To miejsce ma klimat. Znają je niemal wszyscy bielszczanie, a na pewno wielu z nich mija je każdego dnia. Skutecznie opiera się wszystkim innowacjom, nie potrzebuje reklamy. Nic dziwnego - mistrzyni Irena Kulec, fryzjerka z wieloletnim stażem, nauczycielka wielu pokoleń stylistów fryzur, stawia na jakość. Jest gwarancją tego, co w tym fachu jest najlepsze.

- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Co tu dużo mówić. Całe życie kocham to, co robię i staram się być pracować dobrze. Tak zleciały te wszystkie lata - mówi Irena Kulec, od 30 lat właścicielka salonu, gdzie nową fryzurę mogą zyskać panowie, ale płeć piękna jest też mile widziana.

Męski salon bez nazwy

Salon męski przy ul. 3 Maja 5 w Bielsku-Białej szczyci się bogatą historią. Przed wojną zakład prowadziła rodzina Rychter, która musiała później uciekać z kraju. - Pamiętam ich doskonale. Poznaliśmy się nawet i polubiliśmy. Pan Rychter prowadził w tym miejscu doskonały salon fryzjerski - wspomina pani Irena.

Po wojnie salon przeszedł pod opiekę państwowych spółdzielni pracy. Zmienił także specjalność i witrynę. Kosmetyka damska obowiązywała niemal do czasu przyjścia pani Ireny Kulec, która przez te wszystkie lata uczyniła z niego kultowe miejsce. Jak sama wspomina, przychodziło do niej wielu bielszczan na strzyżenie. Bardzo lubiła gawędzić z panem Kulką, który prowadził zakład optyczny.

- Jeszcze więcej klientów miał Józef Mielczarek. Nasz kochany Józek, do którego bardzo chętnie przychodzili artyści czy politycy. Za jego czasów wciąż coś się działo, lubił rozmawiać. Miał ten urok. Odszedł wiele lat temu, ale mamy jego zdjęcie, które wisi u nas na ścianie obok innych wspomnień - przyznaje pani Kulec i wskazuje na jedną z fotografii.

Tradycja i najlepsza jakość

Salon opiera się wszelkim nowościom czy udogodnieniom. Pozostaje taki sam, jakim był przed laty. Ten sam wygląd, te same wnętrza, aromatyczna kawa i odświeżająca herbata. Stanowiska, do których przyzwyczaili się klienci. - Unikamy zmian, ale staramy się zachować najlepszą jakość. Klienci lubią do nas przyjść, porozmawiać. Fryzjer jest takim psychologiem - podkreślają współpracownice pani Ireny.

Razem stanowią doskonałą drużynę. - Gdy przychodzi co do czego, to i okna umyją, dobrą herbatę zrobią, a fryzjerkami są świetnymi - mówi nestorka o Ani, Beacie i Renacie. - Nie mamy nawet czasu na to, aby przyglądać się ulicy zza szyb… Jesteśmy chyba w samym sercu Bielska-Białej, bo mamy pełne ręce roboty...

Przychodzą wnuczęta, które słyszały od dziadków i ojców, że fryzjer przy 3 Maja jest po prostu dobry. Przyjeżdżają ludzie z zagranicy, bo słyszeli od znajomych, że warto się tam wybrać. - Bardzo chwalą nasze wnętrza. Chyba podoba się im styl retro - uśmiechają się panie fryzjerki.

Bez reklamy, Facebooka i Instagramu

Cały czas jest ruch. I to bez reklamy, profilu społecznościowego na Facebooku czy Instagramie. Pani Irena wciąż się uśmiecha. Jest życzliwa i - w opinii najbliższych współpracowników i znajomych - po prostu dobra. Choć dawno przekroczyła ósmą dekadę życia, dalej pracuje i kreuje fryzury. Tę pracowitość wyniosła z młodości.

- Uczyłam się w Bystrej w salonie, którego już nie ma, ale także w Bielsku i Białej. Myślę, że to jest ważne. Praktyka, rzemiosło, a także pogoda ducha i pracowitość - twierdzi nasza rozmówczyni, która zaraziła fryzjerstwem swoją córkę, Annę Kulec-Karampotis. - To bardzo pracowita dziewczyna. Skromna, pogodna, lubi ludzi, a to jest ważne w tym zawodzie. Od zawsze też wiedziała, że będzie miała sieć salonów [Trendy Hair Fashion - przyp. red.]. Wtedy, w szarej rzeczywistości PRL, było to niewiarygodne wyzwanie. Jednak odważnie zrealizowała marzenie - dodaje.

Katarzyna Górna-Oremus