Setki tysięcy albo nawet miliony Polaków pomagają uchodźcom ukraińskim docierającym do Polski. Są też tacy, którzy ruszają do Ukrainy, aby trafić z pomocą do zagrożonych obszarów. Maria Schodnicka i Janusz Bielski jeżdżą po kraju ogarniętym wojną, mijając posterunki wojskowe i okopy, aby dotrzeć z darami w jedną stronę i bezpiecznie przetransportować kobiety i dzieci do Polski. Robią to na własny rachunek i dzięki wsparciu znajomych.

Maria i Janusz nie pierwszy raz pomagają ludziom w ciężkiej sytuacji. Organizowali już szereg akcji pomocowych, m.in. na początku pandemii. O tym, że mimo wojny po terenie znacznej części Ukrainy można poruszać się bezpiecznie opowiedział im znajomy, który woził ludzi do Polski. Znają też inne osoby z okolic Bielska-Białej, które jeżdżą do Winnicy autobusami i ewakuują uchodźców. - Pewnego wieczoru spytałam Janusza czemu nie pojedziemy. Usłyszałam - "No to jedźmy". Następnego dnia wieczorem wyjechaliśmy w stronę granicy - mówi Maria.

Dziadkowie uciekali przed Armią Czerwoną

Dlaczego to robią? - Pomagam, bo mogę. Uważam, że to co się tam dzieje, to tragedia. Mam nadzieje, że panowie, którzy walczą o kraj będą trochę spokojniejsi wiedząc, że ich żonom i dzieciom nie spadnie bomba na głowę. Moi dziadkowie uciekali przed Armią Czerwoną. Tak jak stali, bez dokumentów i bagażu uciekli na tereny Polski. W dziejach Polski jest wiele historii uchodźczych, nawet jeśli nie chcemy o nich pamiętać - tłumaczy Maria.

Na początku było ciężko. Pojechali "w ciemno" z darami do Tarnopola. Długie godziny spędzone na granicy znacznie utrudniały akcję pomocową, podobnie jak brak zamówionych noclegów i nieznajomość realiów. Za drugim razem było już znacznie lepiej. Na miejscu mają zapewniony pokój, a po polskiej stronie granicy korzystają z gościnności wywodzących się z Bielska-Białej właścicieli domków Pastelova Krova w Ustrzykach Dolnych.

Aktualnie jeżdżą wahadłowo z przejścia w Krościenku do Żaszkowa w obwodzie czerkaskim. W niewielkiej miejscowości znajdującej się 150 km na południe od Kijowa mają już znajomych. Gdy przyjeżdżają, chętni są już gotowi do wyjazdu. Dary przekazują merostwu, dzięki czemu są dystrybuowane na miejscu wśród najbardziej potrzebujących. Największe zapotrzebowanie jest na pieluchy, jedzenie dla dzieci i dla dorosłych, koce, karimaty, ostatnio też ubrania.

Każda złotówka będzie świetnie wydana

Po rosyjskiej napaści na Ukrainę z Żaszkowa wyjechało 5 tys. osób z 14 tys. mieszkańców. Na ich miejsce przyjechało około 5 tys. ludzi ze Wschodu i osoby z Kijowa, które wcześniej wyjechały tam do pracy.

Pomaganie nie jest tanie. Benzyna kosztuje, a samochody źle znoszą zróżnicowaną jakość ukraińskich dróg. Maria i Janusz wydali na paliwo już prawie 10 tys. zł. Finansowo pomagają im znajomi, a ostatnio także wszyscy chętni dzięki uruchomionej zbiórce: TUTAJ. Każda złotówka się liczy i każda będzie świetnie wydana.

- W Żaszkowie byliśmy już po raz piąty. Za pierwszym razem pojechaliśmy tylko po ludzi, od drugiego razu przyjeżdżaliśmy też z darami. Otrzymujemy pisma, że dostarczamy pomoc. Dzięki temu mamy ułatwioną pracę, pisma przydają się na posterunkach drogowych i na granicy. Merostwo docenia naszą pomoc. Ostatnim razem byliśmy zdziwieni obecnością kamery. Materiał o nas nakręciła lokalna telewizja - opowiada Maria.

Cały czas mają poczucie bezpieczeństwa

Czy jadąc 1500 km od granicy i z powrotem czują strach? - Tam, gdzie jeździmy, mamy poczucie bezpieczeństwa. Na trasie jest jedna zniszczona stacja benzynowa, którą najprawdopodobniej trafił pocisk. Gdy jechaliśmy przez Żytomierz, widzieliśmy zniszczenia po atakach. Jednak na co dzień nie widzimy działań wojennych, chociaż zdarzało nam się chować w przedpokoju podczas alarmu przeciwlotniczego. Są dość częste.

Często spotykają osoby ubrane na wojskowo, z kałasznikowami lub z bronią myśliwską. Widzą bardzo dużo obiektów obronnych: okopy, miejsca obłożone workami, zamaskowane pozycje, a także tzw. block posty, czyli miejsca kontroli. - Przez pierwsze 3-4 dni zatrzymywano nas na każdym. Sprawdzali nam dokumenty, przepytywali. Było to kłopotliwe, bo na całej trasie mieliśmy takich block postów około 30. Teraz już zatrzymują nas tylko przy wjazdach do dużych miast, wiele oddolnie tworzonych posterunków zostało zlikwidowanych. Cały czas mamy jednak poczucie bezpieczeństwa - relacjonuje Maria.

Największym problemem jest zaopatrzenie w paliwo. O ile bez trudu jest dostępne przy granicy, o tyle już za Tarnopolem i dalej w stronę Umania nie jest o nie łatwo. Na stacjach albo go nie ma, albo jest limitowane i za jednym razem można zatankować tylko 20 litrów. Dlatego ustawiają się do nich ogromne kolejki. Ukraińcy wspierają jednak wolontariuszy z Polski. - Podjeżdżamy do pierwszych osób, mówimy co robimy: przywozimy dary, wozimy kobiety i dzieci. Ludzie nie oponują i pozwalają nam tankować bez kolejki.

Do wolontariuszy machają żołnierze

Napotkani Ukraińcy są bardzo wdzięczni za postawę Polaków. Często widać to, gdy przepuszczają wolontariuszy na początek kolejki na stacji benzynowej, robią miejsce w korku. Widać to podczas kontroli i przy codziennym kontakcie. W głębi kraju na widok polskich rejestracji, do wolontariuszy machają żołnierze. - Jeździmy przez Krościenko, gdzie nie ma kolejek. Gdy jeździliśmy przez inne przejścia, mijaliśmy całą cywilną kolejkę. Jako wolontariuszy, wszyscy nas przepuszczali.

Samochody Marii i Janusza są oklejone, aby wszyscy wiedzieli, że są wolontariuszami. Przy block postach należy zwolnić, otworzyć szybę w razie kontroli. Czasami zdarza się kontrola bagażnika. W nocy należy postępować tak, aby samemu być widocznym, ale nie oświetlać innych. Zgasić światła i włączyć awaryjne oraz lampkę w środku. Drogi są proste i szerokie, ale są różnej jakości. Występują zwężki, zapory, brakuje oznaczeń, należy zachować czujność.

- Będziemy jeździć, póki czujemy się bezpiecznie. Największa robota jest w Polsce. Zaopiekowanie się tymi ludźmi i zadbanie o to, aby byli gotowi wrócić do swojego kraju. Aby mieli siłę go odbudować. Wiele osób nie chce jechać na zachód. Wynika to nie tylko z bariery językowej. Także tego, że uchodźcy chcą być możliwe blisko, aby szybko wrócić, kiedy wojna się skończy. A ile potrwa, tego nie wiemy - kończy Maria.

Piotr Bieniecki

Akcję Marii i Janusza można wesprzeć finansowo na stronie https://pomagam.pl/en/d878gf