Molier! - wykrzykiwał w niebo Rafał Sawicki, który rolę Harpagona zbudował na swój własny i zapadający w pamięć sposób. Tytułowy Skąpiec niczym czarna dziura pochłaniał wszystko, co znalazło się na jego drodze. A przyzywanie postaci wielkiego komediopisarza pozwalało nam uświadomić, że nawet całe wieki nie wystarczą, by wyzbyć się najgorszych ludzkich przywar. I że czasem pozostaje już tylko gromki śmiech.

7 stycznia w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej odbyła się premiera „Skąpca” Moliera w adaptacji i reżyserii Pawła Aignera, choć bielska publiczność miała już okazję zobaczyć ten spektakl m.in. podczas nocy sylwestrowej. Napisana w XVII wieku przez genialnego Francuza komedia charakterów do dziś jest z powodzeniem grywana, bo niewiele traci na aktualności. Tak samo dziś jest rubaszna i ostra jak brzytwa, a dialogi w przekładzie Boya nadal zachwycają swym rytmem i celnością.

Odwołania do bieżącej polityki

Szkopuł w tym, by ta bezpardonowa krytyka francuskiego mieszczaństwa sprzed wieków trafiła do serc współczesnej widowni. I to się bielskim twórcom udało nad wyraz dobrze, mimo że spora zasługa w tym i samego - głośno przywoływanego - Moliera, uważnego obserwatora ludzkich wad i słabości. Już początkowa scena (łóżkowa!) nie pozostawiła złudzeń, że Paweł Aigner ma swój pomysł na to, by widzowie poczuli się jak w domu. Z wdziękiem udało się mu wpleść w oryginalny tekst garść odwołań do obecnej polskiej polityki i spraw społecznych.

Kolejnym bohaterem, podkreślającym ponadczasowość komedii, była muzyka Piotra Klimka, przenosząca nas do m.in. do polskiego przedwojnia. Sprawnie ulokowane teatralne sztuczki, cała masa brawurowych konceptów i gagów - wszystko to przyciągało uwagę widzów i nie pozwoliło się nudzić ani przez chwilę. Największy wybuch śmiechu spowodowała wizualizacja tego, jak sześćdziesięcioletni Harpagon umizgiwał się do młodziutkiej Marianny (Oriana Sojka). Uwypuklenie tych ptasich zalotów tylko podniosło poziom komizmu sytuacji. To jeden z momentów, gdy można było docenić znakomitą „rolę” kostiumograf Zofii de Ines.

Równie plastycznie prezentowała się scenografia, będąca dziełem Magdaleny Gajewskiej. W paru scenach farsa już balansowała na granicy dobrego smaku, z czego jednak trudno czynić zarzut, skoro i taki był zamysł Moliera, by z jednej strony bezlitośnie wbijać szpile, a z drugiej - łagodzić to bezpretensjonalnym humorem. Wielki finał sprawnie poprawił Molierowskie niedociągnięcia, wynikające z konieczności pisania pozytywnych zakończeń, a gra światła i dźwięku zbudowała wyjątkowy dramatyzm, ostudzony ostatnią, symboliczną sceną, przypominającą, że ta komedia ma przede wszystkim zmusić nas do refleksji.

Dziś w oczy bardziej rzuca się ślepy konsumpcjonizm tzw. klasy średniej, a nie jej skąpstwo, jednak mechanizm postępowania bezmyślnego, pozbawionego głębi, ducha i empatii - pozostał ten sam.

Świetna kreacja bielskiego aktora

Rafał Sawicki w roli Harpagona był niczym tornado wciągające w czeluść - mniej lub bardziej spolegliwe - postacie komedii. To właśnie podczas konfrontacji z nim najbardziej jaśniał talent Mateusza Wojtasińskiego (Kleant) czy Sławomira Miski, którego podwójna rola była zachwycającym rozwinięciem koncepcji sztuki. Jednak nawet takie drugoplanowe role, jak ta Jagody Krzywickiej (gospodyni, pani Claude), były perełkami i dawały nam znać, że „Skąpiec” w bielskim wydaniu został przygotowany i z rozmachem, i z dbałością o detale i satysfakcję widza.

Nowa komedia bielskiego teatru ma przede wszystkim twarz Rafała Sawickiego, który rozwinął postać, w wersji literackiej budzącej niemal wyłącznie złość na jej głupotę, okrucieństwo i wady. Sprawił, że nie tylko chętnie wysmagalibyśmy ją kijem (ten był często i pomysłowo w użyciu), ale też nieco ją rozumieliśmy i współczuliśmy jej. Sawicki zachwycał wręcz każdym gestem, miną i słowem, a nawet nie pozwalał oderwać od siebie oczu, gdy leżał zemdlony. Wraz ze scenicznymi partnerami potrafił wybornie pokazać, że skąpstwo Harpagona, będące tematem komedii, to nie tylko powód do kpin, ale złożone studium jątrzącej go choroby, w której współuzależnionymi, a przez to również pełnymi wad, są wszyscy, którzy zanadto się do niego zbliżają.

Marcin Kałuski

Zdjęcia: Dorota Koperska