Na boisku zadziorny, twardy i nieustępliwy, poza nim cichy, spokojny, małomówny. Tomasz Jodłowiec wrócił do klubu, w którym w 2006 roku dano mu szansę. Dwa lata później zadebiutował w reprezentacji Polski u Leo Beenhakkera, a Napoli oferowało 1,5 mln euro i namawiało do transferu. - Rodzina nagadała mu, że nie zna języka, nie będzie grał i straci miejsce w reprezentacji - wspomina Marek Sokołowski, który grał wtedy z Jodłowcem w Polonii Warszawa, a wcześniej w Groclinie.

Tomasz Jodłowiec pochodzi z Przyborowa - niewielkiej wsi w gminie Jeleśnia blisko słowackiej granicy, oddalonej o 40 km od Bielska-Białej. Ojciec byłego reprezentanta Polski przez wiele lat był sołtysem wsi, dwaj bracia również grali w piłkę, ale tylko na poziomie amatorskim. Dziś jeden z nich prowadzi tartak. Treningi piłkarskie zaczął stosunkowo późno. W wieku 12 lat trafił do Koszarawy Żywiec, później został uczniem Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Bielsku-Białej. Stąd przeniósł się do SMS w Łodzi.

- Zadziorny góral, bardzo pracowity i nastawiony na sukces. Gdy przegrywaliśmy, zawsze było po nim widać piłkarską złość. Do tego bardzo w porządku jako człowiek - byłego ucznia wspomina Janusz Matusiak, wicedyrektor łódzkiej szkoły. Jako nastolatek Jodłowiec trafiał na wypożyczenia do okolicznych klubów - Widzewa, Stali Głowno, a jesienią 2005 do ŁKS-u. W tym ostatnim zagrał tylko 20 minut.

Nie wiadomo jak potoczyłaby się kariera Jodłowca, gdyby jego ojciec na początku 2006 roku nie pojawił się w Bielsku-Białej. - Przyjechał, bo szukał dla syna klubu, w którym dostanie szansę - wspomina Jarosław Rozmus, prezes BBTS, który znał się z ojcem piłkarza. Podbeskidzie skorzystało z propozycji. W klubie po nieudanym szturmie na ekstraklasę pojawiły się duże problemy finansowe i brakowało pieniędzy. Z tego powodu „Jodłę” wypożyczono, choć za niewielkie pieniądze można było go wykupić.

Pomocnik z Przyborowa w ekstraklasie rozegrał ponad 380 spotkań. Grał w Groclinie, Polonii, Śląsku, Legii a ostatnie lata spędził w Piaście z którym zdobył siódme w karierze mistrzostwo Polski. Można by rzecz, że na piłce zjadł zęby. -To było w Groclinie, graliśmy z Cracovią. „Jodła” wyskoczył do główki z Tomkiem Moskałą, który jest od niego o głowę niższy. Zderzyli się tak, że Jodłowcowi wypadła dwójka na dole, a dwa kolejne zęby się ruszały. Szydera w szatni z tego była niesamowita - wspomina Marek Sokołowski.

Całą sylwetkę najnowszego transferu Podbeskidzia znajdziesz w „Kronice Beskidzkiej”. Nowe wydanie lokalnego tygodnika jest już w sprzedaży. E-wydanie można kupić TUTAJ.

bak

Fot. Szymon Jaszczurowski/TS Podbeskidzie