Było to wtedy jedno z najnowocześniejszych bielskich osiedli. Wybudowane w stylu socrealizmu, miało być symbolem siły państwa. Nowe drogi, chodniki, szlaki komunikacyjne i „tysiąclatka”. Ale w tej beczce miodu była także łyżka dziegciu…

Jeszcze przed połączeniem Bielska i Białej w jedno miasto, w 1949 roku powstało I Zakładowe Osiedle Robotnicze (ZOR) ulokowane tuż przy dworcu autobusowym. Ta wielka inwestycja wynikała z potrzeb rozwijającego się przemysłu, któremu towarzyszył znaczący wzrost liczby ludności.

Przede wszystkim wygoda

Kolejne sześć osiedli, w większości zbudowanych wzdłuż linii tramwajowej nr 2, powstało w ciągu następnych 20 lat. Ale to ZOR IV miał być przykładem osiedla idealnego. Zlokalizowane blisko tramwaju, a z drugiej strony niedaleko przystanku kolejowego Bielsko-Biała Górne, położone było z dala od zgiełku miasta. Do 1990 roku nosiło imię gen. Zawadzkiego, a dziś jego patronem jest Mieszko I.

Zdecydowano, aby nowe bloki mieszkalne budować tuż przy ulicy Piastowskiej i dalej wzdłuż ulicy Wita Stwosza. Najstarsi mieszkańcy miasta kojarzą ten obszar z polami, łąkami i terenami bagnistymi, choć już przed wojną istniały tu prywatne domu jednorodzinne. Na przedwojennym planie miasta wolne pod zabudowę były kwartały wyznaczone zachowanym do dzisiaj układem ulic: Hallera (ob. częściowo Mieszka I), Ogrodowej (ob. Spokojna) oraz Luschki (ob. Wita Stwosza).

Bielskie władze uznały, że właśnie ten obszar będzie idealny pod budowę. Po błędach architektonicznych poprzednich budów, teraz nowe mieszkania miały być perłą wśród socrealistycznych bloków. „Kronika Beskidzka” w 1958 roku podkreślała, że „ZOR IV to już nie standardowy kompleks budynków, pełen wad i usterek. Tym razem projektanci przekładali wygodę nad koszty. Efekty widoczne są na każdym kroku”.

Egipskie ciemności

W budowanych 2- i 3-piętrowych blokach były duże pokoje, nowoczesne strychy, pralnie w piwnicach oraz „elastyczne i nowoczesne balkony”. Ale to nie wszystkie wygody, jakie zapewniono nowym mieszkańcom. Dziennikarze zachwalali, że okna nie dość, że się domykają, to w dodatku zajmują całą ścianę, podłogi nie puchną, a parapety nie odpadają.

Ale czy rzeczywiście było idealnie? Mieszkania zaczęto zasiedlać w 1958 roku, a już kilka miesięcy później prasa narzekała na błotnistą maź, która tworzy się na Wita Stwosza. Osiedle było wciąż rozbudowywane, nie było jeszcze ani kostki brukowej na jezdni ani chodników. Pół żartem, pół serio pisano, że jeden z robotników noszony jest przed kolegę na plecach. - Ale tego sposobu komunikacji na dłuższą metę nie polecamy - komentowała gazeta.

Znamienny jest fakt, że późną jesienią 1958 roku w zasiedlonych blokach nie było jeszcze… instalacji gazowej. Wadliwa była kanalizacja. Na tyle, że „odchody z ubikacji zamiast odpłynąć do ścieków zatrzymują się albo w piwnicy, albo tuż przy murach bloków”. Prasa wprost wskazywała, że jeśli sytuacja utrzyma się dłużej, to może dojść do epidemii. Warto dodać, że na osiedlu nie było nawet kubłów na śmieci i lokatorzy wyrzucali odpady wzdłuż ulic. Można sobie wyobrazić, co działo się, gdy zerwał się silniejszy wiatr.

Przedszkole bez ogrzewania

Nie mniejszy kłopot sprawiały mieszkańcom egipskie ciemności na ulicach. Na osiedlu nie było oświetlenia! Kiedy zapadł wieczór, bielszczanie poruszali się po ciemku. Dopiero po czterech latach od budowy, w 1961 roku wzdłuż ulicy Piastowskiej zamontowano pierwsze jarzeniówki.

Mimo wszystkich usterek, ZOR IV był jak na owe czasy nowoczesnym osiedlem, a lokatorzy cieszyli się z nowych mieszkań. W 1959 roku rozpoczęto budowę Szkoły Podstawowej nr 16 (ob. Gimnazjum nr 16), czyli tzw. tysiąclatki. Władze zaplanowały, że szkoła, której nadano imię Marii Konopnickiej, zostanie oddana do użytku 22 lipca 1960 roku. Obok rozpoczęto prace na budowie przedszkola (ob. Przedszkole nr 2), ale przez kilka miesięcy w gotowej już placówce nie było… ogrzewania.

Mieszkańcy ZOR IV mieli do dyspozycji osiedlową bibliotekę usytuowaną w pierwszym bloku przy ul. Wita Stwosza. Wraz z rosnącą liczbą mieszkańców powstawały kolejne sklepy, choć na łamach prasy narzekano, że brakuje świeżych jarzyn i wybór produktów jest bardzo ograniczony, a w barze Mikrus jest zimno. Wiele mieszkań na osiedlu wyposażonych było w telefony. W 1961 roku zainstalowano ponad 100 aparatów.

Alan Jakman