Żeby dokładać cegiełkę do troski o środowisko i przyrodę, nie trzeba od razu stowarzyszeń, fundacji albo innych sformalizowanych instytucji. Można być po prostu wrażliwym na otoczenie mieszkańcem. Z Mikołajem Siemaszko, pomysłodawcą grupy „Czechowiczanie dla przyrody", rozmawia Kuba Jarosz.

Mija rok od kiedy założyłeś grupę „Czechowiczanie dla przyrody”. Cieszysz się?

- Oczywiście. To rocznica. Istniejemy, działamy i mamy na koncie sporo sukcesów, więc mam powody do radości. I wszyscy, którzy tworzą grupę.

Pracujesz jako kierownik sklepu z elektronarzędziami i jesteś ich serwisantem. Zajmujesz się maszynami, piłami do drzew na przykład… To się nie kłóci z pasją obrońcy przyrody?

- W żadnym razie. Sprzedaję i naprawiam pilarki, które służą nie tylko do wycinania drzew, ale również do ich pielęgnacji czy do ratowania życia przez straż pożarną w czasie wypadków lub klęsk żywiołowych. Na serwisie daję drugie życie maszynom, które bez mojej pracy wylądowałyby na śmietniku, a to wpisuje się w ideę Zero Waste. Zawsze miałem pociąg do przyrody i wyniosłem to z domu rodzinnego. Wiesz, zwierzęta domowe, wycieczki krajoznawcze z rodzicami, ciągle gdzieś na łonie przyrody. I tak zostało.

No dobrze, ale sporo ludzi ma psa, kota czy rybki akwariowe, a nie użera się z magistratem po to, żeby nie wycinać zdrowych drzew.

- A ja uważam, że warto. Zaczęło się od tego, że jeżdżąc dużo rowerem po różnych miejscach naszego regionu i nie tylko, wszędzie widziałem masę śmieci. Wszyscy wokół to zauważają i narzekają - ja uznałem, że zamiast tracić czas i energię na narzekanie, zacznę działać. Postanowiłem w jakiś sposób zjednoczyć ludzi, którzy też chcą swoimi działaniami poprawić obecny stan rzeczy. I w ten sposób powstała grupa „Czechowiczanie dla przyrody”. Z czasem oprócz akcji zbierania śmieci doszły również inne tematy, którymi obecnie się zajmujemy.

Grupa powstała na Facebooku.

- Tak. Dzisiaj wszystko dzieje się w mediach społecznościowych, więc uznałem, że to będzie najlepszy sposób. I okazuje się, że wypaliło. W ciągu kilkunastu dni do grupy przystąpiło ponad sto osób, a dzisiaj jest ich już blisko dziewięćset, w tym naukowców i cenionych specjalistów z dziedzin związanych z ochroną środowiska, z którymi konsultuję podejmowane w naszej gminie tematy. Mimo że jestem tylko hobbystą, chcę działać profesjonalnie, kierując się zasadą „po pierwsze nie szkodzić”.

Cała rozmowa w nowej „Kronice Beskidzkiej”. E-wydanie lokalnego tygodnika jest dostępne na stronie www.prasabeskidzka.pl.

KJ

Foto: Kuba Jarosz