Animozje pomiędzy radnymi Jarosława Klimaszewskiego i Niezależnymi.BB trwają od czasu, kiedy koalicja rządząca Bielskiem-Białą się rozpadła, a ci drudzy utracili stanowisko przewodniczącego Rady Miejskiej oraz kilka stołków w radach nadzorczych spółek miejskich. Od tego czasu przy każdej okazji radni obu klubów publicznie przerzucają się zarzutami i nie ukrywają niechęci. Kilka dni temu Janusz Okrzesik nazwał działania prezydenckiego klubu radnych „nieudacznictwem”. Poruszony jego słowami poczuł się szef klubu Maksymilian Pryga.

W czwartek Rada Miejska dyskutowała nad uchwaleniem referendum ws. budowy spalarni odpadów. Kłótnia, bo ciężko wiele wypowiedzi nazwać debatą, trwała prawie dwie godziny. Najpierw poszło o kwestię sformułowania najważniejszego w tej sprawie pytania - zapis mówił bowiem o instalacji termicznego przekształcania odpadów. Wnioskowano aby w pytaniu dodać słowo „spalarnia”. Do propozycji finalnie przychylił się prezydent Jarosław Klimaszewski. Potem głos zabrał Janusz Okrzesik.

Nieudacznicy, którzy psują wszystko

- Chciałem rozpocząć od złożenia wyrazów współczucia pod adresem radnych klubu Jarosława Klimaszewskiego. Nigdy nie chciałbym być radnym w klubie, w którym dowiaduję się jakie mam zdanie od pana prezydenta na sesji. Pół godziny przed sesją głosowaliśmy na komisji, gdzie większość z państwa była obecna. Padały dokładnie te same argumenty, dyskusja miała ten sam przebieg. Przemawiała ta sama mieszkanka Bielska-Białej, przedstawiając te same argumenty i państwo je odrzuciliście. Po czym następuje wolta, której nie da się wytłumaczyć inaczej, szczególnie biorąc pod uwagę, że identyczna jeśli chodzi o efekt poprawka została już zgłoszona przez nasz klub, niż po prostu chłopięcą potrzebą dominacji - mówił.

Były przewodniczący Rady Miejskiej nie chciał zarzucać klubowi i prezydentowi złych intencji, ale jeśli nie były złe, to jego zdaniem było to nieudacznictwo. - Nie potraficie nie tylko zbudować drewnianych konstrukcji, które się nie zawalą pierwszej zimy pod śniegiem, nie tylko przypilnować, żeby kostka na ul. Komorowickiej się nie rozpadała po paru miesiącach. Potraficie zepsuć również referendum. Wszystko potraficie zepsuć. Mogliśmy tę sprawę przy odrobinie dobrej woli załatwić wspólnie i w zgodzie. Wasza chłopięca potrzeba dominacji spowodowała to, że kłócimy się i mieszkańcy miasta też będą się kłócić zamiast rozstrzygać sprawę istotną dla wszystkich mieszkańców miasta - to dalej radny Okrzesik.

Dyskutują, by wyciągać wnioski

Do tych słów odniósł się prezydent Jarosław Klimaszewski. - Po to jest sesja, żeby podejmować decyzje. Czy widzi Pan coś złego w tym, że przychodzi bielszczanka i do pewnej rzeczy mnie przekonuje, a ja proponuję to wnioskodawcom i oni się na to zgadzają? Co w tym jest nagannego? - pytał prezydent. Po chwili głos zabrał szef klubu Maksymilian Pryga. - Nam nie trzeba współczuć i nie uważam, żeby radni klubu pana prezydenta byli nieudacznikami. Uważam, że są to słowa nieeleganckie. Po to pracujemy na komisjach, po to dyskutujemy żeby konkretne poprawki wprowadzać na sesji Rady Miejskiej - mówił.

- Dwa lata przekonywania, żeby zrobić referendum. Dwa miesiące konsultacji. Dwa posiedzenia komisji, i składa Pan pisaną na kolanie, dosłownie pod dyktando, poprawkę na sesji. Taki jest efekt Waszego nieudacznictwa - odpowiadał Okrzesik. - Pan mnie przede wszystkim obraża, bo ja jestem gorszego sortu, z osiedla. W tak ważnej i istotnej kwestii doprecyzowujemy, dyskutujemy i konsultujemy. Po to jesteśmy na tej sali, żeby wyciągać wnioski i żeby jak najlepsze przepisy prawa wypracować - bronił się Pryga.

Okrzesik podtrzymuje swoje słowa

Po sesji szef prezydenckiego klubu zamieścił w mediach społecznościowych post, w którym odniósł się do sprzeczki z radnym Okrzesikiem. - Zdążyłem się już przyzwyczaić, że inteligent Pan Janusz Okrzesik mnie obraża i ma pewnie za nic takiego prostego chłopaka z osiedla jak ja. Czy poprawiona uchwała jest efektem mojego nieudacznictwa? Nie wiem. Mam pewność, że była przygotowana w trosce o mieszkańców. Bo pierwsze w historii referendum jest przecież świętem naszej lokalnej demokracji. Nas wszystkich. Działajac jako radny wolę coś poprawić i przedyskutować nawet 1000 razy, tak robię od samego początku, bo każda z blisko 400 złożonych przez moją osobę interpelacji była często poprawiana, zmieniana, czy nawet pisana na kolanie, na ławce między blokami w obecności zainteresowanych mieszkańców - napisał.

Pod postem zabrało głos kilku innych radnych - Rafał Ryplewicz, Roman Matyja, Dariusz Michasiów i Dorota Piegzik-Izydorczyk oraz grupa mieszkańców, którzy przekazali radnemu słowa otuchy i poparcia.

Janusz Okrzesik nie potrafi powiedzieć, czym radny Pryga poczuł się urażony. - Słowa, które padły na sesji nie dotyczyły jego osoby personalnie, tylko działań klubu, którego jest szefem. Podtrzymuję te słowa, ponieważ był to pokaz nieudacznictwa. Od dwóch lat dyskutujemy w sprawie referendum, były trzy konsultacyjne spotkania międzyklubowe, przed samą sesją odbyły się dwa posiedzenia komisji, na których przedstawiane były dokładnie te same argumenty. Radni klubu Jarosława Klimaszewskiego byli przeciwni ich uwzględnieniu, a w ostatniej chwili, na kolanie, pod dyktando urzędników, pisane były poprawki. Tak jak powiedziałem na sesji, można było uchwałę podjąć w zupełnie innej atmosferze. Jeżeli radny Pryga wziął moje słowa do siebie, to jest to sprawa jego osobistych kompleksów - przekonuje.

Przeprosin jednak nie chce

Co na to drugi zainteresowany? - Radny Okrzesik nazwał mój klub nieudacznikami, zrobił „ad vocem” do mojej wypowiedzi, dlatego potraktowałem jego zarzuty personalnie. Radny wielokrotnie wywyższał się względem mojej osoby. Wielokrotnie wyśmiewano się z „chłopaka z osiedla”. Nigdy go nie atakowałem, odniosłem się jedynie do jego zachowania na sesji. Miałem tego nie robić, ale wiele osób później sugerowało, że zwracał się do mnie nieładnie. Przeprosin nie oczekuję, nie potrzebuję.

- Mam świadomość, że to jest polityka. Tutaj są i będą przepychanki. Ale ja nie będę chował głowy w piasek - zapowiada radny Maksymilian Pryga. - Nastawienie radnego Okrzesika tłumaczę tym, że nie została wprowadzona poprawka, o którą wnioskował on i jego środowisko. Uważam, że nasz klub zrobił wszystko, żeby wszelkie kwestie formalne zostały dobrze przeprowadzone. Wprowadzane autopoprawki to odpowiedź na sugestie wszystkich stron społecznych - dodaje szef prezydenckiego klubu.

Adam Kanik
[email protected]

Zdjęcie: Paweł Sowa/Urząd Miejski w Bielsku-Białej