Wczoraj w niektórych mieszkaniach Bielska-Białej i powiatu bielskiego włączyły się czujniki tlenku węgla, strażaków wezwano kilkanaście razy.  Alarmy miały związek z wysoką temperaturą powietrza i zaburzonym ciągiem w przewodach kominowych.

Najwięcej wyjazdów straży pożarnej dotyczyło Bielska-Białej. Strażacy pojawili się w budynkach przy ulicach: Reja, Podchorążych, Grażyńskiego, PCK, Goleszowskiej - trzykrotnie, Cieszyńskiej, Czystej, Malczewskiego, Zwierzynieckiej – dwukrotnie, Asnyka, Lwowskiej, Starobielskiej i Sterniczej - dwukrotnie. Wczorajszy rekord odnotowano w jednym z mieszkań blok przy ul. Sterniczej - tam miernik pokazał ponad 500 ppm stężenia tlenku węgla. Na szczęście nikomu nic się nie stało i nikt nie zgłosił kłopotów zdrowotnych. W żadnym z przypadków nie było konieczności ewakuacji mieszkańców bloków, w dwóch budynkach odcięto dopływ gazu.

- Z uwagi na wysoką temperaturę powietrza wczoraj w wielu przypadkach został zaburzony ciąg kominowy. Wysoka temperatura na dachach budynków i w przewodach kominowych powoduje, że ciepłe spaliny trafiające do przewodu kominowego nie idą w kominie do góry, ale zostają z powrotem wepchnięte do łazienek. Jakby tego było mało, to sporo ludzi zamyka szczelnie okna, żeby ciepło nie wpadało do pomieszczeń. W takich przypadkach zostaje zaburzony ciąg w przewodzie kominowym. Po włączeniu piecyka typu junkers, spaliny pozostaną np. w łazience. Należy podkreślić, że tlenek węgla jest bezbarwny i bezwonny, czyli ktoś, kto idzie się kąpać, nie będzie miał świadomości, że wokół jest zabójczy czad. Dlatego ważne jest montowanie w mieszkaniach czujników tlenku węgla i pozostawianie otwartych okien - powiedział nam kpt. Tomasz Kokoszyński z JRG2 w Bielsku-Białej.

- W niektórych przypadkach naszych wyjazdów do pomiarów tlenku węgla mamy do czynienia albo z niesprawną instalacją gazową i kominową, albo… z rozładowaną baterią w czujniku - w takich przypadkach czujnik również się włącza. Montując czujnik tlenku węgla, należy zapoznać się z instrukcją obsługi tego czujnika i stosować się do tego, co jest tam napisane - dodał nasz rozmówca.

Tekst i foto: Mirosław Jamro