Zadymka nigdy nie zaginie. Bielski festiwal jazzowy w dobrej formie przetrwał pandemię i w tym roku zaprezentuje się nam w letniej odsłonie. W czerwcu w Bielsku-Białej tradycyjnie wystąpią gwiazdy światowego i polskiego jazzu oraz młode talenty, którym Zadymka toruje drogę do wielkiej kariery artystycznej. Dziś przedstawiamy subiektywny TOP 10 - najlepsze koncerty dotychczasowych 22 edycji. Macie inne propozycje? Zachęcamy do osobistych wspomnień. Autor(ka) najciekawszej relacji otrzyma od Zadymki wartościową nagrodę!

Trudno w bogactwie 22 festiwali wybrać 10 najlepszych koncertów Bielskiej Zadymki Jazzowej. Nie sposób być obiektywnym. Można co najwyżej mówić o najmocniejszych wrażeniach, jakich koncerty dostarczyły słuchaczom. Ktokolwiek robiłby taką listę, kierowałby się swoimi preferencjami. Na pewno byłoby tyle list, ilu słuchaczy. Ani wagi, ani miary nie mamy na zmierzenie wartości spraw ulotnych, po latach pozostaje już nie tyle wiedza o wspominanych koncertach, ile wrażenia. Jedno jest w mojej liście prawdziwe, to mianowicie, że ułożyłem ją bez zaglądania do programów czy książki o Zadymce. Ułożyłem ją z pamięci moich doznań. Skoro te koncerty zostały ze mną przez lata, znaczy, że były naprawdę dobre, znakomite, najlepsze!

1. Pierwszeństwo należy się damom, zatem koncert wokalny Dee Dee Bridgewater w Teatrze Polskim w 2010 wysunąłbym na czoło mojej listy. Uroda miejsca, jego znakomita akustyka podniosły poprzeczkę tak wysoko, że sama wokalistka była pod wrażeniem tego, co się w sali teatru wydarzyło. Koncert pod nazwą: To Billie with love: A Celebration of „Lady Day” był niewątpliwie najlepszym wokalny występem festiwalu. Repertuar z katalogu Billie Holiday jest sam w sobie wyzwaniem dla każdego wokalisty. Dee Dee Bridgewater śpiewając „Lover man”, All of me”, „God Bless the Child” czy „Don’t Explain”, wyraziła nie tylko uwielbienie dla wielkiej wokalistki, ale i podniosła swoją sztukę wokalnej interpretacji do rangi najwyższego kunsztu. To, co się zdarzyło 6 lutego 2010 w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej przerosło nie tylko nasze oczekiwania, zbudowało swoistą legendę, a dla mnie jest do dzisiaj niedoścignionym wzorem koncertu ostatecznego.

Foto: Krzysztof Grabowski

2. McCoy Tyner Quartet with special guest Gary Bartz. Ten sam festiwal, 2010 rok i kolejny koncert marzeń - 4 lutego. Legendarny pianista z niezapomnianego kwartetu Johna Coltrane’a w Bielsku-Białej. Ten występ można byłoby określić mianem greatest hits of McCoy Tyner, słyszeliśmy bowiem wielkie kompozycje pianisty, by wspomnieć monumentalne „Fly with the Wind” i „Walk spirit, talk spirit”. Pomimo niedoskonałości instrumentu, na którym grał mistrz, charakterystyczne dla jego stylu kwartowe akordy wybrzmiewały niebywale. Sala „Klimatu” zamieniła się w sanktuarium jazzowej religii, a słuchacze, na czas koncertu, w wyznawców magicznego świata zaczarowanych dźwięków. Byliśmy świadkami historii.

Foto: Marek Dusza

3. Koncert Ahmada Jamala 17 lutego 2011 w sali Teatru Polskiego należy do pianistycznych wydarzeń w skali całego festiwalu. Jak pisał Krystian Brodacki w Jazz Forum„”Ahmad Jamal, młodzieniec 80-letni, znokautował wszystkich!”. Nieustające improwizacje przepełnione rytmem, wpływy muzyki latynoamerykańskiej, zabawa z instrumentami perkusyjnymi różnego autoramentu i traktowanie fortepianu jak perkusji to walory tej niezwykłej muzyki. A sam występ fenomenalny, należący do moich faworytów. Energia bijąca ze sceny tak elektryzująca, jakby weszli na nią młodzieńcy. Tyle że młodzieńcy pewnie nie byliby w stanie zagrać z taką maestrią, jak zespół Ahmada Jamala. Skład od lat ten sam: James Cammack na basie, Herlin Riley na perkusji i Manola Badrena na instrumentach perkusyjnych. Czas zatrzymał się w miejscu, z tym bowiem składem gra Jamal od ponad trzech dekad. Nic dziwnego, że muzycy rozumieli się doskonale, stanowiąc jeden dobrze nastrojony instrument.

4. Teatr Polski, 2009 - kwartet Rona Cartera z koncertem „Dear Miles”, poświęconym wielkiemu koledze z czasów kwintetu z Waynem Shorterem, Herbie Hancockiem i Tonym Williamsem, gdy w latach 1965-68 tworzyli najwspanialszy zespół jazzowy świata. Próba odrodzenia tamtego ducha udała się, bo też ze sceny popłynęły takie kompozycje, jak „My Funny Valentine”, Seven Steps to Heaven” czy Someday my Prince Will Come”, które niegdyś grali wraz z Milesem Davisem. Cudowna elegancja, niemal klasyczna, sprawiła, że koncert genialnego basisty stał się wydarzeniem muzycznym wykraczającym poza ramy jazzu. Jeden z najpiękniejszych momentów nie tylko w historii tego festiwalu, ale w ogóle, gdy sięgam pamięcią do moich doświadczeń koncertowych.

Foto: Krzysztof Szafraniec

5. Charlie Haden ze swoim Quartet West wystąpili w sali Teatru Polskiego 3 lutego 2007. 70-letni wówczas Haden przyleciał do nas z Los Angeles na jeden jedyny koncert w Polsce. Aura koncertu była tak niebywała, że wielki basista wzruszony przyjęciem powiedział do publiczności: „Przyleciałem do was z Miasta Aniołów, ale to wy jesteście aniołami”. Koncert, który zaczął się od hołdu złożonego największemu z jazzmanów - Charliemu Parkerowi, przeniósł nas do czasów beebopu, co pozwoliło znakomitemu saksofoniście Erniemu Wattsowi popisać się techniką iście Parkerowską, by później przenieść słuchaczy do czasów bliższych stylistycznie Hadenowi - do mainstreamowych brzmień, w których mistrz czuł się najlepiej. Oszczędność i precyzja, melodyka i głębia wydobywane z instrumentu. Po koncercie cała sala wpada na scenę, a Haden z niej nie znika. Zaskoczony entuzjastyczną reakcją odbiorców, sam włącza się w powszechne świętowanie swojego występu. Rzadki przypadek, może nawet bez precedensu w karierze muzyka. To się pamięta. Święto jazzu jakiego nigdy wcześniej i nigdy później nie doświadczyłem.

6. James Carter Quintet. Kolejny Carter na Zadymce 2009. Tym razem saksofonista - wirtuoz, mało - szaleniec Boży instrumentu. Akcja rozegrała się 19 lutego 2009 r. w klubie „Klimat”. James Carter na jedenastej Zadymce Jazzowej był największym koncertem saksofonowym, jaki widziałem; to była nie tylko muzyka - to był ogień energii, a może - energia ognia. Carter stopił się ze swoim instrumentem w jeden organizm. To było doświadczenie już nie tylko muzyczne, saksofonista ukazał się naszym oczom jako ktoś, dla kogo liczy się prawda artystyczna ponad wszystko. Magia tej prawdy owładnęła chyba każdym w czasie tego wieczoru. Koncert składał się z dwóch części. Do przerwy zdawało się, że ponad ten ogień już żaden płomień się nie wzbije. Po kilkunastu minutach muzyk wrócił z zespołem na scenę i uczynił niemożliwe możliwym - dołożył do tego paleniska i osiągnął stan mistycznego wtajemniczenia. Słuchacze musieli, chcąc nie chcąc, dołączyć do tej podróży. Do teraz jestem pod wrażeniem czegoś, co zdarza się na koncertach z rzadka - gdy zostajemy porwani w muzyczny nurt tworzący wspólną energię - zarówno dla artysty, jak i słuchacza. Kompletny odjazd.

Foto: Barbara Adamek

7. Wayne Shorter Quartet, 2008, klub „Klimat”, czyli koncert marzeń na dziesięciolecie festiwalu. Dla wielu najlepszy koncert, jaki miał miejsce w Bielsku-Białej przy okazji obu festiwali jazzowych, jakie odbywają się naszym mieście. Dla mnie koncert zagadka, wielkie wyzwanie. Największy z saksofonistów na ziemi zagrał tylko trzy utwory, z czego ten ostatni na bis. Na początek 40-minut improwizacji, można rzec - tylko dla wytrawnych znawców i starych wyjadaczy jazzu. Od początku do końca występu - muzyka przyszłości. Przekraczanie granic, które były przez saksofonistę i tak wielokrotnie przesuwane. Czasem tylko echo czegoś znanego w postaci improwizowanego cytatu. Shorter nie daje nam taryfy ulgowej. Nie robi rozgrzewki w celu zbliżenia się do słuchaczy, nie próbuje zagrać jakiegoś standardu, który znalibyśmy choćby z repertuaru kwintetu Milesa Davisa. Od razu w sam środek paszczy Lewiatana. Bielska publiczność dostaje od mistrza największy kredyt zaufania i myślę, że nie na wyrost. Po koncercie wszyscy rozmawiają przyciszonym głosem, jakby doznali ostatecznego wtajemniczenia. Warto zacytować Adama Kucharczyka, który przyczynił się do zorganizowania koncertu Wayne’a Shortera w Bielsku-Białej. - Wayne po wylądowaniu w Krakowie, kiedy spotkaliśmy się na lotnisku powiedział do mnie: "Adam, the custom officer has just asked me whether I have anything to declare. And I told him I had nothing other than personal freedom". Nic do zadeklarowania... poza osobistą wolnością!

Ano właśnie - to był koncert wyrażający osobistą wolność wielkiego muzyka. I tyle. Marek Karewicz powie później: „To był najpiękniejszy koncert w moim życiu!”

Foto: Jarek Rerych

8. Benny Golson, 2013 - ostatni z wielkich saksofonistów złotej ery jazzu. Ostatni żyjący muzyk ze słynnego zdjęcia Arta Kane’a zrobionego w Harlemie w 1958 roku, ukazującego zbiorowy portret jazzu. U szczytu zdjęcia widzimy uśmiechniętego Benny’ego Golsona, stoi na lewo od Arta Farmera. To o jego autograf walczy Tom Hanks w filmie S. Spielberga pt. „Terminal” – ostatni, jaki brakuje mu do kolekcji ojca. Można powiedzieć, że Zadymce również brakowało Golsona do kolekcji wielkich. 2 lutego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej zdarzyła się wielka chwila w postaci koncertu pt. „We Remember Clifford”, poświęconego wielkiemu trębaczowi i przyjacielowi Golsona - Cliffordowi Brownowi, który zginął w 1956 w wypadku samochodowym w zaledwie 25. roku życia. Golson wspomina przyjaciela, jakby tamte wydarzenia miały miejsce wczoraj. Unieruchamia czas, nie tylko wspominając, ale i poprzez muzykę grając słynne tematy skomponowane przez trębacza. Na koncercie wspomaga legendarnego jazzmana Till Bronner na trąbce, który niejako wciela się w postać Clifforda Browna. Podróż sentymentalna zaczyna się od słynnego „Killer Joe” poprzez utwory grane wespół z bandem Arta Blakey’a po Blues March. Jeden z najwspanialszych koncertów, nie tylko dlatego, że Golson potrafi grać jak nikt, ale również dlatego, że opowiedział nam intymnie o życiu swoim i swoich przyjaciół.

Foto: Piotr Bieniecki

9. Billy Cobham, czyli koncert marzeń dla miłośników jazz-rocka. 20 lutego 2014, klub „Klimat”. Kultowy perkusista przypomniał repertuar swojej najsłynniejszej płyty pt. „Spectrum” z 1973 roku. Zabrzmiała w „Klimacie” jeszcze mocniej i jeszcze nowocześniej niżeli wówczas, gdy święciła triumfy na światowych listach płyt jazzowych w ‘73 roku. Gitarzysta Dean Brown zastąpił tu Tommy Bolina, a Gary Husband na instrumentach klawiszowych wykonywał partie Jana Hammera, niemniej wszyscy czynili cuda i muszę przyznać, że takiego czadu na Zadymce wcześniej, a i później już nie słyszałem, choć zawsze działy się tu rzeczy zadziwiające. Billy Cobham po 40 latach od premiery „Spectrum” pokazał, że cztery dekady później można zagrać jeszcze lepiej niżeli w czasie narodzin repertuaru.

Foto: Dorota Koperska

10. Abdullah Ibrahim, Teatr Polski w Bielsku-Białej, 2014. Solowy występ pianisty, przełamujący granice gatunków muzycznych. W całości improwizowany koncert, impresyjna opowieść o tym, że muzyka nie ma granic, że można opowiadać nią różne historie, że sama łączy się z innymi sztukami, stanowiąc cząstkę wszechświata. Niebywały koncert, na granicy absolutu.

Foto: Dorota Koperska

11. Esperanza Spalding i Wayne Shorter na deser, czyli wielka gala w NOSPR w Katowicach 28 lutego 2015. Radość ponownego goszczenia Wayne’a Shortera na Zadymce Jazzowej to aż nazbyt wiele szczęścia. Na dodatek w dwóch odsłonach: z kwartetem i w towarzystwie Narodowej Orkiestry Polskiego Radia z udziałem bajecznej solistki Esperanzy Spalding, która nie dość że jest znakomitą basistką, to jeszcze wspaniale śpiewa, tworząc niesłychane wokalizy, zmieniające oblicze jazzu, który w tym wypadku wszedł na teren muzyki klasycznej. Granice gatunków zostały przekroczone. Świat wymalowany przez artystów tego wieczoru stał się asocjacją gatunków, które znalazły dla siebie wspólny mianownik. Esperanza, dla której Shorter napisał specjalnie utwór „Gaia”, czarowała nie tylko głosem, ale i gestykulacją, jakby grała na wirtualnym kontrabasie i jednocześnie symbolicznie dyrygowała światem, który Gaia ma w swojej opiece. Bajeczne widowisko.

Top of the top

1. McCoy Tyner, 2010
2. Billy Cobham, 2014
3. Charlie Haden, 2007
4. Dee Dee Bridgewater, 2010
5. Wayne Shorter, 2008
6. Benny Golson, 2013
7. Ron Carter, 2009
8. James Carter, 2009
9. Abdullah Ibrahim, 2014
10. Ahmad Jamal, 2011
11. Esperanza Spalding i Wayne Shorter, 2015
 
Krzysztof Płatek
 
Na zdjęciu tytułowym: Dee Dee Bridgewater w Teatrze Polskim, fot. Krzysztof Szafraniec
 
***
 
- Profesjonalne sceny muzyczne, na których odbywać się będą prezentacje artystów, staną w kilku rejonach miastach, główna na zboczach Dębowca. Inauguracja 23. Bielskiej Zadymki Jazzowej odbędzie się 23 czerwca na Szyndzielni, gdzie weźmiemy udział w prawdziwej uczcie jazzowej pod osłoną Nocy Świętojańskiej i rozgwieżdżonego nieba. Będziemy chcieli umożliwić naszym gościom zjazd wagonikami w nocy, a niektórzy będą mogli spędzić noc z 23/24 czerwca na górze i przywitać wschód słońca - pisaliśmy w grudniu ub. roku.
 
Dziś możemy to potwierdzić. O ile 22. Bielska Zadymka Jazzowa była ostatnim przed pandemią „żywym” festiwalem jazzowym w Polsce, to 23. w 2021 roku będzie pierwszym festiwalem jazzowym na żywo po przerwie pandemicznej. Zanim na zadymkowych scenach zabrzmią pierwsze dźwięki, zachęcamy do wspomnień. Jakie koncerty z dotychczasowych edycji najbardziej zapadły Wam w pamięć? Czekamy na osobiste typy fanów jazzu. Autor(ka) najciekawszej relacji otrzyma w nagrodę wejściówkę na koncert największej gwiazdy tegorocznej edycji. Odpowiedzi prosimy przesyłać na adres: [email protected].
 
Portal bielsko.biala.pl jest patronem medialnym 23. Lotos Jazz Festival - Bielskiej Zadymki Jazzowej. Wkrótce program festiwalu.