Agnieszka i Tomek o powrocie do kraju myśleli od trzech lat. Bili się z myślami, bo niemal całe swoje dorosłe życie spędzili w USA. Tu urodziły się ich dzieci. Gdy tęsknota za ojczyzną zwyciężyła, powrót do kraju przez pandemię stanął pod znakiem zapytania. W dramatycznych okolicznościach udało im się jednak dotrzeć do Bielska-Białej i dziś czekają na koniec kwarantanny. Po pierwsze, chcą rozkręcić biznes i posłać dzieci do przedszkola.

W ramach praktyk studenckich Tomek wyjechał do USA na pięć miesięcy. Zgłębianie stosunków międzynarodowych (kierunek studiów na jednej z bielskich uczelni, który ukończyli nasi bohaterowie) przedłużyło się jednak i po roku w ramach tego samego programu wymiany studentów dołączyła do niego Agnieszka. Słoneczna Kalifornia nie pozwoliła młodym studentom, późniejszym małżonkom, na szybki powrót do kraju. Z czasem rodzina się powiększyła. Najpierw na świecie pojawił się Olek, później mała Iza. I tak pięć miesięcy zamieniło się w 17 lat.

Wyremontowali mieszkanie w Bielsku-Białej

Rodzina pewnie do dziś wygrzewałaby się na plaży Santa Monica, gdyby nie wakacje w Polsce dwa lata temu. Mały Olek nareszcie mógł poznać swoich kuzynów, wujków i całą rodzinę. Tak bardzo mu się tu spodobało, że przechylił szalę decyzji rodziców na stronę - wracamy. Od słowa do czynu. Młodzi małżonkowie kupili i wyremontowali mieszkanie w Bielsku-Białej i otwarci na nowe czekali na lot powrotny.

W lutym, kiedy kupowali bilety na samolot, sytuacja na świecie była zgoła inna od tej, która skomplikowała im powrót do kraju. Planowany na, nomen omen, 13 kwietnia lot został odwołany. Rodzinę poinformowano o możliwości przebukowania lotu, ale bez podania konkretnej daty. Akcja „lot do domu” skończyła się jeszcze przed planowanym przez nich dniem powrotu. Sytuacji nie ułatwiał także fakt, że wraz z nimi do Polski miały przylecieć ich trzy psy.

Tysiące mil w busie z trzema psami

Po miesiącu poszukiwań, niepewności i nieudanych prób pomocy polskiego attache w Los Angeles wreszcie otrzymali informację z konsulatu w Chicago, że na początku maja będą mogli LOT-em wrócić do kraju. Do pierwotnego biletu musieli zrobić dopłatę, ale nie to było teraz najważniejsze. Istotne, że wkrótce będą w swoim domu w Polsce.

Dostanie się z Los Angeles do Chicago okazało się sporym wyzwaniem. Rodzina podzieliła się na dwie grupy. Samolotem na lotnisko Chicago-O’Hare polecieli Tomek z dziećmi i teściową. Agnieszka rozpoczęła swoją podróż do Chicago trzy dni wcześniej, gdyż żadne międzystanowe linie lotnicze nie chciały w czasie pandemii zabrać na pokład zwierząt. Więc wynajętym busem przemierzyła niemal 3,5 tys. km.

Odległości w USA są ogromne. Setkami kilometrów przemierza się pustkowia, nie spotykając żywej duszy. W takich momentach różne niepokojące myśli przychodzą do głowy, a wyobraźnia podsuwa scenariusze grozy. Na szczęście, perspektywa niedalekiego lotu i towarzystwo czworonożnych przyjaciół trzymały Agnieszkę na duchu. Wkrótce dołączyła do rodziny.

Dojechali na kwarantannę

I tak po kilku godzinach lotu rodzina w komplecie wylądowała na lotnisku Chopina w Warszawie. Jeszcze przed wyjściem z samolotu pasażerom zmierzono temperaturę. Cały port lotniczy okazał się pusty, więc uniknęli styczności z innymi, za wyjątkiem oczywiście obsługi lotniska. Spisano ich dane, po czym.... wypuszczono z lotniska.

Obecnie przybywające do kraju osoby są automatycznie kierowane na kwarantannę. Przepis najwyraźniej nie obejmuje transportu do miejsca docelowego. Do Bielska-Białej dotarli więc wynajętym busem. Jak wracali do domów inni pasażerowie ich lotu? Możemy tylko sobie wyobrazić: samochodem, pociągiem, autobusem, komunikacją miejską...

Czekają na przeprowadzenie testu

Jeszcze kilka dni pozostało rodzinie do zakończenia kwarantanny. Codziennie otrzymują telefony z policji lub straży miejskiej. Korzystają ze specjalnej aplikacji. Nie ma obowiązku meldowania się całej rodziny, wystarczy jej przedstawiciel. Czekają z niecierpliwością na przeprowadzenie testu na COVID-19 i możliwość pójścia na spacer.

Agnieszka i Tomek chcą rozkręcić w Bielsku-Białej biznes i posłać dzieci do przedszkola. Nie boją się pracy, bo w Stanach za darmo nic się nie dostaje. Jak wypadnie porównanie warunków polskich z amerykańskimi, czas pokaże. Nam pozostaje się cieszyć z nowych mieszkańców Bielska-Białej i życzyć im zdrowia oraz pięknych chwil w naszym mieście.

Agnieszka Ściera-Pytel

Foto: z podróży powrotnej do kraju