Fruwałem nad sceną z wrażenia. Niezapomniane kreacje bielskiego aktora - Znalazłem się na chwilę w innym świecie. Nie da się tego oddać słowami, ale był to jeden z najwspanialszych momentów w całej mojej karierze artystycznej - wspomina Tomasz Lorek, aktor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej.

W jakich rolach czuje się pan lepiej: w typowo aktorskich, czy też w takich, które wymagają przede wszystkim umiejętności wokalnych?
Trzeba zacząć od tego, że ukończyłem studia wokalno-aktorskie w Akademii Muzycznej w Katowicach. Kształci się tam głównie śpiewaków operowych. Absolwenci tego kierunku odnajdują się jednak świetnie w tradycyjnych teatrach dramatycznych, wystawiających spektakle muzyczne. Nie chciałbym być klasyfikowany tylko jako śpiewający aktor. Śpiew musi służyć konkretnym potrzebom artystycznym, a nie być celem samym w sobie. Dlatego bardzo sobie cenię swoje wokalne prezentacje sceniczne w bielskich spektaklach muzycznych „Zorba” i „Człowiek z La Manczy”.

Pańska tytułowa rola w musicalu „Zorba” została uhonorowana „Złotą Maską”, prestiżową nagrodą teatralną.
- Kochałem ten spektakl. Czułem się w nim spełniony pod każdym względem. Na pewno nie było to przedstawienie czysto rozrywkowe, lecz ambitne widowisko teatralne z istotnym przesłaniem artystycznym. Od wielu osób słyszałem, że spektakl wbijał dosłownie w fotel. Ale to nie była bynajmniej tylko moja zasługa. Mamy w bielskim teatrze fantastyczny zespół aktorski. Artystyczny sukces widowiska był zespołowym efektem wysiłków odtwórców wszystkich ról w ekspresyjnym musicalu.

Która z bielskich kreacji aktorskich przysporzyła panu najwięcej artystycznej satysfakcji w okresie minionych 22 lat?
- To dość trudne pytanie. Tomek Lorek z początków XXI wieku to przecież nie ten sam Tomek Lorek, który niedawno (przed pięcioma miesiącami) obchodził swoje 50 urodziny.

Proszę przyjąć spóźnione, ale serdeczne życzenia urodzinowe!
- Dziękuję, ale powiedziałem to tylko dlatego, żeby panu uzmysłowić, iż niełatwo wybrać najlepszą rolę z różnych okresów życiowej aktywności artystycznej. Bardzo dużym sentymentem darzę jednak sceniczną postać Andrzeja Pozorowa w przedstawieniu „Trzy siostry” Czechowa w reżyserii Tomasza Dutkiewicza, ówczesnego dyrektora teatru.

Nie przypuszczałem, że wybierze pan akurat klasyczny spektakl z żelaznego kanonu literatury rosyjskiej.
- Przedstawienie utkwiło mi szczególnie w pamięci. Partnerował mi wówczas na scenie m.in. znakomity aktor Czarek Chrapkiewicz, który dziś już nie żyje (zmarł w 2006 roku). Grał on rolę Fieraponta - mojego służącego. Na premierze spektaklu stworzył taką rewelacyjną atmosferę sceniczną, podając swój tekst w absolutnie wyborny sposób, że byłem pod szczególnym wrażeniem jego gry aktorskiej. Znalazłem się na chwilę w innym świecie. Nie da się tego oddać słowami, ale był to jeden z najwspanialszych momentów w całej mojej karierze artystycznej. Fruwałem wręcz nad sceną, jeśli mogę to tak górnolotnie określić.

Całą rozmowę Zbigniewa Lubowskiego z Tomaszem Lorkiem można przeczytać w nowym wydaniu „Kroniki Beskidzkiej”. E-wydanie jest dostępne na www.prasabeskidzka.pl.

Foto: Krzysztof Więcek