W niedzielę w Bielsku-Białej do lokali wyborczych udało się tylko 49,59 proc. mieszkańców. Piękna pogoda, brak zaangażowania młodzieży, czy może zwyczajne lenistwo przyczyniło się do tak słabej frekwencji? - Mam mnóstwo koleżanek, które na wybory nie chodzą. Jestem tym zdumiona. Narzekają, ale nie chodzą na wybory - mówi przyznaje jedna z pań, która uważa, że w mieście jest wiele do zrobienia.

W minioną niedzielę odbyły się wybory samorządowe. Kandydaci walczący o stanowisko prezydenta Bielska-Białej zwracali uwagę na niską frekwencję, która w naszym mieście wyniosła tylko 49,59 proc. 

Udaliśmy się z kamerą do centrum miasta, by zapytać bielszczan dlaczego większość z nas nie wzięła udziału w wyborach, w których wybieramy władze lokalne. - Dlaczego? Nie chce się im! Mam mnóstwo koleżanek, które na wybory nie chodzą - w ogóle, na żadne. Jestem tym zdumiona, ponieważ jest tyle rzeczy, które trzeba by było w Bielsku naprawić… - skomentowała bielszczanka. Inna kobieta była zaskoczona pytaniem, czy weźmie udział w drugiej turze. - A będzie? Nie interesowałam się tym - skwitowała.

- Myślę, że ludzie byli też trochę już zmęczeni tą całą sytuacją przed wyborami - jedne po drugich, więc i to, też i pogoda i ta sytuacja tak spowodowała - mówił spotkany mężczyzna. Wiele osób zwracało uwagę, że też młodzieży, aby zainteresowali się tematem i apelowali: - Pikniki, grill, ale wieczorem można by było iść zagłosować. Myślę, że każdy ma prawo głosu i powinien je wykorzystać jak najlepiej.

esg