Damian Stawicki z Bielska-Białej na początku kwietnia wyruszył na rowerze do Maroka. Po blisku dwóch miesiącach podróży dotarł do Afryki. Do tej pory pokonał ponad 4 tys. kilometrów, teraz pozostało tylko przejechać przez Marrakesz i Saharę.

Damian Stawicki dotarł do Afryki. Nie obyło się jednak bez niespodzianek - wyjechał z promu bez mapy, bez GPS, kompletnie nie zdając sobie sprawy, gdzie tak na prawdę jest. Nagle uświadomił sobie, że do miejsca, gdzie myślał, że dostanie się promem jest jeszcze 60 kilometrów. - Nieprawdopodobna chwila, bo właśnie uświadomiłem sobie, że pierwsze kilometry na rowerze w Afryce będę musiał przejechać totalnie sam, więc wiedziałem, że muszę jechać bardzo szybko, tylko i wyłącznie autostradą - opowiada.

Na wioskach stali ludzie, którzy podchodzili do ciężarówek. Jeden z miejscowych zbliżał się do Damiana z drewnianym kijem. - Posłuchałem policjanta, który na punkcie kontrolnym powiedział, że mam się nie zatrzymywać nigdzie po drodze, tylko full gaz do Tangier Centro. Pędziłem mocno w deszczu - z dziurą w bucie, przemoknięty i zmęczony. Modliłem się, żebym dojechał bezpiecznie do celu - dodaje.

Po dotarciu do Tangeru bielszczanin miał wsiąść do pociągu w kierunku Casablanki. Stamtąd rowerem do Marrakeszu. Na stację kolejową pomógł mu trafić niesamowity człowiek. - Jechał 30 minut, a ja za nim - pędziłem, ponieważ samemu bez internetu, bez mapy w życiu bym nie trafił w tak ogromnym mieście na dworzec kolejowy. Dzięki Bogu ten człowiek mi pomógł i wskazał drogę do centrum. Jadąc przez Tanger już szybko się zorientowałem, że coś takiego jak przepisy drogowe tam nie istnieje.

Szczęśliwie dotarł na dworzec kolejowy i załapał się na ostatni pociąg do Casablanki. - Do tej pory pokonałem łącznie 4145 kilometrów na rowerze, aby spełnić jedno z większych marzeń. Zawsze chciałem znaleźć się w Afryce, a teraz celem jest Marrakesz oraz Sahara! Jedziemy więc dalej!

ak