Kłęby dymu unoszącego się z kominów schronisk górskich to wciąż powszechny widok w Beskidach. Zimą schroniska kopcą jak parowozy. Czy wkrótce takie widoki przejdą do historii? Coraz bardziej irytuje to osoby przemierzające górskie ścieżki.

Tym bardziej teraz, kiedy tyle się teraz mówi o szkodliwości smogu. Okazuje się, że jest szansa, iż wkrótce takie widoki znikną z beskidzkiego pejzażu. Takie deklaracje składa spółka Schroniska i Hotele PTTK „Karpaty”, zarządzająca schroniskami należącymi do Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Górskie schroniska od zawsze były i są nadal opalane węglem, opcjonalnie drewnem.

Innej opcji w praktyce do tej pory nie było. Takie obiekty położone są zazwyczaj wysoko w górach, w trudno dostępnym terenie, z dala od ludzkich osiedli. Gazociągi tam nie dochodzą, a prąd sieciowy jest zbyt drogi, aby ogrzewać nim tak duże budynki. Jak słyszymy, już od dawna stare piece węglowe w schroniskach wymieniane były na bardziej nowoczesne, wiele schronisk przeszło też termomodernizację. Teraz PTTK przymierza się do kolejnego kroku. Chodzi o fotowoltaikę i pompy ciepła, które w przyszłości miałyby zastąpić w schroniskach ogrzewanie węglowe. Na razie spółka Karpaty inwestowała w takie rozwiązania głównie w Tatrach i Pieninach. Beskidzkie schroniska pozostawały pod tym względem w tyle.

Czy to się zmieni? Od czego to zależy? Odpowiedź na te pytania szukaj w najnowszym wydaniu „Kroniki Beskidzkiej, która od czwartku jest już w sprzedaży. E-wydanie można nabyć TUTAJ.

map

Zdjęcie: Marcin Płużek