Prezes ZNP Sławomir Broniarz zapowiedział wczoraj zawieszenie akcji strajkowej, ale zachęca do debaty o potrzebnej reformie systemu oświaty w naszym kraju. Część Czytelników portalu w komentarzach towarzyszących artykułom o strajku sugerowała, że praca nauczyciela powinna zawrzeć się w ośmiogodzinnym dniu zajęć, wówczas nie będzie problemu z tym, jak belfra wynagradzać. Zapytaliśmy praktyków, na ile realny jest to postulat.

Zdaniem znającego specyfikę pracy nauczycieli Janusza Kapsa z Miejskiego Zarządu Oświaty w Bielsku-Białej, mówienie dzisiaj o tym, czy nauczyciel powinien, tak jak każdy inny pracownik mieć ośmiogodzinny dzień pracy jest błędnie postawioną tezą.

Nie tylko praca przy tablicy

- Oczywiście, że tak jest - twierdzi dyrektor Kaps. - Z prostego względu, bo nauczyciele już teraz mają w istocie ośmiogodzinny dzień pracy, tyle że tzw. 18-godzinne pensum zapisane jest prawnie, a reszta brakujących godzin do 40-godzinnego wymiaru tygodniowego wynika z Karty Nauczyciela. Właśnie ten wspomniany zapis o pensum sprawia, że spora część opinii publicznej sądzi, że nauczycielski etat to 18 godzin w tygodniu. Nic bardziej mylnego.

To prawda i nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby uzmysłowić sobie, że praca przy tablicy, owe 18 godzin w tygodniu to tylko część pracy, jaką wykonuje pedagog.

- Przecież do tego dochodzi cała masa sprawozdań, tworzenia planów lekcji, posiedzenia rad pedagogicznych, obecność na radach rodziców, wywiadówki, wreszcie uczestnictwo w wycieczkach, gdzie nauczyciel pracuje całą dobę, bo bierze na siebie wielką odpowiedzialność za bezpieczeństwo uczniów - tłumaczy Janusz Kaps. - Niejeden nauczyciel, gdyby faktycznie rzetelnie liczył sobie godziny poświęcone na pracę, musiałby stwierdzić, że znacznie przekracza 40-godzinny tydzień pracy.

Osiem godzin to komfort

O ten sam problem zapytaliśmy jedną z nauczycielek ze Szkoły Podstawowej nr 32 w Bielsku-Białej, która prosiła o anonimowość.

- Mam już po prostu dosyć hejtu na nas - przekonuje. - A co do pytania, to oczywiście, że wolałabym spędzić w szkole osiem godzin i po przyjściu do domu mieć już święty spokój. Dlaczego nie? To komfort. Proszę bardzo. Ale z zastrzeżeniem, że po tym czasie żaden rodzic już do mnie nie wydzwania i nie męczy mnie swoimi problemami wychowawczymi, że nie muszę ganiać po sklepach, aby dokupić jakieś pomoce naukowe, że na wycieczki jeżdżą z dziećmi rodzice, że wszelkie posiedzenia i sprawy papierkowe wykonuję w szkole, a nie w domu. I niech mi za to zapłacą godziwie. I żebym miała jasno wytłumaczone, jakie są kryteria oceny mojej pracy.

***

Od autora. Nauczyciel to zawód wyjątkowy pod wieloma względami. Jeszcze zanim trafimy do przedszkola, a później szkoły, naszymi nauczycielami są rodzice, dziadkowie. Pedagog jest więc tą osobą, od której wszystko się zaczyna. Już chociażby z tego powodu jest to zawód godny szacunku. Z racji misji, jaką ze sobą niesie. Tyle o zawodzie nauczyciela, bo sami nauczyciele to już inna bajka. Krzywdzące jednak jest wrzucanie wszystkich do jednego przysłowiowego worka. Każdy z nas miał wszak swoich ulubionych belfrów i tych, którzy grali mu na nerwach, byli złośliwi i niczego w sumie nas nie nauczyli. Ale czy jest to dzisiaj powód do tego, by gremialnie potępiać ludzi za to, że chcą lepiej zarabiać?

KJ