Frekwencja w niedzielnych wyborach w Bielsku-Białej wyniosła zaledwie 38,59 proc. i tylko w jednym lokalu wyborczym przekroczyła barierę 50 proc. To dramatyczny wynik, który powinien dać do myślenia wszystkim przedstawicielom klasy politycznej.

W porównaniu do pierwszej tury to spadek frekwencji aż o ok. 11 punktów procentowych, a gdy porównamy wczorajszą frekwencję do jesiennych wyborów parlamentarnych, to wynik jest druzgocący. Zaledwie pół roku temu mieliśmy obwodowe komisje wyborcze, w których głosowało ponad 80 proc. bielszczan!

Wczoraj najwyższa frekwencja była w OKW nr 64 w hali w Kamienicy - 50,94 proc. Był to jedyny lokal wyborczy w całym Bielsku-Białej, gdzie do urn poszła większość uprawnionych do głosowania. Kolejne najwyższe były w Starym Bielsku i Wapienicy, ale frekwencja nie przekroczyła w nich bariery 50 proc.

Najniższa frekwencja była w OKW nr 31 w ZSEEiM - 26,57 proc. W jeszcze dwóch innych lokalach wyborczych nie przekroczyła bariery 30 proc. - w OKW nr 27 na osiedlu Biała Wschód i nr 9 na Dolnym Przedmieściu.

- Jeśli patrzymy na statystyki, należało się spodziewać niższej frekwencji w drugiej turze. Te jesienne wybory, to było coś wyjątkowego, ponad 70 proc. osób postanowiło zmienić główny kierunek rozwoju kraju. Ale jak spojrzymy na działania lokalne, społeczności, które znają kandydatów, to widzimy, że nie każdy uznał, że oferta, którą zaproponowano mieszkańcom, jest na tyle atrakcyjna, by pójść zagłosować - komentowała niską frekwencją dr Joanna Wróblewska-Jachna, socjolog z Uniwersytetu Bielsko-Bialskiego.

bak