Od dziś warunkowo otwarte są hotele i pensjonaty w całym kraju. Beskidzcy hotelarze spodziewają się tłumów turystów, przynajmniej w czasie najbliższego weekendu. Miejsca noclegowe w Szczyrku z dnia na dzień rozeszły się jak świeże bułeczki, a właściciele wyciągów czekają w gotowości. Nieco gorsza jest sytuacja w Bielsku-Białej. Czy uda się uratować sezon zimowy na Podbeskidziu?

Zaraz po ogłoszeniu decyzji rządu w sprawie warunkowej reaktywacji hoteli i pensjonatów rozdzwoniły się telefony w popularnych w Beskidach ośrodkach noclegowych. Rząd zezwolił, aby na dwa najbliższe tygodnie zostały otwarte, przy czym maksymalne obłożenie może wynieść 50 proc. dostępnych pokoi, oczywiście w reżimie sanitarnym.

Cieszą się, że mogą przyjść do pracy

Choć rezerwacje napływają w ekspresowym tempie, optymizm właścicieli hoteli jest umiarkowany. Zdaniem większości z nich, jest już za późno na odrobienie strat. Zapytaliśmy przedstawicieli branży noclegowej w Bielsku-Białej oraz w Szczyrku, czy mają jeszcze wolne pokoje i jakie nadzieje wiążą z warunkowym otwarciem swoich biznesów. Wygląda na to, że turyści spragnieni zimowego szaleństwa dopiszą. Pogoda jest idealna do szusowania, dlatego na zarobek liczą też właściciele stoków i wyciągów narciarskich. Ale jest też dużo niepewności.

- Cieszymy się, że możemy się otworzyć, ludzie cieszą się, że mogą przyjść do pracy. Nie da się jednak ukryć, że sezon jest stracony, te dwa tygodnie to tylko kropla w morzu potrzeb. Już w momencie ogłoszenia decyzji o warunkowym ograniczeniu obostrzeń połowa pokoi została zarezerwowana. Jednak nie wiemy co będzie później. Być może uda się zarobić chociaż na podstawowe koszty. Jest już po feriach, nie ma grup zorganizowanych, to też są duże straty - mówi Grażyna Pieczka, dyrektor generalna hotelu „Meta” w Szczyrku.

- Tak dużego zainteresowania dawno nie było. Na ten moment mamy maksimum możliwego obłożenia, a zapytania o wolne pokoje cały czas napływają. Bardzo się z tego faktu cieszymy. Jak widać, nawet nieczynna restauracja i posiłki podawane do pokojów nie zniechęcają gości - odpowiada Aneta Startek, kierownik marketingu w hotelu „Alpin”.

Nie ma już wolnych miejsc

Podobnego zdania są właściciele szczyrkowskich pensjonatów. Tam również nikt nie ma wątpliwości, że czas największych żniw już niestety minął. - Telefon dzwoni bez przerwy, wydaje mi się, że nikt w Szczyrku nie ma już wolnych miejsc. Jest szansa, że będzie lepiej, obawiamy się tylko nadmiernych korków i tłoku, ale cieszymy się, że w końcu możemy działać - powiedziano nam w pensjonacie „Gucio”.

- Za późno na ratowanie sezonu. Okres świąteczny, ferie, to jest dla nas czas największego ruchu, a to niestety zostało nam odebrane. Aktualnie pozostaje praca na opłaty - tłumaczy właścicielka „Beskidzka Guest House”.

Umiarkowany entuzjazm okazują właściciele wyciągów narciarskich, choć warunki śniegowe są wręcz idealne. - Jesteśmy gotowi. Zimowa aura dopisuje, trasy przygotowane, pełna mobilizacja. Spodziewamy się, że ruch będzie spory. Z mojej wiedzy wynika, że na większości wyciągów nie ma już dostępnych karnetów. Może w ten sposób chociaż w niewielkim stopniu uda nam się odbić od dna - relacjonuje administrator jednego ze stoków na terenie Szczyrku.

Nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem

Niestety, nieco gorzej wygląda sytuacja w Bielsku-Białej, gdzie w wielu miejscach wciąż są dostępne pokoje. Jak się okazuje, turyści nie są przekonani do atrakcyjności wyciągu narciarskiego na stoku Dębowca, wolą więc szukać noclegów pod Skrzycznem.

- Jest nieco więcej rezerwacji, ale bez szaleństw. Raczej bazujemy na naszych stałych klientach. Szczerze mówiąc, większy ruch mamy latem, kiedy ludzie z całej Polski przyjeżdżają chociażby na trasy enduro. Nasz wyciąg ma raczej charakter lokalny, nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem. Najczęściej można spotkać tam bielszczan, inni narciarze wolą Szczyrk - powiedziano nam w „Pokojach pod Dębowcem”.

Z podobnymi opiniami spotkaliśmy się w pensjonacie „Karczma Beskidzka”. Z kolei w Hotelu na Błoniach i Vienna Parkhotel powiedziano nam o niewielkim wzroście rezerwacji, ale tylko na weekend. W tygodniu wciąż dostępnych jest sporo pokoi.

Zakaz konsumpcji w hotelowej restauracji

- Na ratowanie sezonu jest zdecydowanie za późno. Nie da się nadrobić czasu, kiedy nie mogliśmy w pełni funkcjonować i sprzedawać swoich usług. To jest nie do odrobienia. Prawda, rezerwacji jest coraz więcej, ale fakt, że możemy na nowo funkcjonować przez najbliższe dwa tygodnie też nie jest stuprocentowo satysfakcjonujący, ponieważ wciąż mamy możliwość sprzedaży tylko i wyłącznie części miejsc noclegowych. Minusem jest także ciągły zakaz konsumpcji w hotelowej restauracji - mówi pracownik jednego z bielskich hoteli, który wolał zachować anonimowość.

Co ciekawe, w większości ośrodków noclegowych, do których udało nam się dotrzeć, nie jest wcale regułą, aby zaległe, niewykorzystane rezerwacje miały pierwszeństwo. W zasadzie nie odnotowano też przypadków, aby starsze rezerwacje nakładały się z nowymi. W ostatnich miesiącach, kiedy hotele były zamknięte wydawane były vouchery do wykorzystania w przyszłości. W niektórych hotelach ich ważność upływa w 2022 roku.

Adam Kanik