Pracująca w jednym z bielskich urzędów skarbowych mieszkanka gminy Jasienica stanęła przed sądem. Jest oskarżona o to, że przez ponad dwa lata przywłaszczała sobie emeryturę dziadka swojego męża. Jakby tego było mało, emeryt już od dawna... nie żył! Zorganizowano mu cichy pogrzeb i nie powiadomiono o tym fakcie ZUS. Z konta nieżyjącego mężczyzny „wyparowało” prawie 89 tys. zł emerytury. Jego syn od lat walczy o pociągnięcie winnych do odpowiedzialności.

Pan Robert z Kudowy-Zdroju przecierał oczy ze zdumienia, gdy odkrywał kolejne fakty z życia swojego ojca. Przede wszystkim dotyczące tego, w jaki sposób ojciec „korzystał” z emerytury... po śmierci. Pan Robert od dłuższego czasu mieszka w Niemczech. O tym, że jego ojciec zmarł (8 lutego 2015) dowiedział się dopiero w styczniu 2018 od pracownika spółdzielni mieszkaniowej w Andrychowie, w zasobach której swego czasu mieszkał rodzic. Nie utrzymywali bowiem ze sobą żadnego kontaktu.

Dotarła z dużym opóźnieniem

- Do innych członków rodziny także ta wieść dotarła z dużym opóźnieniem. Wnuk ojca, a mój siostrzeniec, który niby się nim opiekował, nie powiedział o śmierci jej ojca nawet własnej matce - mówi dzisiaj pan Robert. Postanowił przyjechać nie tylko do Andrychowa, ale i do Bielska-Białej oraz miejscowości w gminie Jasienica, gdzie jego ojciec ostatnio mieszkał.

Jak potem zeznał pan Robert, przybył na Podbeskidzie, by dowiedzieć się, czy jego ojciec zostawił coś po sobie czy wręcz odwrotnie i do spłacenia pozostały długi. - Nie wiedziałem nawet, czy miał konto w banku, dlatego chodziłem od jednego do drugiego. W końcu w dużym banku usłyszałem, że ojciec miał tam rachunek i jest suma, którą zostaną obciążeni spadkobiercy. Przez dwa lata nie mogłem się doprosić, by mi powiedziano, o co chodzi z tymi pieniędzmi. O tym, że wpływały na konto żony siostrzeńca usłyszałem dopiero po założeniu sprawy karnej - tłumaczył, gdy odbierano od niego zeznania.

Syn zmarłego zasięgał języka tam, gdzie to było możliwe. - Miejscowy ksiądz zaprowadził mnie i moją żonę na grób ojca. Mówił, że te kwiaty, znicze, kamienna obramówka na grobie, to wszystko dzięki mieszkańcom wioski, że tylko oni dbają o grób, a nie rodzina mojego siostrzeńca, która tam mieszka. Usłyszałem od jednych państwa, że nawet nie wiedzieli, iż ojciec umarł. I że niewiele osób w ogóle wiedziało o pogrzebie. Podobno zakładowi pogrzebowemu zapłacono za pochówek tylko minimalną stawkę - 3 tys. zł, a śmierć nie została zgłoszona do ZUS - relacjonował. - To od razu rodziło pytania, bo przecież zasiłek pogrzebowy jest dużo wyższy i kto by z niego dobrowolnie rezygnował - zwraca dziś uwagę.

Zasypywał instytucje pytaniami

Pan Robert wcielił się w rolę śledczego, zasypując wszelkie instytucje pytaniami o nielegalne pobieranie emerytury po zmarłym. - To ja złożyłem na nią i jej męża doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Bank w Andrychowie, wiedząc o sprawie, nie uczynił tego. Dopiero centrala tegoż banku złożyła zawiadomienie, ale dopiero po tym, gdy ja to uczyniłem. Bank po wezwaniu od ZUS zapłacił ponad 80 tys. zł, a potem bezpodstawnie zaczął się domagać zwrotu tej kwoty od spadkobierców ojca zamiast od kobiety, na konto której, na podstawie zlecenia stałego przelewu przez prawie 2,5 roku trafiała cała emerytura, a kto wie, czy jeszcze nie coś ponadto. Podejrzewam, że położono też łapę na oszczędnościach jego życia - irytuje się.

To właśnie dzięki uporowi syna zmarłego sprawą zajęła się policja. Dzisiaj akta sprawy sądowej, do których dotarliśmy, piętrzą się od jego pism, które popychały sprawę naprzód. - Lokalnej policji aż cztery miesiące zajęło samo doprowadzenie do przesłuchania podejrzanej. A od momentu, gdy ruszyłem tę sprawę do dzisiaj, gdy w końcu zajął się nią sąd, minęły aż cztery lata! - wskazuje pan Robert.

Jak ustalił portal, śledztwo wszczęto w 2019 roku. Akt oskarżenia w Sądzie Rejonowym w Bielsku-Białej złożyła Prokuratura Rejonowa w Kłodzku. Pochodząca z Bielska-Białej 43-latka mieszkająca dziś na terenie gminy Jasienica nie została objęta środkami zapobiegawczymi. Oskarżono ją o to, że od 1 marca 2015 do 31 lipca 2017 roku w Bielsku-Białej przywłaszczyła przelewane na jej rachunek bankowy z konta zmarłego mężczyzny nienależne jej środki, które ZUS wypłacał jako emeryturę, czym działała na szkodę banku. Łącznie uzbierała się niebagatelna kwota 88 788 zł. Wedle aktu oskarżenia, kobieta działała nieprzerwanie i na podstawie z góry powziętego zamiaru.

Zeznania za pośrednictwem internetu

13 stycznia odbyła się kolejna rozprawa w sądzie przy ul. 1 Maja. Mieszkający we Niemczech syn zmarłego zeznawał za pośrednictwem internetu. Co ciekawe, oskarżonej nie pomaga żaden adwokat, bo - jak mówi - będzie się bronić samodzielnie. Zaprotestowała tylko wtedy, gdy pan Robert mówił o ukrywaniu pochówku. - Jak był pogrzeb dziadka, to wszyscy wiedzieli, bo ulica na wieniec się składała - stwierdziła.

Tuż po rozprawie udało się nam porozmawiać z oskarżoną. Kobieta skarży się, że syn zmarłego wydzwania do jej przełożonych w urzędzie skarbowym, przez co ciągle jest wzywana na dywanik. Mówi, że nie przyznaje się do winy, a nad własnym kontem to nie ona miała kontrolę. Wcześniej zeznała, że kontem zajmował się jej mąż.

Wiele wskazuje, że kluczowe w tej sprawie mogą okazać się zeznania męża oskarżonej, który został prawidłowo - jak mówi sędzia Radosław Molenda - powiadomiony o rozprawie, ale nie stawił się na wezwanie sądu. Żona nie potrafiła powiedzieć, dlaczego zignorował pismo z sądu. Kolejną szansę otrzyma w kwietniu, bo do tego czasu odroczono postępowanie. Mąż kobiety od początku zachowuje milczenie. Podczas przesłuchania 8 września 2020, gdy zapoznał się z zarzutami przeciwko żonie, odmówił składania zeznań, mimo że śledczy mieli przygotowaną bardzo długą listę pytań.

Z księgi parafialnej nie wynika

W śledztwie i podczas rozprawy 13 stycznia zeznawały też dwie powszechnie znane osoby z gminy Jasienica. Jedną z nich był proboszcz, który niewiele w tej sprawie pamiętał. Jak tłumaczył, z parafialnej księgi nie wynika, kto przyszedł załatwiać sprawy pogrzebowe. Jest to z reguły osoba dysponująca dokumentacją z Urzędu Stanu Cywilnego. Papiery zostają w parafii, która jest administratorem cmentarza.

Zastanawiające są wyjaśnienia znanego przedsiębiorcy pogrzebowego. Koszty pogrzebu opłacane są z reguły z zasiłku pogrzebowego, lecz w przypadku pochówku mieszkańca Jasienicy sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Jak zeznał właściciel zakładu, usługę pogrzebową zamówił wnuk zmarłego. Sam przedstawił się jako członek rodziny. Za wykonanie usługi zapłacił gotówką. Wręczył przedsiębiorcy prawie 3 tys. zł. Właściciel zakładu nie posiadał informacji, czy ktoś powiadomił ZUS o śmierci emeryta, bo też nie zlecono mu pośrednictwa w załatwieniu zasiłku pogrzebowego.

W toku postępowania o wyjaśnienia poproszono też kierownik bielskiego Urzędu Stanu Cywilnego, która powiedziała, że o zgonie powiadomiono urząd 9 lutego 2015. Zastrzegła, że USC nie poinformował ZUS, gdyż takiego obowiązku nie ma. Wedle prawa, ciąży on na rodzinie.

Nie odpuści

- Nie odpuszczę. To dopiero początek - zapowiada syn zmarłego. Jest wręcz wściekły na postępowanie banku, od którego długo nie mógł uzyskać konkretnych informacji. - Co do działania jego pracowników mam mnóstwo wątpliwości. Składam stosowne zawiadomienia i liczę, że organy ścigania i wymiar sprawiedliwości tym razem zareagują sprawniej - mówi.

Pretensje ma też do spółdzielni mieszkaniowej, bo uważa, że mieszkanie po jego ojcu poszło pod młotek grubo poniżej wartości. - Zrobię wszystko, by wyjaśnić tę sprawę do końca i każdego, kto maczał palce w tej aferze, pociągnąć do odpowiedzialności - zapowiada.

Do tematu będziemy wracać.

Tekst i foto z sali rozpraw: Marcin Kałuski

Skromny grób zmarłego, na którego konto bankowe wpływała emerytura jeszcze ponad dwa lata po jego śmierci. Pieniądze z automatu były potem przelewane na konto oskarżonej. Zdjęcie wykonał pan Robert, który wyraził zgodę na jego publikację.