B. trener Podbeskidzia Jan Kocian twierdzi, że dyrektor sportowy klubu miał układ transferowy z agentem piłkarskim. Jego zarzuty odpiera prezydent Bielska-Białej, który słowa szkoleniowca uznaje za „niewiarygodne”. Czy klub wspierany środkami publicznymi stać na podpisywanie ryzykownych umów z piłkarzami?

Pod koniec listopada Podbeskidzie rozwiązało kontakt z Szymonem Zgardą. Przeciętnemu kibicowi „Górali” nazwisko to nic nie mówi. Przez cztery miesiące pomocnik nie zagrał w I lidze ani sekundy, ledwie kilka razy usiadł na ławce rezerwowych. Do bielskiego klubu trafił po testach. - Zagrał w wewnętrznym sparingu. W tym meczu nas nie przekonał, nie był lepszy od innych na jego pozycji - mówi Jan Kocian, b. szkoleniowiec TS Podbeskidzie.

Kulisy polityki transferowej

Były trener dodaje, że ku jego zdziwieniu pomocnik pojawił się ponownie na treningu pod koniec obozu na Słowacji. - Gdy zapytałem o niego dyrektora sportowego, to mi odpowiedział, że dostanie kontrakt - tłumaczy Słowak. 9 sierpnia 23-latek został przedstawiony jako piłkarz „Górali”. Pomimo negatywnej oceny sztabu szkoleniowego, podpisał dwuletnią umowę (Kociana nie było już wtedy w klubie). Wersję przedstawioną przez Słowaka potwierdza drugi członek sztabu szkoleniowego, Dariusz Fornalak.

W rozmowie z portalem Jan Kocian przedstawia kulisy innych letnich transferów w klubie. - Powiem tak: chciał dyrektor sportowy i ja piłkarza „X” [nazwiska zawodników do wiadomości redakcji]. W końcu mówił do mnie dyrektor, że ma taki układ z menedżerem, że z piłkarzem „X” musi być transferowany piłkarz „Y”. Mówiłem, że ja tego piłkarza [Y] nie chcę i nie menedżer będzie decydował kto będzie w kadrze Podbeskidzia. W końcu piłkarz „Y” był transferowany - twierdzi b. trener bielskiego klubu.

Były trener niewiarygodny?

Zarzuty słowackiego szkoleniowca przekazaliśmy rzecznikowi prasowemu Urzędu Miejskiego. Pytaliśmy czy prezydent Jacek Krywult podejmie kroki w celu wyjaśnienia przedstawionej sprawy. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że TS Podbeskidzie jest spółką prawa handlowego i w związku z tym jakiekolwiek kroki wobec zarządu może podjąć rada nadzorcza. - Prezydent, jeśli uzna to za konieczne jako przedstawiciel udziałowca spółki, może wystąpić z pewnymi sugestiami - mówi Tomasz Ficoń.

Ale zdaniem prezydenta, opisana sytuacja nie może być powodem takiego wystąpienia. - Relacja opiera się bowiem jedynie na słowach trenera Kociana, który okazał się i okazuje człowiekiem niewiarygodnym - argumentuje urzędnik. Według zarządu spółki, „podczas letnich testów Szymona Zgardy sztab szkoleniowy stwierdził, że jest to najciekawszy zawodnik spośród wszystkich testowanych”. Kontraktu nie podpisano, bo na tej pozycji było trzech innych piłkarzy. Temat wrócił po odejściu Adam Deji.

Kocian słów się nie wypiera

Rzecznik odniósł się również do słów o rzekomym „układzie” dyrektora sportowego z agentem wspomnianej w tekście trójki zawodników. - Piłkarza „X” chciał sprowadzić Jan Kocian. Był to wyłącznie jego pomysł. Nie było jednak żadnej rozmowy na temat łączonego transferu z piłkarzem „Y”. Takiej rozmowy po prostu nie mogło być. „Y” został zakontraktowany 1 lipca, a dyrektor sportowy rozpoczął pracę w klubie 3 lipca - przekonuje Ficoń.

Swoją wersję zdarzeń podtrzymuje trener Jan Kocian. - Na pozycję piłkarza „Y” od początku chciałem sprowadzić do klubu Alana Urygę [latem pożegnał się z Wisłą Kraków - red.]. „Y” doszedł do gry, jak chcieliśmy piłkarza „X”. Zostało mi przekazane, że „X” będzie tylko w pakiecie z „Y”. Proszę zapytać dyrektora sportowego o rozmowę telefoniczną, w której mówiłem mu, że nie będą nam dyktować kto będzie transferowany, a klub się na taki układ zgodził - zapewnia słowacki szkoleniowiec.

Bartłomiej Kawalec

* Nazwiska piłkarzy X i Y do wiadomości redakcji oraz zainteresowanych stron.