Brak odpowiedzialności, bezmyślność, głupota? Jak nazwać zachowanie turystki, która kilka dni temu zabłądziła w Beskidzie Żywieckim, postawiła na nogi służby, a potem sama wróciła do domu i nie dała nikomu znać? Niestety to nie jest odosobniony przypadek.

Historia z ub. tygodnia wywołała wrzawę w całym kraju. Przypomnijmy: we wtorek 24 stycznia około 14.00 na numer alarmowy 112 zadzwonił kobieta informując, że wraca z Rysianki na Halę Miziową, jest jednak już bardzo słaba i nie wie czy dotrze do celu. Poza tym nie wie, gdzie dokładnie się znajduje. W tym momencie urwał się z nią kontakt. Połączenie zostało przerwane, kobieta się już nie odezwała, nie dało się ustalić, z jakiego numeru dzwoniła.

Goprowcy rozpoczęli akcję poszukiwawczą na ogromną skalę. W góry ruszyły zespoły pełniące akurat dyżur, ściągano też posiłki. W sumie w poszukiwaniach brało udział prawie 70 ratowników, także ze Słowacji, a później również strażacy i policjanci. W sumie ponad 100 osób. Tymczasem po pierwszej w nocy dotarła do ratowników dotarła informacja z policji, że kobieta cała i zdrowa przebywa w swoim domu.

Sprawa nie będzie miała ciągu dalszego, ale takie czy podobne historie - a dodajmy, że ich nie brakuje - powodują, że na nowo wybuchają dyskusje, czy aby akcje ratownicze GOPR (czy TOPR) nie powinny być odpłatne, tak jak to się dzieje w wielu innych krajach.

Co na to sami ratownicy? Więcej na ten temat pisze „Kronika Beskidzka”. Nowe wydanie lokalnego tygodnika ukaże się w czwartek, e-wydanie już teraz można kupić TUTAJ.

map

Zdjęcie: Grupa Beskidzka GOPR