- Mieliśmy bardzo sprzyjające warunki, żeby się utrzymać w ekstraklasie. Niestety stało się inaczej, a leciała tylko jedna drużyna… Przed sezonem nie mieściło się w głowie, że to Podbeskidzie będzie zespołem, który spadnie. Miałem wrażenie, że z beniaminków, które awansowały, my jesteśmy najlepiej poukładanym klubem. Dostałem obuchem - mówi prezes TS Podbeskidzie Bogdan Kłys.

- Kiedy rozjechała się atmosfera w drużynie?
- Nie wiem, bo jest to rola trenerów i całego sztabu. Trener, który jest z zawodnikami pięć, sześć, a czasami siedem razy w tygodniu, tego nie widział, a kiedy ja to zauważyłem, było już za późno. Ja jestem z boku drużyny. Nie uczestniczę w każdym treningu czy każdym zgrupowaniu.

- Czy dział sportowy według pana się sprawdził? Trudno znaleźć mi coś na ich obronę, patrząc na dotychczasowe działania.
- Uważa pan, że mieliśmy zespół lepszy czy gorszy od Warty Poznań i Stali Mielec?

- Wynik na koniec sezonu mówi sam za siebie. Przed ligą na papierze może faktycznie wyglądaliśmy lepiej. Ale stara zasada mówi, że papier wszystko przyjmie.
- I właśnie dział sportowy tworzy zespół na papierze i daje taki „materiał” trenerowi. To on doborem taktyki, treningami, budowaniem atmosfery i „mentalu” powoduje, że ten zespół potrafi zagrać dobrą piłkę.

- Ale weryfikacja nastąpiła bardzo szybko. Tulio miał wiązać krawaty lewą nogą, a jak wyszło - wszyscy widzieliśmy.
- To jest właśnie kwestia trenera. Wiedzieliśmy, że Tulio przychodzi do nas po dwóch miesiącach bez rozegranego meczu za pensję drugoligowego gracza. Miał z nami trenować i dopiero w ostatnich meczach miał nam pomóc. Trener postanowił inaczej.

- Jaki jest więc pomysł na odbudowanie wizerunku i przychylnej myśli o klubie wśród kibiców i sponsorów?
- Tu nie ma wielkich kombinacji. Będziemy mieli nowy zespół. Mam nadzieję, że kilkoma pierwszymi zwycięstwami przekonamy do siebie kibiców i poprawimy nastroje. Nie mamy kibiców, którzy bez względu na to, czy gramy piłkę dobrą czy złą, przyjdą na stadion. Jak graliśmy piłkę dobrą, to w pierwszej lidze przychodziło od 4 do 6 tys. kibiców. Jak graliśmy źle, to czasami było tylko 1,5 tys. ludzi na stadionie, który ma 15 tys. miejsc. To aż źle wygląda. W związku z tym naszym priorytetem było znalezienie takiego trenera, który grą Podbeskidzia będzie przyciągał ludzi na trybuny.

Całą rozmowę z Bogdanem Kłysem publikuje „Kronika Beskidzka”. Nowy numer lokalnego tygodnika ukaże się jak zwykle w czwartek. E-wydanie jest dostępne na www.prasabeskidzka.pl.

Tekst i foto: Artur Jarczok