Po raz pierwszy prezydentem miasta został w tajnym głosowaniu na fali strajku generalnego na Podbeskidziu, w 1989 roku poległ w wyborach czerwcowych, choć „Kronika Beskidzka” zachwalała go jako bezpartyjnego, skrupulatnego i wierzącego. Trzynaście lat później 99 głosów zaważyło na tym, że przez 16 lat rządził miastem. Był pracoholikiem, jego ulubionym miejscem na krótki urlop były Dąbki, gdzie wybudował ośrodek Apeny. - Żałuję, że nie wybrałem się tam w ostatnich kilkunastu latach, ale cóż - nie wyszło… - mówił niedawno. Choć krytyków jego stylu sprawowania władzy nie brakowało, trudno nie powiedzieć, że odcisnął trwałe piętno na współczesnej historii Bielska-Białej. W czwartek, 9 listopada, w wieku 82 lat zmarł Jacek Krywult.

Czytaj: Uroczyste pożegnanie prezydenta Jacka Krywulta. Zakończyła się pewna epoka ZDJĘCIA

- Pod fasadą szorstkości krył się dowcipny pracoholik, który zyskuje przy bliższym poznaniu. Miał wiele anegdot, zwłaszcza z czasów pracy w Apenie - mówią osoby, które go znały i przez wiele lat z nim współpracowały. Przeciwnicy zarzucali mu apodyktyczny styl sprawowania władzy, betonowanie miasta i gigantomanie, objawiającą się budową 15-tysięcznego stadionu, czteropasmowej ulicy Cieszyńskiej czy stoku na Dębowcu na częściowo dzierżawionym gruncie, który naśnieżany jest kranówką.

Nazwisko zawdzięczał ojczymowi

Jacek Krywult urodził się 24 lipca 1941 roku w Stanisławowie, które dziś nosi nazwę Iwano-Frankiwsk i leży na zachodzie Ukrainy. W wieku niespełna 4 lat, w wyniku powojennych zmian granic, trafił z rodziną do Bielska. Jak zwierzał się radnym, był jedynakiem, a wraz z nim przeprowadziła się matka i babka. Ojciec - wcielony do wojska i wysłany na front - bez słuchu zaginął. Nazwisko zawdzięczał ojczymowi - jego matka już w Bielsku związała się z mężczyzną, którego poznała w zakładach filcowych. Gdy miał osiem lat, w 1949 roku, na świat przyszedł przyrodni brat Jacka Krywulta - Zygmunt (wyemigrował i zmarł w Australii).

Kilkuletni Jacek Krywult wychowywał się w domu u zbiegu dzisiejszej ulicy Wita Stwosza i Tarninowej, na nartach zjeżdżał ze wzgórza Trzy Lipki, naukę gry na skrzypcach pobierał u ojca legendarnej Marii Koterbskiej. Deklarował, że trenował piłkę nożną w juniorskim zespole BBTS. Jako ministrant służył do mszy w katedrze pw. św. Mikołaja, gdzie odpowiadał m.in. za uruchamianie kościelnych dzwonów.

Uczył się w Zespole Szkół Elektrycznych, Elektronicznych i Mechanicznych im. Jędrzeja Śniadeckiego w Bielsku-Białej, ukończył Politechnikę Śląską w Gliwicach, gdzie miał szczególnie mocno angażować się w życie studenckie i artystyczne - współtworzył radiowęzeł, organizował juwenalia.

Wszystkie szczeble kariery w Apenie

Przez całą karierę zawodową związany z „Apeną”, w której zaczynał w 1966 roku jako mistrz. Przeszedł w niej wszystkie szczeble kariery - w następnych latach pracował na stanowiskach kierownika oddziału oraz głównego specjalisty do spraw planów i koordynacji produkcji. W międzyczasie - w 1978 roku - został radnym Miejskiej Rady Narodowej. Dwa lata później - w wieku 39 lat - był jej przewodniczącym.

Wiosną 1981 roku wybrany został na stanowisko prezydenta Bielska-Białej gdy rezygnację ze stanowiska złożył Marian Kałoń. Doszło do tego w następstwie strajku generalnego jaki na przełomie stycznia i lutego wybuchł na Podbeskidziu. W kulminacyjnym momencie strajkowało ok. 200 tys. osób z kilkuset zakładów województwa bielskiego. 6 lutego strajk został zakończony i podpisano porozumienie spełniające żądania protestujących. Ze stanowisk wkrótce odeszli najwyżsi przedstawiciele władz wojewódzkich i miejskich, zarówno administracyjnych jak i partyjnych, w tym m.in. wspomniany prezydent miasta.

Tajne głosowanie na prezydenta

Kilka tygodni później na sesji MRN w dniu 26 marca o fotel prezydenta Bielska-Białej ubiegało się dwóch kandydatów - Ignacy Kania, dyrektor Wojewódzkiego Domu Kultury oraz Jacek Krywult, bezpartyjny przewodniczący MRN. Decyzją radnych, w tajnym głosowaniu, 67 głosów otrzymał Krywult, jego rywal mógł liczyć na poparcie zaledwie 14 osób. Kilka dni później nominację zatwierdził Prezes Rady Ministrów.

- Poznałem go jeszcze jako inżyniera z Apeny, to były lata 70., jeszcze przed Solidarnością. Po strajku zrobiliśmy z niego prezydenta miasta. Był najmłodszy w prezydium, bezpartyjny. Dobrze nam się współpracowało - wspomina Henryk Juszczyk, wtedy czołowa postać „S” na Podbeskidziu.

Ze stanowiska został odwołany niespełna rok później w styczniu 1982 roku. Kilka tygodni po wprowadzeniu stanu wojennego decyzją ministra hutnictwa i przemysłu maszynowego Krywult powołany został na stanowisko dyrektora Fabryki Aparatów Elektrycznych „Apena”. Złośliwi wypominali mu, że w tamtych czasach na tak wysokie stanowiska mogli liczyć jedynie działacze partyjni, ale on sam zaprzeczał, by kiedykolwiek należał do PZPR. Brak jest dowodów potwierdzających działalność partyjną.

Był kandydatem z poparciem PZPR

Do wielkiej polityki próbował dostać się w 1989 roku, był wtedy wiceprzewodniczącym MRN. Wystartował w wyborach czerwcowych, o mandat do Sejmu walczył z Grażyną Staniszewską i Antonim Trylskim. Był popierany przez PZPR. Na kilka dni przed wyborami „Kronika Beskidzka” pisała o nim: Bezkompromisowy, skrupulatny w słowach i czynach. Dyrektor bielskiej Apeny dla którego załoga to członkowie rodziny. Bezpartyjny. Wierzący i praktykujący. Ma 48 lat, żonę nauczycielkę i jedynaka w 7. klasie.

- Jestem kandydatem gremiów przemysłu. Promuje mnie Izba Gospodarcza, a wspiera środowisko oświaty i kultury - mówił. Do wywiadu dołączono zdjęcie na którym widać jak mężczyzn z charakterystycznym wąsem siedzi wpatrzony w ekran komputera. Nie pomogło i przy urnach Krywult poległ z kretesem - Grażyna Staniszewska, kandydatka „Solidarności”, uzyskała ponad 149,5 tys. głosów  - 74,65 proc. Krywult zdobył ponad 27,8 tys. głosów - 13,9 proc., a Trylski niewiele ponad 10,6 tys. głosów - 5,29 proc.

- Do końca nie wybaczył mi, że wygrałam - napisała niedawno Grażyna Staniszewska, gdy wspomniano tamte wybory. Zapytany o to Henryk Juszczyk przekonuje, że nie było to nic osobistego. - Chodziło ogólnie o okoliczności związane z Okrągłym Stołem. Wyprzedażą polskich firm i majątku - twierdzi.

99 głosów zmieniło historię miasta

Krywult kolejną próbę podjął 13 lat później, ale ubiegał się o stanowisko prezydenta Bielska-Białej. Oprócz niego walczyło jedenastu innych kandydatów. Namawiać do startu ponownie mieli go bielscy przedsiębiorcy. - Pamiętam, gdy w Domu Polskim przedstawiał swój program jako kandydat na prezydenta. Wspomagał się taką niedużą kartką na której miał wypisane podpunkty o których chciał mówić. Na koniec zebrał gromkie oklaski, na sali było wtedy ponad 100 osób - wspomina radny Roman Matyja.

- Gdy w latach 90. był dyrektorem w Apenie, a ja dyrektorem w PCK, to zawsze mogłem do niego przyjść i liczyć na wsparcie finansowe organizacji. Potem byłem przewodniczącym Rady Miejskiej, mieliśmy ciągły kontakt i namawiałem go w 2002 roku do startu. Nie chciał. Mówiłem mu: słuchaj, jesteś inżynierem, policz sobie. Sześciu z prawicy pcha się na prezydenta - Jan Chrząszcz, Bogdan Traczyk czy Zbigniew Wawak. Ty jesteś prawicowiec z urodzenia, ale nie jesteś z żadnej partii - wspomina dziś Juszczyk.

Krywult zdobył 7 782 głosy i do drugiej tury dostał się różnicą zaledwie… 99 głosów - o tyle pokonał trzeciego Wawaka. - Nad ranem Wawak jeszcze go wyprzedzał, ale po zliczenu wszystkich wyników różnica była niewielka. Kobielusz po wynikach pierwszej tury już wiedział, że przegra - wspomina Juszczyk. W drugiej turze Krywult pokonał Antoniego Kobielusza z SLD zdobywając 66,12 proc. głosów.

„To nie była obietnica, a deklaracja”

Cztery lata później i w 2010 roku nie miał sobie równych dystansując rywali w pierwszej turze. Zarzuconano mu, że nie bierze udziału w debatach, nie przedstawia programu wyborczego. - To przez osiem lat nie poznano jeszcze mojego programu wyborczego? Wydaje mi się, że pracując przez dwie kadencje dla dobra naszego miasta udowodniłem, że posiadam wizję jego rozwoju i pokazałem, że potrafię tę wizję realizować. I to jest właśnie mój program. Tymczasem programy moich konkurentów pełne były nierealnych pomysłów. Dlatego jakakolwiek konfrontacja mijała się z celem, gdyż nie było żadnej wspólnej płaszczyzny do dyskusji. Owszem, byłem pewny wygranej, choć nie w tak dużych rozmiarach - odpowiadał na zarzuty.

Po czwartą kadencję sięgnął pokonując Janusza Okrzesika, choć wcześniej mówił, że trzecia kadencja będzie jego ostatnią. - To nie była obietnica wyborcza, jak niektórzy twierdzą, ale deklaracja. Zmieniłem zdaniem, widząc, jaki jeszcze ogrom pracy dla dobra miasta jest do wykonania - tłumaczył się.

Krywult w trakcie kampanii w 2014 roku znów był przekonany o zwycięstwie - unikał debat i konfrontacji z rywalami. Brak łatwej wygranej, podobnie jak w dwóch poprzednich wyborach, był dla niego sporym zaskoczeniem i ciosem. Po latach wspominał o tym jego polityczny sojusznik Jarosław Klimaszewski, który szybko pomagał Krywultowi zorganizować kampanię przed niespodziewaną dogrywką.

Pomylił pedał gazu z hamulcem

We wrześniu 2018 roku w trakcie zwołanej konferencji zapowiedział, że nie będzie ubiegał się o piątą kadencję, ale zadeklarował start swojego komitetu do Rady Miejskiej. - Sprawy miasta były i nadal będą dla mnie bardzo ważne. Za dużo życia tu zostawiłem - uzasadniał. W trakcie konferencji wyglądał źle - wiosną po długiej chorobie zmarła jego żona Krystyna, nauczycielka języka rosyjskiego.

On sam kilka miesięcy wcześniej poddał się operacjom na Mazowszu, bo problemy zdrowotne związane z aparatem ruchu od lat nasilały się. - Nie lubił i rzadko z własnej inicjatywy podejmował działania, by zadbać o swoje zdrowie. Był przyzwyczajony do trzech foteli - w domu, w samochodzie i w ratuszu. To pokutowało wtedy i później - przyznaje radny Szczepan Wojtasik, który wspólnie z Adamem Ruśniakiem oraz Marcinem Lisińskim prowadzili kampanię komitetu Jacka Krywulta w wyborach w 2018 roku.

Rok później rozważano start Krywulta do Senatu, ale pomysł upadł w następstwie wypadku, gdy po wizycie w hospicjum zjeżdżał w dół stromą ulicą Zdrojową. Prowadzone przez niego auto wbiło się w ścianę, bo pomylił pedał gazu z hamulcem. Ze względu na niezapięte pasy odniósł poważne obrażenia głowy i był operowany. Być może do wypadku nie doszłoby, gdyby w porę zorientowano się, że stan zdrowia byłego prezydenta stanowi zagrożenie dla niego samego i otoczenia. Opinii publicznej nie jest znany fakt innej kolizji, do której doszło wcześniej obok BCK-u. Kierowany przez Krywulta samochód roztrzaskał się o mur.

Unia nic nie daje, trzeba zdobyć

Wieloletnie rządy Jacka Krywulta przez pryzmat czasu oceniane są różnie, ale trudno mówić o braku akceptacji dla stylu sprawowania władzy czy wizji rozwoju miasta, gdy ktoś cztery razy z rzędu wygrywa wybory samorządowe i nieprzerwanie rządzi przez 16 lat. Bardzo dobrze oceniane są zwłaszcza dwie pierwsze kadencje, w trakcie których Bielsko-Biała prężnie inwestowało miliony złotych.

Przeciwnicy wypominali mu, że zadanie miał ułatwione, bo robił to korzystając z pieniędzy, które szerokim strumieniem dawała Unia Europejska. - I to jest bardzo błędne myślenie. Unia nic nie daje, wszystko trzeba zdobyć. Dlaczego innym dała mniej, a nam więcej? - pytał pod koniec trzeciej kadencji.

Niespełnionym marzeniem Jacka Krywulta pozostała budowa sali kongresowo-koncertowej. - To nie jest marzenie, lecz konkretny plan. W sali mogłyby odbywać się na przykład konferencje czy seminaria towarzyszące organizowanym w naszym mieście targom. Sala kongresowa obliczona jest na 1 tys. osób. W sali koncertowej powinno z kolei zmieścić się ok. 1,5 tys. widzów. Obiekt byłby zlokalizowany w granicach ogólnie pojętego śródmieścia - snuł wizje w 2009 roku na łamach bielsko.biala.pl.

Niespełnione marzenie prezydenta

Siedem lat później w „Gazecie Wyborczej” mówił: Sprawdziliśmy całe miasto i znaleźliśmy w zasadzie tylko jedno miejsce, też niezbyt dobre, gdzie taki obiekt można by wybudować - niedaleko Hulanki, w okolicy ogródków działkowych. Od razu podniosły się jednak protesty. Ja już tego nie zrobię, może mój następca.

Jarosław Klimaszewski o budowie sali koncertowej z pewnością nie myśli, bo prywatny inwestor wybudował Cavatinę. O swoim poprzedniku mówił tak z okazji 80. urodzin byłego prezydenta. - Jacek Krywult to człowiek, któremu zawsze zależało na dobru naszego miasta. Wszystkie jego działania i decyzje podejmowane były zawsze z myślą o mieście. I zawsze tym decyzjom przyświecały jak najlepsze intencje.

- Ale pan Jacek, o czym mało kto wie, to także urodzony gawędziarz i osoba o dużym poczuciu humoru. Potrafi godzinami opowiadać o historiach ze swojej przeszłości, zwłaszcza z okresu gdy był związany z bielską Apeną, potrafi żartować w najmniej oczekiwanych sytuacjach i rozładowywać w ten sposób atmosferę. Ma jeszcze jedną cenną, a coraz rzadszą w naszych czasach cechę - jest na wskroś uczciwy.

Typ starej daty dżentelmena

Z mniej formalnej strony byłego prezydenta poznał Tomasz Ficoń, który po wygranej w 2002 roku został jego rzecznikiem. - Pod fasadą szorstkości i pewnej arbitralności krył się bardzo sympatyczny, dowcipny i ciepły człowiek. Typ starej daty dżentelmena, który całuje kobiety w rękę, a z okazji Dnia Kobiet kupuje kwiaty wszystkim współpracownicom, nie wyłączając z tego grona sprzątaczek - mówi.

- Był zawsze bardzo pomocny. Gdy ktoś znalazł się w trudnej sytuacji zawsze wyciągał rękę. Nawet gdy dotyczyło to politycznych przeciwników. Tryskał humorem, ale był także mistrzem ciętej riposty. Zawsze kojarzy mi się przede wszystkim z pracowitością. Pracował naprawdę bardzo dużo. Musiał wiedzieć o wszystkim co działo się w Ratuszu i w mieście - dodaje były rzecznik prezydenta.

W podobnym tonie wspomina go Henryk Juszczyk, który przez wiele lat był jego pełnomocnikiem. - Był bardzo wymagający jako przełożony. Miał choleryczny charakter, był bardzo stanowczy. Argumenty do niego docierały, ale nieraz trwało to długo. Żeby nie gorszyć innych, to jak mieliśmy inne zdanie, dyskutowaliśmy w cztery oczy. Nieraz głośno - dodaje z uśmiechem. - Co było dla niego charakterystyczne, i wiem że było tak też w Apenie, to że nieraz pomagał pracownikom. Jak ktoś był chory, miał kogoś w potrzebie w rodzinie, to łapał za telefon i szukał pomocy u dyrektora, lekarza. Nigdy nikomu nie odmówił.

- Miał piękne zbiory znaczków. Albumów miał mnóstwo, to była jego pasja - dodaje Juszczyk.

Dąbki i ośrodek z czasów Apeny

Pracoholizm jest cechą, która najczęściej pada z ust dawnych współpracowników w kontekście Jacka Krywulta. Niewykorzystywaniem urlopu przez urzędnika zainteresowała się kilka lat temu nawet Regionalna Izba Obrachunkowa w Katowicach. W wyniku kontroli na jaw wyszedł fakt „zaniechania udzielania zaległego urlopu wypoczynkowego prezydentowi miasta, co było praktyką niezgodną z Kodeksem Pracy”. Łącznie w 2012 i 2013 roku nie wykorzystał 44 dni urlopu i pobrał ekwiwalent finansowy.

- Ostatni raz na dłuższe wakacje wyjechał na samym początku pierwszej kadencji do Dąbek, gdzie uwielbiał jeździć do domu wczasowego należącego do Apeny - przypomina sobie Tomasz Ficoń.

Pięć lat temu z sentymentem mówił o tym w „Kronice Beskidzkiej”. - Na dłuższym urlopie byłem bardzo dawno temu. I co ciekawe, nigdy też nie byłem na żadnej zagranicznej wycieczce. Dawniej preferowałem kilkudniowe wypady do moich ulubionych Dąbek, do ośrodka, który wybudowałem i który do dziś istnieje. Żałuję, że nie wybrałem się tam w ostatnich kilkunastu latach, ale cóż - nie wyszło…

xxx

Od ponad dwóch lat Jacek Krywult był z dala od życia publicznego i pracy, która przez dekady była jego codziennością. Przebywał w ośrodku rehabilitacyjnym w powiecie bielskim, gdzie miał całodobową opiekę. Odwiedzał go tam syn z rodziną i dawni współpracownicy. W ostatnich dniach ze względu na pogarszający się stan zdrowia trafił do szpitala w Bielsku-Białej. Zmarł w czwartek rano w wieku 82 lat. 

Bartłomiej Kawalec
[email protected]