W najbliższą niedzielę odbędzie się pierwszy w Bielsku-Białej Marsz Równości. Czy stolica Podbeskidzia okaże się miastem tolerancji? Już przygotowania do imprezy każą w to wątpić.

- W internecie znowu było i jest sporo hejtu, do którego osoby z Tęczowego Podbeskidzia już się właściwie przyzwyczaiły. Czy nadal więc jesteśmy w Bielsku-Białej tolerancyjni? Chyba już raczej nie. Tym bardziej jednak przekonuje nas to, jak bardzo potrzebna jest taka impreza - mówi Joanna Wolska z „Czarnego Protestu”, znana z bielskich Marszów Kobiet, współorganizatorka Marszu Równości.

Zob. Będzie marsz równości w Bielsku-Białej. "Celebracja dumy mniejszości seksualnych"

Groźby i hejt oczywiście nie zdziwiły Wolskiej. Zaskoczeniem było co innego. - To postawa ludzi, co do których wydawało się nam, że właśnie są tolerancyjni, a kiedy dowiedzieli się, że będzie marsz zaczęli w zawoalowany sposób dawać nam do zrozumienia, że go nie popierają - tłumaczy. - Takie delikatne, zdawałaby się, prztyczki w nos w stylu „a po co ci to”, „dalibyście sobie spokój” i tym podobne.

Prztyczka w nos organizatorzy dostali także od prezydenta Jarosława Klimaszewskiego, który - przypomnijmy - uprzejmie odmówił objęcia patronatu nad marszem. - Nie chcę tego komentować - ucina Joanna Wolska. - Powiem za to, że szkoda. Szkoda, że Bielsko-Biała nie jest takie, jak na przykład Zielona Góra. Moglibyśmy wtedy chociażby wypożyczyć z miasta sprzęt nagłaśniający i liczyć na jakieś wsparcie. Byłoby łatwiej.

A co o marszu sądzą bielscy radni? Czy się na niego wybierają? Przepytała ich „Kronika Beskidzka”. Nowe wydanie lokalnego tygodnika jest już w sprzedaży. E-wydanie jest dostępne TUTAJ.

KJ

Foto: Marcin Płużek