Na budzący kontrowersje temat budowy spalarni śmieci w Wapienicy powiedziano w poniedziałek w trakcie debaty w sali NOT naprawdę wiele. Gorzej, że nie było to nic odkrywczego, dla kogoś, kto w ostatnich trzech latach poświęcił tematowi chociaż minimum uwagi. Zwolennicy i przeciwnicy powtarzali jak mantrę te same znane nam doskonale argumenty, choć uczciwie trzeba przyznać, że nie wszyscy merytorycznie przygotowali się do dyskusji. Niewielkie zainteresowanie debatą może sugerować poważny problem z osiągnięciem progu frekwencyjnego, który wynosi 30 proc. Jeśli nie uda się go spełnić, decyzję podejmą władze Bielska-Białej.

Zasady debaty zakładały na początku po pięć minut swobodnej wypowiedzi dla każdego z zaproszonych gości. Kolejność zabierania głosu ustalono w drodze losowania. Jako pierwszy mówił Tomasz Wawak, członek Rady Interesariuszy ds. spalarni. - Nie jesteśmy przeciwnikiem technologii, jesteśmy przeciwnikami przewymiarowanej inwestycji - mówił radny Niezależnych.BB, którzy zorganizowali debatę.

Trzech radnych, trzy różne głosy

Wśród argumentów przeciwko były wysokie koszty budowy instalacji (szacowane już na ponad 500 mln zł), brak gwarancji stabilności stawki opłaty za odbiór i zagospodarowanie śmieci, a także nierozwiązanie problemu uciążliwości odorowej wysypiska w Lipniku. Kolejny argument, to przepisy obejmujące producentów opakowań kosztami ich wyprodukowania, co zmniejszy ich strumień.

Maksymilian Pryga w swojej wypowiedzi... ograniczył się jedynie do zachęcenia mieszkańców do tego, by 16 kwietnia wzięli udział w referendum. Konrad Łoś skupił się głównie na braku poparcia radnych PiS dla uchwały Rady Miejskiej inicjującej proces budowy spalarni. Radny dodał, że jego klub nie podpisywał żadnego porozumienia z prezydentem Bielska-Białej (bez wątpienia była to aluzja do trwającej przez część kadencji koalicji Jarosława Klimaszewskiego ze środowiskiem Niezależnych.BB).

- Byliśmy jedynym klubem, który w 2020 roku nie poparł uchwały intencyjnej w sprawie budowy spalarni. Odbyłem setki rozmów z mieszkańcami, nie zdarzyło się, żeby ktokolwiek był za spalarnią. Zanim podjęto uchwałę, już wtedy, trzy lata temu, należało podjąć konsultacje społeczne, później przeprowadzić referendum z jednym pytaniem, niesugerującym odpowiedzi. Ta spalarnia absolutnie nie rozwiąże problemów z gospodarką odpadami w naszym mieście - mówił Konrad Łoś.

Spalenie śmieci to prąd i ciepło

Bez wątpienia z pięciu panelistów największą wiedzę praktyczną z zakresu gospodarki odpadami posiadał Piotr Prochot, dyrektor ds. ochrony środowiska w ZGO. - Codziennie trafia do nas 360 ton odpadów. My wiemy jakie to są odpady, do czego się nadają. Pozostaje mnóstwo odpadów, które nie nadają się do recyklingu. Tutaj pomoże spalarnia - mówił. Jego zdaniem budowa instalacji zapewni stabilizację opłaty śmieciowej. Kolejnym aspektem na plus ma być też odzysk energii - elektrycznej oraz cieplnej.

Na koniec głos zabrał Leszek Posłuszny, mieszkaniec z inicjatywy „Stop spalarni śmieci w Bielsku-Białej”, który mówił o jednostronnej kampanii prowadzonej przez Ratusz i ZGO. - Przedstawiono tylko zalety. Miasto nie proponowało innych rozwiązań. Większości toksyn się nie monitoruje, dlaczego więc zabrakło opinii toksykologów, lekarzy? Spalarnia dokłada tylko problemów. Będzie gorzej i drożej - mówił przytaczając dane dotyczące wzrostu zachorowań na nowotwór wśród Koreańczyków żyjących w pobliżu spalarni.

Nie da się wyłapać wszystkich gazów

Całości dopełniły odtworzone wypowiedzi ekspertów. Jakub Bator, członek zarządu KHK mówił o korzyściach, jakie zyskał Kraków po budowie spalarni. - Odpady nie trafiają na składowisko, które wygaszono, a miasto jest beneficjentem decyzji o budowie spalarni. Mamy stabilną cenę za gospodarowanie odpadami, a śmieci są w sposób bezpieczny dla środowiska unieszkodliwiane. Spalarnia jest mniej obciążającą dla mieszkańców niż składowisko - mówił. Miasto korzysta też z „zielonej” energii cieplnej i elektrycznej.

Piotr Barczak, wieloletni pracownik sekcji ochrony środowiska Rady Unii Europejskiej i Europejskiego Biura Ochrony Środowiska przekonywał uczestników, że nie ma już w Europie miejsca na kolejne spalarnie. - Spalanie odpadów powoduje produkcję dwutlenku węgla i innych gazów, które są szkodliwe i nie da się ich wyłapać w 100 proc. Nie ma sposobu na zatrzymanie dwutlenku węgla żadnymi filtrami. Ponadto od 2027 roku spalarnie zostaną objęte opłatami emisyjnymi, tak jak elektrownie węglowe, a to są ogromne kwoty, które operator przerzuci na mieszkańców. Do tego dochodzi koszt składowania żużli i popiołów .

Zbyt mało głosów ekspertów

Po wypowiedziach panelistów naszedł czas na pytania. Najpierw między sobą, później z widowni. Z drobnymi wyjątkami udzielane odpowiedzi były mało merytoryczne albo kompletnie nie na temat. Nic dziwnego, skoro do dyskusji zaproszono trzech radnych i mieszkańca miasta oraz tylko jedną osobę, która posiada praktyczną wiedzą w segmencie zagospodarowania odpadów. Gdy padały pytania o rozwinięcia głoszonych tez, najczęściej słyszeliśmy, że przedstawiające je osoby „nie są ekspertami”.

Organizatorzy losowali także pytania od publiczności, które spisano i wrzucono do naczynia. I tu trafiło się pytanie o to… gdzie są eksperci. Problem obrazuje wpadka radnego Prygi, który mówił, że w instalacji spalane będą tylko śmieci z... Bielska-Białej, a nie z całej Aglomeracji Beskidzkiej. 

Na uwagę zasługuje merytoryczna wymiana pomiędzy Tomaszem Wawakiem a dyrektorem ZGO. Radny zwracał uwagę, że mieszkańcy Bielska-Białej produkują rocznie ponad 20 tys. ton odpadów nadających się do spalenia, podczas gdy instalacja ma spalać 100 tys. ton. Dlaczego nie zbudować instalacji mniejszej? Piotr Prochot mówił, że nie byłoby to uzasadnione ekonomicznie. - Instalacja planowana jest dla odpadów tylko i wyłącznie z obszaru Aglomeracji Beskidzkiej i to te samorządy pokryją jej koszt. Nie będziemy sprowadzać odpadów z terenu kraju, bo w Polsce są inne i planuje się budowę nowych spalarni.

PiS przeciwko lokalizacji, a nie spalarni 

Na koniec, w krótkim wystąpieniu każdy podsumował swoje stanowiska. - Chcemy żyć w miejscu bezpiecznym i czystym. Spalarnia w Bielsku-Białej nie jest potrzebna. Jest tyle innych wokół, gdzie można zakontraktować mniejsze ilości. Nie dajcie się nabrać - mówił Leszek Posłuszny. Piotr Prochot z ZGO zapewniał, że spalarnia jest rozwiązaniem bezpiecznym, spełniającym europejskie wymagania, o niskiej emisyjności. Miasto i mieszkańcy będą beneficjentem korzyści z niej płynących. Na sumy wpompowane w „sączony jednostronnie przekaz prospalarniowy” narzekał Konrad Łoś, dodając przy tym, że nikt rozsądny nie chciałby lokować spalarni u podnóża Beskidów, kilkaset metrów od zabudowań.

Podsumowując, debata odbyła się całkiem kulturalnych warunkach. Obyło się bez zbędnych scysji i kłótni, choć temat od trzech lat wywołuje duże emocje. Ale nie powiedziano też nic ponadto, co mieszkańcy choć trochę interesujący się tematem słyszeli już od obu stron sporu. Ciężko stwierdzić, czy ktokolwiek z obecnych został przekonany przez którąkolwiek z opcji. Tego dowiemy się po referendum.

Adam Kanik, Bartłomiej Kawalec
[email protected]