Góral z Rajczy Włodzimierz Lach, inicjator Mostu Pamięci, samotnie przebył na motocyklu ponad 34 tys. km, aby uczcić pamięć Polaków, którzy zginęli w sowieckich łagrach oraz setną rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę. Długie godziny samotnej jazdy po bezkresach przerywały mu nieliczne, radosne, czasem wzruszające spotkania z miejscową Polonią. Długie godziny za kierownicą, spartańskie warunki i odmawiający współpracy motocykl dawały się we znaki.

Zaproszenie do Rajczy czekało na mnie od kilku miesięcy. Kiedy lato wybuchło gorącem, z chęcią wybrałam się w głąb Beskidów, żeby zobaczyć miejsce, gdzie rodzą się niesamowite inicjatywy.

Żyją tam do dziś ich potomkowie

Włodka Lacha, ratownika górskiego GOPR, którego poznałam notabene podczas jednej z akcji ratowniczych, znają chyba wszyscy w Rajczy. Wystarczy pokazać się z w jego towarzystwie w południe w centrum tej malowniczej miejscowości, aby się przekonać, że co rusz odpowiada na pozdrowienia przechodniów. Jestem ciekawa, jak to się stało, że taki góral z dziada pradziada wsiadł na motor i samotnie przejechał 34 tys. km w głąb Rosji?

Historia rozpoczęła się w 2010 podczas Rajdu Katyńskiego. Ten okazał się wyjątkowy, bowiem odbywał się tuż po tragicznej katastrofie rządowego samolotu w Smoleńsku. To tu nasz bohater spotykał profesora Leszka Rysaka, historyka, który zaraził go tematem losów naszych rodaków zesłanych przez Sowietów na te piękne, acz surowe tereny. Silne emocje towarzyszące wyprawie dały początek kolejnym pod wspólną nazwą Fundacji Mostu Pamięci, których celem było upamiętnienie miejsc martyrologii Polaków zesłanych do łagrów w Związku Sowieckim.

W tamtych czasach nikt nie liczył się z ludzkim życiem. Winą zesłańców mogło być jedynie to, że mówili po polsku albo modlili się w kościołach bądź wyznawali inne wartości niż obowiązujące w ZSRR. Bez sądu tysiące rodaków trafiało do miejsc, z których większość już nie wróciła. Tania siła robocza miała służyć aparatowi państwa do wydobywania cennych surowców, m.in. złota. Tereny te usiane są mogiłami Polaków, ale żyją tam do dziś także ich potomkowie, którzy pielęgnują pamięć po przodkach.

Alleluja i do przodu!

I tak w ciągu kilku lat odbyło się kilka wypraw w ramach Mostu Pamięci - w 2011 na daleką Syberię, w 2012 do Kazachstanu, do Biełomorkanału w 2013 roku, w kolejnych latach do Warny, Auschwitz i Ravensbruck. W 2016 roku nasz bohater uległ wypadkowi, w wyniku którego złamał kręgosłup. To uniemożliwiło mu zrealizowanie kolejnej dalekiej wyprawy. Ale jak to góral, na miejscu nie usiedział. Odwiedził miejscowość Radecznicę, do dzisiaj noszącą ślady silnego ruchu oporu, który działał tutaj w czasie II wojny światowej.

W 2017 roku powstała nowa inicjatywa w ramach Mostu Pamięci, która tym razem ma pomóc dwojgu dzieciom, które urodziły się z rzadką chorobą serca - jedną komorą. Fundacja w ten sposób pozyskuje fundusze na leczenie dzieci. Wyprawa dla Zuzi i Filipka, która rozpoczęła się peregrynacją do Fatimy, trwa nadal - dookoła świata.

Zwykle, kiedy planujemy podróż, próbujemy poznać historię danego miejsca, zwyczaje i ciekawostki. Kiedy w 2011 roku Włodek planował podróż na Syberię, świadomie pominął ten wątek przygotowań do wyprawy. Lekturę „Archipelagu Gułag” Sołżenicyna zostawił na powrót. Było to pragnienie poznania miejsca takim, jakie jest przez pryzmat ludzi, którzy tam obecnie mieszkają, bez narzucania historycznej narracji.

Powstałe z ludzkiej chciwości

Takie podejście oraz ufność w wyroki boskie - „Alleluja i do przodu” - jak mawia, towarzyszyły mu w wyprawie do Magadanu w 2018 roku. Przez surowe stepy, szutrowe drogi, wertepy tajgi pokonał na motorze niemal 34 tys. km. Nieraz mierzył się z siłami natury, moknąc na deszczu albo obrywając gradem. Trzy miesiące na motocyklu przeplatane były chwilami radości i zwątpienia.

Długie godziny samotnej jazdy po bezkresach przerywały nieliczne, radosne, czasem wzruszające chwile spotkań z miejscową Polonią, zwykle zebraną wokół tamtejszej misji. Zdarzały się spotkania innych podróżników - małżeństwa Polaków w podróży dookoła świata, motocyklistów: Anglika czy Słowaka. Długie godziny za kierownicą, spartańskie warunki i odmawiający współpracy motocykl dawały się we znaki. Bywało, że myślał o przerwaniu wyprawy.

Szczęściem, poczucie patriotycznego obowiązku i godni pasażerowie (Ikona Matki Boskiej Katyńskiej oraz zdjęcie Wiktora Węgrzyna) nie pozwoliły mu poddać się. Nasz podróżnik dotarł do stolicy Kołymy, tej części Rosji, gdzie znajdują się pozostałości najcięższych sowieckich łagrów, powstałe ze zwykłej ludzkiej chciwości, dla wydobycia złota, w które te rozległe tereny są bogate i eksploatowane po dzień dzisiejszy.

Dowiózł zdjęcie przyjaciela

W kościele Narodzenia Pańskiego, wzniesionym na fundamentach dawnego szpitala kobiecego, znajduje się kaplica zesłańców - cel pielgrzymki, jak sam o tej niezwykłej podróży mówi Włodek. Tutaj, podczas mszy zostały uroczyście przekazane proboszczowi Ikona Matki Boskiej Katyńskiej oraz symboliczne zdjęcie Wiktora Węgrzyna, inicjatora i organizatora Zlotów Motocyklowych na Jasnej Górze. Śmierć pokrzyżowała im plany wspólnej wyprawy, dlatego Włodek dowiózł na miejsce zdjęcie przyjaciela. Teraz uśmiecha się do wiernych z jednej z naw madagańskiego kościoła.

W trakcie podróży Włodek zebrał ziemię z każdego miejsca, gdzie znajdują się ślady umęczonych Polaków. 11 listopada podczas mszy za ojczyznę została ona uroczyście złożona w Sanktuarium Maryjnym w Rajczy.

Zainteresował Cię temat, zajrzyj: www.mostpamieci.pl.

Agnieszka Ściera-Pytel