Hitem - i to jakim! - rozpoczął Teatr Polski w Bielsku-Białej nowy sezon artystyczny. Wystawiono „Kabaret” - słynny amerykański musical, święcący sceniczne triumfy od ponad półwiecza. Nie jest to rozrywka lekka, bezproblemowa, dotyczy ludzi żyjących w trudnych czasach i chcących korzystać z życia pełnymi garściami. Ale to właśnie najwyraźniej stanowi o nieprzemijającej sile tego dzieła, budzącego i śmiech, i wzruszenie, a nawet strach przed przyszłością.

Musical ukazuje kosmopolityczny Berlin z przełomu lat 20. i 30. XX wieku. Miasto przyciągało swobodą obyczajową tanich nocnych klubów, gdzie uciekając w szaleńczy „taniec na wulkanie” starano się zapominać o troskach codzienności. A rzeczywistość stawała się z dnia na dzień groźniejsza, bo w siłę rośli zwolennicy NSDAP, partii Adolfa Hitlera. W tak gęstej atmosferze świata zmierzającego bezwiednie ku wielkiej wojennej katastrofie rozgrywają się dwie - bardzo różne - historie miłosne. W kabarecie Kit-Kat, pozornej ostoi amoralnego luzu, coraz częściej pojawiają się postacie ze swastyką na ramieniu, a domową lekturą jest „Mein Kampf”.

Gdy w roku 1966 „Kabaret” zadebiutował na nowojorskim Broadway’u, była to szokująca sensacja. Jego autorzy: Joe Masteroff (libretto), John Kander (muzyka) i Fred Ebb (teksty piosenek) nie byli pewni sukcesu. Obawiali się, że publiczność nie jest przyzwyczajona do sporej dawki wyuzdanej „boskiej dekadencji” (dziewczyny na telefon, seks w trójkącie i wśród gejów, aborcja) w cieniu coraz liczniejszych swastyk i przejawów antysemityzmu. A jednak wszystko to, ozdobione znakomitymi songami, złożyło się na ogromny sukces. Premierową wersję grano aż 1166 razy, a kolejne inscenizacje pojawiają się w wielu krajach po dziś dzień. Ogromną popularność podbiła jeszcze bardziej filmowa adaptacja z 1972 roku, w reżyserii Boba Fosse’a. Zdobyła 8 Oscarów, bijąc na głowę solidnego rywala - „Ojca chrzestnego” Francisa Forda Coppoli.

Porównania z filmem „Kabaret” i genialnymi rolami Lizy Minnelli w roli Sally Bowles - zwariowanej szansonistki, szukającej za wszelką cenę miłości, ale przede wszystkim sławy, i Joela Grey’a - Mistrza Ceremonii, czyli dowcipnego, cynicznego, ale i wulgarnego konferansjera w klubie Kit-Kat - są nieuniknione, gdy ogląda się spektakl w Teatrze Polskim. A jednak warto o filmie zapomnieć, bo musical sceniczny to odrębne dzieło, różniące się nieco i treścią, i zawartością muzyczną. Oprócz „żelaznych” hitów, jak „Mein Herr”, „Money, Money” czy „Życie to kabaret”, są tu liryczne piosenki, na przykład „Małżeństwo”, których nie ma w filmie.

Reżyser Małgorzata Warsicka, zdołała - wraz z całą ekipą - stworzyć w Bielsku dzieło odrębne, niepowielające pomysłów Boba Fosse’a. Wybrała klimat zimnych, momentami wręcz mrocznych czarno-szaro-białych barw (reżyseria światła Jędrzej Jęcikowski). Efekt niepewnej, nawet groźnej atmosfery wzmacnia efektowna scenografia Natalii Mleczak. To piętrowa kamienica, zbudowana jakby z surowego, szarego betonu, z klitkami niczym więzienne cele. Czerwień i inne ciepłe kolory pojawiają się jedynie na kurtynie zamalowanej dość drapieżnie śmiejącymi się ustami, będącej tłem dla niektórych piosenek.

Aktorzy mówią, że odcinanie się od kultowego filmowego wzorca nie było dla nich obciążeniem, a zachętą, by stworzyć graną postać na nowo, od zera. Śpiewają, w większości znakomicie, niemal wszyscy - m.in. wulkan ekspresji Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt (Sally Bowles), bardzo stonowana, grająca dyskretnie ruchami ciała Anna Guzik-Tylka (nieszczęśliwie zakochana Fraulein Schneider) i ich sceniczni partnerzy Grzegorz Margas (Cliff Bradshaw, przybysz z Ameryki) i Tomasz Lorek (Herr Schultz, właściciel sklepu warzywnego).

Małgorzata Warsicka podkreśla, że niemal każda postać w tym widowisku ma swoje lustrzane odbicie. Stąd główna realizacyjna niespodzianka - rozdwojenie Mistrza Ceremonii. To duet przeciwieństw - Marta Gzowska-Sawicka i Adam Myrczek. Wywiązują się bardzo sprawnie nie tylko z zadań aktorsko-wokalnych, ale i niełatwych choreograficznych, które opracowała Anna Godowska.

Nie byłoby muzycznego sukcesu bez znakomitego, grającego na scenie na żywo kwartetu w składzie: Jacek Obstarczyk (instrumenty klawiszowe), Marcin Żupański (saksofony), Eugeniusz Kubat (kontrabas), Seweryn Piętka (perkusja). Dodajmy, że aktorzy Marta Gzowska-Sawicka i Grzegorz Margas oraz asystent reżysera Jan Gruca zajęli się także przetłumaczenia dwóch piosenek („Money, Money” i „I Don’t Care Much”).

Małgorzata Warsicka dość dyskretnie zarysowała wątki obyczajowe (warto obserwować drugi plan). Nie próbowała też „Kabaretu” uwspółcześniać. Widzowie sami rozsądzą, co w tej sztuce jest ponadczasowe i aktualne. Publiczność przyjęła tę realizację musicalu bardzo dobrze - długimi, gorącymi oklaskami.

Zdzisław Niemiec

Zdjęcia: Dorota Koperska Photography