Ruch antymaseczkowy już się zawiązał. Ostentacyjny brak szacunku
W parku co druga matula pchająca wózek - bez maski. Dzieci na hulajnogach i rowerach, bez masek. Tu pan z panem na ławeczce raczą się trunkiem, oczywiście bez masek. Zgrabnie przebierające nóżkami biegaczki, a jakże bez masek - jeszcze rozgadane i uszczęśliwione faktem, że mogą wreszcie pokazać nowe ciuchy do joggingu. W medialnej papce trudno czasem odróżnić co jest prawdą, a co fejkiem. Ale gdzieś tam kołacze mi się z tyłu głowy, że nikt nie wywróciłby świata do góry nogami dla zabawy. FELIETON
Od ponad półtora miesiąca moje dziecko nie chodzi do szkoły. Ja też jestem uziemiona, bo to ośmiolatek, więc nie może pozostawać bez opieki. Zatem siedzimy we dwójkę w domu, szkoła on-line, jakoś czas płynie. Nie narażamy się niepotrzebnie, aby nie złapać patogenu i nie zarazić mojego męża, jedynego obecnie żywiciela rodziny.
Idą grupą na całą szerokość chodnika
Strach pomyśleć, co by się stało, gdybyśmy musieli poddać się ścisłej kwarantannie, a nie daj Bóg któreś z nas by się rozchorowało! Nie miałby kto zająć się dzieckiem, stracilibyśmy jedne źródło dochodu. Więc posłuchaliśmy apelu władz i całą rodziną wyizolowaliśmy się społecznie - ten zwrot chyba na dobre zagości w naszym słowniku. Dlatego ani my rodziców, ani dziecko dziadków „na żywo” od kilku tygodni nie widzieliśmy.
Nareszcie mogę wejść do parku Włókniarzy bez ryzyka łamania przepisów. Mogę pójść do lasu, cudownie. Nie dziwi mnie, że większość mijanych osób postanowiła z tego skorzystać, sama znalazłam się w tłumie spacerowiczów. OK, wszystko jestem w stanie zrozumieć. I to, że chcemy spotkać się z dawno nie widzianymi znajomymi. Także to, że chcemy zaczerpnąć świeżego powietrza albo zwyczajnie rozprostować nogi.
Ale nie rozumiem nonszalancji, z jaką wiele mijających mnie osób traktuje noszenie maseczki i ostentacyjnego okazywania braku szacunku do innych. Tak, braku szacunku. Bo przemieszczanie się grupą kilku osób na całą szerokość chodnika zmuszające mnie do karkołomnych wygibasów, aby utrzymać te minimum dwa metry albo palenie w obecności innych jest przejawem braku szacunku.
Ruch antymaseczkowy sączy zwątpienie
Maseczki zaczęliśmy nosić zanim wprowadzono obowiązek, czym przysporzyliśmy sobie pełne ironii spojrzenia przechodniów. Ale co tam, nie pierwszy raz idziemy pod prąd. Wyszłam z założenia, że skoro na całym świecie noszą, my też powinniśmy, 3/4 świata mylić się nie może. Ale ruch antymaseczkowy już się zawiązał i niczym antyszczepionkowcy sączy zwątpienie w moje uszy.
Zanim więc dopadła mnie fala zwątpienia i porzuciłam noszenie maseczek, wprowadzono odgórny nakaz ich noszenia. Jednak rozczarowałam się mocno, gdy stwierdziłam, że większość ma to w… dużym poważaniu. W parku co druga matula pchająca wózek - bez maski. Dzieci na hulajnogach i rowerach, bez masek. Tu pan z panem na ławeczce raczą się trunkiem, oczywiście bez masek. Zgrabnie przebierające nóżkami biegaczki, a jakże bez masek - jeszcze rozgadane i uszczęśliwione faktem, że mogą wreszcie pokazać nowe ciuchy do joggingu.
Szczytem wszystkiego są palacze, których nie znosiłam już z czasów sprzed epidemii, ale teraz przekraczający wszelkie granice chamstwa i braku zrozumienia dla innych. Maseczki w ich przypadku, to tylko niepotrzebne gadżet. Aż mam ochotę jednemu z drugim dmuchnąć czymś śmierdzącym prosto w nos. Nie dość, że w maseczce trudno o efektywne oddychanie, to jeszcze dostaję w nozdrza chmurę tytoniowego dymu.
Toczy nas moda na brak empatii
Co dzieje się na szlakach? Większość karnie mija się minimum dwa metry od siebie. W przewadze są to rodziny z dziećmi. Ale po drodze mija mnie grupka kilkunastu młodych ludzi, na oko licealistów, z dudniącym głośnikiem, domniemywam, że wracających z miło spędzonego pikniku. W lesie nie obowiązuje noszenie maseczek, ale odstępy między ludźmi już tak. Na szczycie Szyndzielni spotykam kolejną rozłożoną na trawie grupę kilkunastu młodych ludzi raczących się piwkiem przy muzyce z iphona, i beztrosko rozrzucających dookoła pety (pominę w tym miejscu stan suszy w lasach). Ta grupa również ma w poważaniu wszelkie przepisy dotyczące pandemii.
Wychodzi tu nasze polskie „Wolność Tomku w swoim domku”. Brak troski o innych poraża. Toczy nas moda na brak empatii. Wstyd zwrócić uwagę, wstyd podnieść śmieć, wstyd nosić maseczkę. I nachodzi mnie taka refleksja. Gdzie w tym wszystkim są służby? Kiedy zamknięto parki i lasy, patrole można było wszędzie zauważyć. Teraz nikogo nie widać, nikt nikomu nie zwraca uwagi. Jestem przerażona, bo nie chcę spędzić kolejnych tygodni w izolacji, gdy zdarzy się to, czego obawiają się naukowcy, nawrót zachorowań na koronawirusa. W medialnej papce trudno czasem odróżnić co jest prawdą, a co fejkiem. Ale gdzieś tam kołacze mi się z tyłu głowy, że nikt nie wywróciłby świata do góry nogami dla zabawy.
xxx
Pewnie większość z Czytelników już zaszufladkowała mnie do kategorii starych frustratek co to wszystko i wszystkich krytykują. Ja tylko chcę dla mojego dziecka spokojnego dzieciństwa, z dziadkami, rówieśnikami, wakacjami, pływaniem w morzu. Chcę też widzieć, jak dorasta. Nie chcę, aby niedbalstwo i samolubstwo innych mi to zabrało.
Matka Furiatka
Oceń artykuł:
214 280Komentarze 167
Tam nikomu nie trzeba tłumaczyć, że od otoczenia należy się izolować.
Co innego w sklepie, autobusie itp.
"otel
najbardziej denerwuje nas u inych to, czego nie lubimy u siebie...
a co powiesz o tych lekarzach i pielęgniarkach (Polakach przez duże P) którzy bronią się rękami i nogami przed przeniesieniem do pracy do szpitala w którym brakuje personelu, od razu są chorzy i na L4 "
Tylko oni ryzykują często nawet życiem (lekarz to nie nastolatek i często też ma choroby
towarzyszące). Ty nosząc maseczkę nie ryzykujesz niczym najwyżej tym, że twoja ślina zamiast lecieć na innych (n.p. tychże lekarzy) bedzie kapać po twojej brodzie a wierz mi to dla zdrowia jest nie specjalnie groźne.
Pic na wodę i fotomontaż!!!
(maskę człowieka, który również troszczy się o innych, a nie tylko o siebie)
"otel
i co z tego? mnie obchodzi tylko jedno życie, moje"
Pewnie jeszcze jesteś bardzo dumny ze swej postawy.
Czy wszyscy polacy są tacy? (celowo z małej litery)
Mam nadzieję, że są jeszcze inni (tym razem z dużej) Polacy
a co powiesz o tych lekarzach i pielęgniarkach (Polakach przez duże P) którzy bronią się rękami i nogami przed przeniesieniem do pracy do szpitala w którym brakuje personelu, od razu są chorzy i na L4
To po co ja prowadzę zdrowy tryb życia? Odpowiednia ilość snu, umiejętność redukcji stresu, odpowiednie nawodnienie i odżywianie, suplementacja, duża ilość ruchu, duża ilość słońca w celu przyswajania witaminy d, zero używek... Mój układ odpornościowy jest obecnie na najwyższym poziomie, u lekarza nie byłam dobrych kilka lat, chora też nie. I po co? Po to, żeby chronić poprzez maseczkę osoby, które mają swoje ciało i odporność za nic? Które nie robią nic w kierunku zdrowszego stylu życia? Których układ autoimmunologiczny leży i kwiczy?
Jeżeli jesteś w grupie ryzyka, masz choroby współistniejące, to siedź w domu, zmień nawyki na prozdrowotne, wystaw się do słońca przez okno. Tak, wiem, otwarcie soku z kartonu lub coli, oglądanie seriali na kanapie, jedzenie gotowców ze sklepu, podniecanie się statystykami śmierci na świecie z powodu wirusa jest łatwiejsze niż zrobienie świeżo wyciskane go soku, półgodzinne ćwiczenia w domu na podłodze, robienie pełnowartościowego jedzenia z nieprzetworzonych produktów, praca nad samoświadomością i umiejętnością niwelowana poziomu stresu.
Nie dbasz o własne zdrowie, ale to mi każesz nosić maseczkę, by chronić Twoje? I kto tu okazuje brak szacunku i postawę egoistyczną?
Ale jasne, TY prowadzisz "zdrowy tryb życia", więc koronawirus Cię nie dopadnie, bo TWÓJ układ autoimmunologiczny jest silny. Jasne...
Klauzula informacyjna ›