundację Mysikrólik.

- To nie pierwsze zdarzenie i z pewnością nie ostatnie, dotyczące rannego dzikiego zwierzęcia. W Bielsku-Białej są to zdarzenia okresowe, związane np. ze zmianą pogody czy naturalnym cyklem przyrody. Wczoraj byliśmy na ul. Francuskiej, czyli niedaleko tego zdarzenia, też doszło do potracenia sarny. Pod naszą opiekę trafiają zarówno zwierzęta młode, jak i dorosłe, a czasem bywa tak, że dochodzi do potracenia dwóch zwierząt, matki i podążające za nią młode - powiedział nam Sławomir Łyczko z Fundacji Mysikrólik.

- W przypadku kontaktu sarny z autem najczęściej okazuje się, że sarna ma złamany kręgosłup i takie zwierzę po przewiezieniu do naszego gabinetu weterynaryjnego i diagnozie, trzeba poddać niezwłocznie eutanazji. Dochodzi także do uszkodzeń kończyn, a w przypadku dzikiego zwierzęcia, jeśli są złamane dwie kończyny, to niestety też musimy podejmować najtrudniejszą decyzję, czyli eutanazja. Należy pamiętać, że w przypadku dzikich zwierząt, opieka pooperacyjna jest praktycznie uniemożliwiona. Te najtrudniejsze decyzje odbijają się na psychice. Zakładaliśmy ośrodek po to, żeby pomagać dzikim zwierzętom, ale czasem, pomimo najlepszych chęci, nie da się uratować każdego życia - dodaje Sławomir Łyczko.

Jak dowiedział się portal, w tej chwili pod opiekę Mysikrólika trafia rocznie ok. 1 tysiąca zwierząt różnych gatunków. Dużą ilość zwierząt udaje się uratować, zwierzęta trafiają ponownie na łono natury. W przypadku ptaków najkrótsza rehabilitacja może trwać nawet 24 godziny, dotyczy to niewielkich obrażeń, natomiast najdłuższa rehabilitacja dzikiego zwierzęcia może trwać nawet kilka miesięcy.

Najbliższe plany Mysikrólika, to powiększenie terenu, na którym przebywają dzikie zwierzęta. - Dysponujemy działką, którą dostaliśmy od moich rodziców, roboczo jest nazwana oddziałem B. Chcemy ją uzbroić, wykonać niezbędną infrastrukturę i przeznaczyć na ośrodek rehabilitacji. Czekamy na decyzję Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej, jeśli dostaniemy pozwolenie, to będziemy tworzyć boksy, żeby zwierzęta będące pod naszą opieką miały bardziej komfortowe warunki do rehabilitacji - dodaje nasz rozmówca.

Tekst i foto: Mirosław Jamro