- Media mogą różnić się nawet w zasadniczych sprawach z rządem, ale wpływ na nie powinni mieć Polacy lub osoby, które są nam bliskie w ramach Wspólnoty Europejskiej. Dobrym przykładem na to, że nikt nie walczy z wolnością słowa jest Gazeta Wyborcza, która reprezentuje w Polsce stronę lewicową. To medium jest polskie i totalnie antyrządowe. Stosuje metody komunikowania, które wielu osobom się nie podobają, ale w ramach wolności słowa działają i nikt nie wpada im do redakcji, aby wyrwać laptopa, w którym mogą być niekorzystne informacje - mówi minister Grzegorz Puda w wywiadzie dla portalu bielsko.biala.pl.

Z Grzegorzem Pudą, ministrem rolnictwa i rozwoju wsi rozmawia Robert Kowal

Zgodnie z zapowiedziami Agrounii, we wtorek w kraju rozpoczną się blokady dróg w proteście przeciwko polityce rolnej rządu Mateusza Morawieckiego. Organizatorzy akcji przekonują, że rolników nie można lekceważyć. Czy Pan lekceważy rolników?

- Gdy rozmawiam z rolnikami, wielu z nich nie identyfikuje się z Agrounią. Mówią, że takie działania, jak wysypywanie obornika w miejscach publicznych czy gwoździ na drogach publicznych lub wulgarne obrażanie kogokolwiek godzi w dobre imię rolników, niszczy ich wizerunek w oczach społeczeństwa. Pan przewodniczący Michał Kołodziejczak zapowiedział, że chce zostać premierem i nie ukrywa, że interesuje go kariera polityczna. Szkoda, że jego organizacja zamiast wykorzystać energię społeczną do działań na korzyść rolników jest narzędziem o charakterze stricte politycznym.

„Może Pan sobie te pieniądze wsadzić”

Rząd już wielokrotnie udowodnił, że potrafi słuchać rolników. Wiele ich postulatów realizuje Polski Ład, w tym ustawa o rodzinnych gospodarstwach rolnych. Kiedy spotykałem się z rolnikami i rozmawiałem o ich problemach, Agrounia robiła swoje happeningi, po czym zarzucała mi, że zamiast z nimi rozmawiać rozmawiam z rolnikami. Mamy więc jasność, że sami członkowie Agrounii nie uważają się za rolników. Pan Kołodziejczak kazał mi sobie wsadzić w tylną część ciała pieniądze, które przeznaczyliśmy na wsparcie dla rolników, którzy ponieśli straty z powodu ASF. Jak rząd dał pieniądze to, aby nadal szukać konfliktu zaczął wygłaszać, że nie chodzi o pieniądze tylko o godność. Czy tę samą godność, którą tak konsekwentnie obraża swoimi agresywnymi, często groźnymi dla zdrowia i życia ludzi występami?

Jeżeli ktoś rzetelnie śledzi moje działania i wypowiedzi nigdy nie zgodzi się z tezami głoszonymi przez Agrounię. Wielu rolników w rozmowach wyrażało zadowolenie, że wreszcie minister rolnictwa zwrócił uwagę na małe gospodarstwa rolne, mówi o godności i randze rolnika w społeczeństwie. Kiedy na jednym ze spotkań zapytaliśmy krzyczących członków Agrounii, o co im chodzi, nie umieli odpowiedzieć. Nie chcieli dyskutować, bo nie mieli argumentów. Ostatecznie stwierdzili, że chodzi o protestowanie i tyle.

Nazwał ministra błaznem i debilem

Rolnicy z Agrounii wymieniają kluczowe problemy do pilnego załatwienia: ASF, dominacja marketów, ubezpieczenia, nadmierny import żywności zza granicy, szkody łowieckie. Jest Pan gotów negocjować z nimi każdy z tych punktów?

- Jeszcze w piątek rozmawiałem ze związkami zawodowymi rolników. Spotkanie było konkretne, potrafimy się porozumieć. Nasz resort pracował nad rozwiązaniami dla wsparcia rolników zanim pojawiły się hasła Agrounii. Program walki z ASF, na którą przeznaczyliśmy 200 mln zł, ogłosiliśmy dzień wcześniej przed postulatami Agrounii. To właśnie potem pan Kołodziejczak zaczął wygłaszać nerwowo tezy, że nie chodzi o pieniądze tylko godność, a potem kazał mi sobie te pieniądze wsadzić i dalej już nie będę cytował.

Ciekawy jestem, czy podobnie myślą rolnicy, którzy bardzo potrzebują tych środków. Dziwię się, że pan przewodniczący najpierw apeluje, żeby pieniądze się znalazły, a kiedy już są, twierdzi, że rolnicy ich nie potrzebują. Może pan przewodniczący ich nie potrzebuje, ale rolnicy czekają na wypłaty także za okres poprzedni, bo my uruchamiamy wypłaty środków, które będą równoważyły spadek cen skupu od początku roku. W 2020 roku, w oparciu o złożone wnioski, wypłacono rolnikom ok. 43 mln zł. Jesteśmy więc przygotowani na sytuację, gdyby wniosków o odszkodowanie wpłynęło trzy razy więcej niż w roku poprzednim. Agrounia tego nie chce, rolnicy tak.

W wypowiedzi dla telewizji publicznej, która dostępna jest w YouTube, szef Agrounii nazwał Pana błaznem i debilem. Czy zamierza Pan podjąć kroki prawne w związku z tą wypowiedzią?

- W działalności publicznej jest teraz wiele emocji, czasem niepotrzebnych. Dlatego w obecnej sytuacji trzeba mieć twardą skórę, aby uczestniczyć w polityce. Ja tę skorupę staram się często z siebie ściągać, ale w tym przypadku ją zostawię. Film ma dziesiątki tysięcy odsłon, bo takie występy się podobają, śmieszą. Tak się zdobywa popularność w internecie. Wielu oburzonych bielszczan pisało do mnie maile czy SMS-y pytając, co sądzą o tego rodzaju agresji i dlaczego nic z tym nie robię. Pan Kołodziejczak sam sobie wystawia laurkę. Proszę zapytać rolników, czy popierają agresję i wulgarność, czy się z nią utożsamiają. Ja robię swoje, pracuję dla polskiego rolnictwa. Nie zamierzam też używać języka pana Kołodziejczaka i obrażać go w taki sam sposób, jak on mnie. Jestem przeciwnikiem agresji w polityce.

Można zejść jeszcze niżej

Nie chce Pan - jako funkcjonariusz publiczny, któremu przysługuje ochrona prawna - aby prokuratura ścigała osobę nazywającą Pana debilem?

- Nie przeceniam roli, jaką pełni pan Kołodziejczak, nowy lider nowej partii politycznej. Nie mam czasu na takie drobiazgi.

Poziom debaty politycznej stale się obniża i gdy wydaje się nam, że już osiągnął dno, okazuje się, że można zejść jeszcze niżej.

- Dobrym wzorem kultury politycznej, mimo wszystkich dzielących nas różnic, jest samorząd Bielska-Białej. Tam mimo czasem wielkich emocji nigdy takie słowa nie padały, przeciwnicy nie obrażają się nawzajem. Język nienawiści nie służy nikomu.

W ramach II edycji Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych Bielsko-Biała otrzymało 0 zł wsparcia. Gdzie byli posłowie i ministrowie z Bielska-Białej - pytał wtedy jeden z bielskich radnych.

- Bielsko-Biała, jako miasto otrzymuje dość duże wsparcie państwa, np. w ramach I edycji Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Wielokrotnie o tym mówiliśmy. To rozbudowa ulic Cieszyńskiej i Żywieckiej, środki europejskie na rewaloryzację kościoła św. Stanisława w Starym Bielsku czy dla Studia Filmów Rysunkowych. Jest to efekt działania lobby ludzi, którym bielskie sprawy leżą na sercu.

Możliwy lobbing dostępnymi siłami

Niedawno spotkałem się z prezydentem Jarosławem Klimaszewskim. Z tej rozmowy wynika, że choć czasem mamy różne opinie na kluczowe sprawy, łączy nas troska o dobro naszego miasta. Moim obowiązkiem jako ministra jest wspieranie bielskiego samorządu. Myślę, że wkrótce będzie miał Pan możliwość rozliczenia mnie z tych deklaracji.

Bielsko-Biała liczy na miliony dotacji z Polskiego Ładu. Wnioski o wsparcie finansowe oceniać będzie komisja pod przewodnictwem premiera. Jest pewność, że tym razem samorządowcy z Bielska-Białej się nie przeliczą?

- Pewności nie może być żadnej, bo są to środki rozdysponowywane na podstawie konkursów. Chodzi jednak o współpracę samorządu z rządem, ministrami. Musimy mieć zdefiniowane cele, o które wszyscy walczymy, np. rozwój infrastruktury drogowej. Wtedy jest możliwy lobbing wszystkimi dostępnymi siłami.

Pamięta Pan karuzelę kadrową po ustąpieniu długoletniego dyrektora Andrzeja Orzechowskiego? Czy w ten sposób powinno obsadzać się stanowiska dyrektorskie w instytucjach państwowych?

- Wielokrotne zmiany dyrektorów w krótkim okresie na pewno instytucji nie służą. W resorcie rolnictwa staramy się dać szansę awansu wszystkim doświadczonym pracownikom z odpowiednimi kompetencjami.

Obsada stanowisk bez konkursu

Karuzela kadrowa krążyła szybko, ponieważ bez konkursu osadzano stanowisko ludźmi, którzy dotąd nie mieli nic wspólnego z produkcją filmów animowanych.

- Trudno mi się do tego odnieść, ponieważ sprawy, o które Pan pyta leżą poza zakresem działania naszego resortu. Z pewnością w ministerstwie rolnictwa obowiązuje zasada awansowania osób zgodnie z ich kompetencjami. Mogę powiedzieć tyle, że sytuacja w SFR jest stabilna. Rozmawiałem z obecnym dyrektorem i jestem przekonany, że pod jego kierownictwem placówka będzie się nadal rozwijać. Warto podkreślić, że na początku urzędowania przedstawił się miejscowemu samorządowi, co jest świadectwem niezbędnej na tym stanowisku kultury politycznej.

Podczas niedawnej burzliwej debaty w Sejmie na temat tzw. lex TVN kamery telewizyjne pokazywały smutnego ministra Pudę siedzącego w ławach rządowych. Zmartwił Pana ten projekt?

- To nie był smutek. Byłem zmęczony. Pracujemy kilkanaście godzin dziennie. Chyba każdy na moim miejscu byłby zmęczony.

PiS wzywa do repolonizacji mediów

Podobnie jak inni parlamentarzyści PiS, głosował Pan za przyjęciem projektu lex TVN. Z jakich powodów uznał Pan, że jest dobry?

- Od początku poprzedniej kadencji PiS wzywa do repolonizacji mediów. Jak dotąd, udało nam się zmienić nadzór właścicielski grupy lokalnych tytułów prasowych. Nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji nie dotyczy tylko jednego podmiotu medialnego. To dużo szerszy problem. Proszę sobie wyobrazić, że przychodzi ktoś z Rosji i dzięki zakupowi udziałów w stacji prowadzi telewizję o dużej oglądalności z narrację zgodną z linią polityczną właściciela.

Państwo polskie nie miało dotąd zabezpieczeń uniemożliwiających wrogie przejęcia podmiotów ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego?

- Do tej pory nie było możliwości prawnych, aby ograniczać wpływ obcych państw na media.

Czy w imię niepewnego celu warto narażać dobre stosunki ze strategicznym sojusznikiem politycznym, gospodarczym i wojskowym? Mówię „niepewny”, mając na myśli brak możliwości odrzucenia ewentualnych poprawek Senatu oraz ewentualne weto prezydenta Andrzeja Dudy.

- Wpływ na media należy do sfery bezpieczeństwa narodowego. Ważne jest, kto i co z tych mediów do nas mówi. Ustawa nie jest wymierzona przeciwko komuś, to zabezpieczenie strategicznych interesów państwa polskiego. Media mogą różnić się nawet w zasadniczych sprawach z rządem, ale wpływ na nie powinni mieć Polacy lub osoby, które są nam bliskie w ramach Wspólnoty Europejskiej. Dobrym przykładem na to, że nikt nie walczy z wolnością słowa jest Gazeta Wyborcza, która reprezentuje w Polsce stronę lewicową. To medium jest polskie i totalnie antyrządowe. Stosuje metody komunikowania, które wielu osobom się nie podobają, ale w ramach wolności słowa działają i nikt nie wpada im do redakcji, aby wyrwać laptopa, w którym mogą być niekorzystne informacje, jak to się działo za rządów PO-PSL.

Wotum nieufności do ministra rolnictwa

Za kulisami pamiętnej debaty można było usłyszeć, że ceną za poparcie projektu ustawy lex TVN może być zmiana na stanowisku ministra rolnictwa. Ma Pan wystarczająco mocne poparcie polityczne, aby odeprzeć atak?

- Nie mam takich informacji, to spekulacje dziennikarskie. Jeśli zapadnie decyzja polityczna, to nie będę miał problemów z jej akceptacją.

Po wakacjach Sejm będzie prawdopodobnie debatował nad wnioskiem o wotum nieufności dla Pana, który zgłosił klub PSL. Głosowanie nad odwołaniem Grzegorza Pudy ze stanowiska może okazać się więc ważnym sprawdzianem dla PiS, czy dysponuje nadal większością umożliwiającą sprawne rządzenie państwem.

- Ministrem, tak jak radnym, posłem czy prezydentem, się bywa.

Często Pan wraca do rodzinnego Bielska-Białej?

- Bardzo często. Myślami codziennie, a fizycznie staram się spędzać tutaj każdy wolny weekend. W poniedziałki mam dyżury w biurze poselskim. Zapraszam zainteresowanych i w miarę swoich sił służę pomocą.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Robert Kowal

Rozmowa została przeprowadzona w niedzielę, 15 sierpnia rano w biurze poselskim Grzegorza Pudy w Bielsku-Białej. Tekst jest autoryzowany.