W pierwszej turze miał blisko dwukrotnie słabszy wynik od Jarosława Klimaszewskiego, a w nowej kadencji Rady Miejskiej jego partia nie będzie miała większości. Mimo to Konrad Łoś nie składa broni i walczy o poparcie nawet kandydatki skrajnej lewicy. - Rozmawiałem z kandydatkami na urząd prezydenta, prawdopodobnie panie wydadzą stosowne oświadczenia w tej sprawie, ale nie chcę zdradzać szczegółów moich rozmów - przyznaje kandydat PiS, który musi walczyć o nowy elektorat, by w drugiej turze pokonać Jarosława Klimaszewskiego.

- Chyba uraziło pana sformułowanie, że jest pan kandydatem z dalszego politycznego szeregu. Jednak nie kandydują panowie Drabek, Szwed i Puda, posłowie i byli ministrowie, tylko pan, radny.

- Konrad Łoś: To są wybory samorządowe, więc myślę, że dobrze się stało, iż kandydatem na urząd prezydenta Bielska-Białej jest samorządowiec. Jestem radnym dwie kadencje i kieruję klubem radnych PiS-u. Pierwsza tura wyborów zakończyła się dla mnie pewnym sukcesem - jestem w drugiej turze i wszystko przed nami. Kandydatem powinny być osoby, które zajmują się miastem i sprawami mieszkańców.

- Czy nie jest aktem desperacji proszenie o poparcie skrajnie lewicowej kandydatki?

- Analizowałem główne punkty programowe tej kandydatki (Magdaleny Madzi - red.). W sferze socjalnej i społecznej, czyli w kwestiach rozwijania komunalnego budownictwa mieszkaniowego, troski o najuboższych, kwestiach związanych z odbetonowywaniem miasta i rozwijaniem zieleni oraz modernizacją publicznego transportu, są zbieżne z moim programem wyborczym i moimi priorytetami.

- Gdyby nadal rządził PiS, to pan na stanowisku prezydenta miałby dużo łatwiej, bo mógłby więcej ugrać. Jak odnajdzie się pan teraz?

- Nie wiem, czy miałbym łatwiej. Wychodzę z założenia, że nieważne, kto rządzi w Warszawie - my mamy tu swój samorząd i nim powinniśmy się zajmować. Jestem absolutnie przeciwny uprawianiu wielkiej polityki czy przenoszeniu spraw krajowych na szczebel samorządowy. Będę współpracował z jakimkolwiek rządem.

- Praca prezydenta to zarządzanie ludźmi, dużymi zespołami. Pan, zdaje się, nie ma takiego doświadczenia.

- Odbyłem tysiące rozmów z mieszkańcami. Rozmawiam z nimi na co dzień. Gdybym tego nie robił, to nie powstałyby interpelacje w liczbie ponad sześciuset. Żaden mieszkaniec nie podał w wątpliwość moich kompetencji do zarządzania, żaden nie zapytał się czy mam doświadczenie w zarządzaniu. Wie pan dlaczego? Bo ich to nie interesuje, tylko to, by ich sprawy były załatwione, by chodnik, droga były wybudowane czy przedszkole wyremontowane. To interesuje mieszkańców.

- W roli radnego sprawdzał się pan, ale jednak stanowisko prezydenta wymaga dodatkowych umiejętności. Trzeba panować nad całym ratuszem, wszystkimi jednostkami miejskimi i spółkami.

- Oczywiście. I będę to robił skutecznie, jeśli mieszkańcy mi zaufają.

- Jest pan bardzo doświadczonym i pracowitym radnym, jednak gdy wczytuję się w pana program, widzę program radnego, a nie prezydenta z wizją, strategią i pomysłami na nowe inwestycje. Bronisław Foltyn proponował na przykład budowę wieżowców, a pana program jest dość zrównoważony, bez szaleństw.

- Zrównoważony rozwój to fundament działań nie tylko w obrębie samorządu. Rozmawiałem z mieszkańcami choćby w miniony weekend. Oni oczekują realizacji spraw dotyczących ich bieżącego funkcjonowania. Chcą mieć dobre drogi, chodniki i kanalizację.

- Bielsko jest skanalizowane w 97 procentach.

- Nie wiem, czy akurat w takim stopniu, ale warto wskazać konkretne ulice, które nie są skanalizowane. Pan by tu roztaczał wielkie wizje, natomiast nie ma kanalizacji na ul. Dzwonkowej, Dziewanny i Sabały. Nie ma sieci wodociągowej na części ul. Tadeusza, a to wręcz centrum Wapienicy.

- Czyli sugeruje pan, że zamiast skupiać się na gigantycznych projektach, pomysłach i inwestycjach będzie się pan zajmował każdą jedną drobną sprawą „przyniesioną” przez mieszkańców?

- Będę zajmował się generalnie sprawami mieszkańców. Wspomniał pan o pomyśle posła Bronisława Foltyna i jego dzielnicy biznesowej. Uważam, że to ciekawa propozycja.

- Teraz sprytnie próbuje pan przyciągnąć wyborców Konfederacji.

- Uczciwie mówię, że pomysł jest ciekawy, ale taka dzielnica nie powstanie za środki podatników. Jeżeli rzeczywiście byłoby zainteresowanie przedsiębiorców, trzeba by było zrobić stosowne analizy, badania i sondaże. I nic nie stałoby na przeszkodzie, aby miasto zmieniło właściwe plany miejscowe pod kątem umożliwienia realizacji takich inwestycji, bo chodzi tu o budynki wysokie w obrębie niezrewitalizowanej części miasta.

- Jeżeli pan zostanie prezydentem, jak sobie pan poradzi bez większości w Radzie Miejskiej?

- Jestem przekonany, a znam kolegów i koleżanki z rady, że wszyscy działają w interesie publicznym, że leży im na sercu dobro miasta i mieszkańców. I jeśli na stole będą propozycje, które temu celowi służą, to będą miały poparcie. Nie obawiam się, że ktoś będzie chciał sporu dla samego sporu.

Rozmawiał: Marcin Kałuski