Dwa zastępy straży pożarnej zostały wysłane do akcji w rejonie ul. Tęczowej i ul. Błękitnej w Kozach po otrzymaniu zgłoszenia o wypadku paralotniarza, który zaczepił o przewody energetyczne.

Oficer dyżurny MSK otrzymał zgłoszenie zdarzenia wczoraj o godz. 15.57. - Nasze działania polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia. Paralotniarz z uprzęży uwolnił się sam. Ekipa pogotowia energetycznego odłączyła zasilanie, a następnie czasza paralotni została zdjęta z przewodów - powiedział nam st. kpt. Piotr Midor z JRG1 w Bielsku-Białej.

Jak dowiedział się nasz portal, przyczyną awaryjnego lądowania było zatrzymanie pracy silnika paralotni. Mężczyzna wystartował z rejonu ul. Tęczowej i zdołał przelecieć około 200 metrów. Na wysokości 50 metrów silnik z nieustalonych jak dotąd przyczyn przestał działać. Dlatego paralotniarz podjął decyzję o awaryjnym lądowaniu. W zbiorniku paralotni było paliwo.

 - W tym przypadku nikt nie odniósł obrażeń. Paralotniarz miał duże szczęście, kilkaset metrów dalej jest trakcja wysokiego napięcia - podsumował jeden z ratowników. Do akcji zadysponowano po jednym zastępie straży pożarnej z JRG1 oraz z OSP Kozy, a także pogotowie energetyczne i patrol policji.

Tekst i foto: Mirosław Jamro