W budżecie spółki TS Podbeskidzie brakuje 2 mln zł. Miasto Bielsko-Biała i mniejszościowy akcjonariusz Edward Łukosz tym razem nie dosypią grosza, więc spółka tnie koszty - z klubu z różnych powodów odchodzi kilku pracowników z marketingu i pionu sportowego. Pomimo problemów finansowych prezes Bogdan Kłys nie straci stanowiska i zapowiada walkę o ekstraklasę w tym sezonie. Jeśli to się nie uda, klub może czekać obniżenie aspiracji sportowych.

We wtorek odbyło się walne zgromadzenie akcjonariuszy, które zatwierdziło sprawozdanie finansowe spółki TS Podbeskidzie za okres 1 stycznia 2021 - 30 czerwca 2022 roku. Jak dowiedział się nasz portal, klub w tym okresie zanotował ok. 6,5 mln zł straty bilansowej, która jest pochodną utraty wpływów po spadku z ekstraklasy i rozpaczliwą walką o utrzymanie, gdy ponoszono dodatkowe koszty.

6,5 mln zł straty w bilansie

Dziura budżetowa w kasie spółki wynosi jednak 2 mln zł - w 2020 roku, gdy Podbeskidzie awansowało do ekstraklasy, spółka akcyjna wypracowała ok. 1,4 mln zł zysku, a już po spadku współwłaściciele dokapitalizowali ją kwotą 3 mln zł, co łącznie daje niespełna 4,5 mln zł. Mimo złego wyniku finansowego prezes klubu Bogdan Kłys uzyskał absolutorium za poprzedni rok obrachunkowy, ale akcjonariusze - gmina Bielsko-Biała i Edward Łukosz - tym razem nie pokryją straty w spółce. 

O zły wynik finansowy zapytaliśmy szefa rady nadzorczej klubu. Piotr Kucia odpowiada, że składa się na to szereg czynników - główne z nich to spadek przychodów od sponsorów, a także brak wpływów ze sprzedaży piłkarzy. Jeszcze kilka lat temu Podbeskidzie na sprzedaży Kacpra Kostorza do Legii Warszawa zarobiło ok. 900 tys. zł, a Przemysław Płacheta odchodził do Śląska Wrocław za ok. 250 tys. zł. Latem klub planował sprzedać Maksymiliana Sitka i pozyskać w ten sposób ponad pół miliona zł. Na planach się skończyło.

Wątpliwości budzą transfery

Zdaniem wiceprezydenta Bielska-Białej, nieudolne są także próby pozyskiwania nowych akcjonariuszy spółki, którzy regularnie pojawiają się na Stadionie Miejskim przy Rychlińskiego, ale inwestować w klub nie chcą. Wątpliwości budzą także transfery, a co za tym idzie wynik sportowy. Podbeskidzie zeszły sezon zakończyło zaraz za strefą barażową, na półmetku obecnego sytuacja jest podobna. Tymczasem plan po spadku zakładał wywalczenie awansu w ciągu dwóch lat.

Bogdan Kłys zapytany o kondycję finansową spółki odpowiada, że cel Podbeskidzia na najbliższe pół roku to zapowiadana przez klub walka o ekstraklasę, bo ewentualny awans oznacza duży wzrost wpływ, które pozwolą zapomnieć o problemach finansowych. O to będzie jednak trudno, bo budżet klubu w tym sezonie planowany na ok. 15 mln zł, realnie okaże się mniejszy o brakujące 2 mln zł. Spółka, by ograniczyć koszty działalności, w ostatnim czasie pożegnała się z sześcioma pracownikami.

Będą nowi sponsorzy?

Z klubu po wygaśnięciu umowy odchodzi m.in. dyrektor marketingu Grzegorz Brudnik, rozwiązana została umowa z rzeczniczką prasową Pauliną Laby, a z pionu sportowego odchodzi także dwóch skautów. Do spółki po kilku miesiącach powraca Marcin Zarębski, ale nie w roli rzecznika prasowego, a nowego szefa działu marketingu. Prezes Kłys zapewnia, że finalizuje rozmowy z nowymi sponsorami - jeden z nich ma zostać sponsorem głównym i jego nazwa znajdzie się na koszulce lub spodenkach.

Drugi podmiot ma zostać tzw. sponsorem złotym, a jego nazwa może pojawić się na rękawku. Pozyskane w ten sposób pieniądze nie pozwolą jednak nawet w połowie pokryć dziury budżetowej. Jeśli awansu w tym sezonie nie będzie, to spółka musi zadbać o zbilansowanie budżetu. - Jeśli mamy bilansować wydatki, to do 5-6 doświadczonych piłkarzy należy dobrać młodzieżowców i grać o pieniądze z Pro Junior System, a nie bezwzględnie nastawiać się na awans - przekonuje Bogdan Kłys.

Pora przestać grać o awans?

Tak częściowo było w sezonie 2018/19, gdy wiosną po porażce z ŁKS Łódź klub odpuścił walkę o awans i z PJS zgarnął 1,1 mln zł. Równocześnie w tabeli zajął 6. miejsce, które dziś dałoby grę w barażach. - Pulę w PJS podniesiono z 6 do 9 mln zł, w ten sposób klub może pozyskiwać rocznie nawet 1,5 mln zł, a kolejne 500 tys. zł ze sprzedaży dwóch wychowanków. Takim sposobem nadal będziemy w gronie czołowych drużyn w lidze, ale zbilansujemy budżet - mówi dalej prezes Kłys. Nadzieją pozostaje znalezienie trzeciego współwłaściciela spółki, ale niebawem miną dwa lata od pierwszych rozmów w tej sprawie.

Zimą zgodę na transfer lub wypożyczenie dostali Kacper Wełniak, Mathieu Scalet czy Dawid Polkowski. Odejść może Bartosz Bernard, bo wiosną klub ma grać młodzieżowcem w środku pola, a wahadłowy ma rozwijać się na wypożyczeniu. Klub chciałby wzmocnić pozycję środkowego obrońcy i pomocnika. Nie wiadomo czy po sezonie kontynuowana będzie współpraca z dyrektorem sportowym Łukaszem Piworowiczem. Latem wygasa jego umowa, która zawiera zapis o przedłużeniu tylko w przypadku awansu.

Bartłomiej Kawalec
[email protected]

Zdjęcie: Szymon Jaszczurowski/TS Podbeskidzie