Sto lat temu w bielskiej prasie rozpisywano się na temat awantur, jakie wszczynali mieszkańcy miasta i okolicznych wsi pod wpływem alkoholu. Czasami skutki pijaństwa były tragiczne. Przykładem jest pewne wesele w Jaworzu, podczas którego jednemu z gości wbito… nóż w plecy.

Był mroźny luty 1920 roku, okolice dzisiejszej galerii Sfera. Późnym popołudniem posterunkowy Gansel patrolował ulicę Damm (obecnie Wałowa), gdy z pobliskiego baru Nathana Rübnera wyszło kilku nietrzeźwych mężczyzn. Szli chodnikiem, choć nogi odmawiały im posłuszeństwa. W pewnej chwili podjechał fiakier (dorożka), a jeden z mężczyzn wpadł pod koła pojazdu. Powożący natychmiast zatrzymał konia, krzycząc do pijaka: - Ty chacharze miastowy!

Szablą w tłumie

Posterunkowy Gansel obserwował przebieg zdarzenia. Przystąpił do legitymowania wszystkich uczestników wypadku, ale główny sprawca zamieszania odmówił okazania dokumentów i stawiał władzy czynny opór. Do awantury dołączyli dwaj jego kompani. Wykorzystując chwilę nieuwagi, pijany mężczyzna wyrwał się z rąk mundurowego i uciekł co sił w nogach, rzucając wokół obelgami.

W tej sytuacji posterunkowy poprosił o pomoc policjanta Slowioka i obaj ruszyli w pościg. Przy hotelu Nordbahn (niedaleko Dworca Północnego) uciekinier położył się na ziemi, chcąc uniknąć aresztowania. Na miejsce przybywało coraz więcej gapiów. Aby rozgonić tłum, posterunkowy Slowiok wydobył szablę i zagroził jej użyciem osobom utrudniającym czynności służbowe. Na posterunku awanturnik podawał inne nazwisko, ale w końcu przyznał, że nazywa się Paul D. i następnego dnia, po wytrzeźwieniu, został uwolniony z aresztu.

Awantury na dworcu

Widownią gorszących scen z udziałem panów, którzy wypili o kieliszek za dużo był dworzec kolejowy. W archiwum zachowała się notatka policyjna z lutego 1929 roku relacjonująca awanturę w poczekalni trzeciej klasy sprowokowaną przez prawie 60-letniego Jana H., „piszącego i czytającego” maszynistę kolejowego. Mężczyzna będący pod wpływem alkoholu wymyślał dwom innym bielszczanom od komunistów, czym „wywołał u znajdującej się tam publiczności zgorszenie publiczne”. Uspokoił się dopiero wówczas, gdy policjant zagroził mu doprowadzeniem na komisariat.

W lipcu tegoż roku, kilka minut po północy, patrolujący teren dworca posterunkowy Granieczny zauważył dziwnie zachowującego się mężczyznę. Podczas legitymowania zatrzymany Franciszek J. nerwowo wymachiwał rękami. - Tu jest moja legitymacja, jestem urzędnikiem kolejowym w stopniu wyższym, pan jesteś za mały i za głupi wobec mnie - wykrzyczał, po czym rzucił dokument na ziemię i rozkazał: - Podnieś pan legitymację! Nie znamy szczegółów tego zdarzenia, ale z akt wynika, że pierwsze spotkanie obu mężczyzn zakończyło się polubownie.

Trzy godziny później, podczas kolejnego patrolu posterunkowy Granieczny spotkał ponownie jeszcze bardziej nietrzeźwego Franciszka J. W trakcie scysji policjant był zmuszony do użycia siły fizycznej i doprowadzenia awanturnika na komisariat.

Ostra bójka w restauracji

W 1937 roku pokłócili się dwaj bracia z Komorowic. W wyniku rękoczynów 23-letni Stefan dwukrotnie dźgnął brata nożem. Poszkodowany został odwieziony na pogotowie, ale po jakimś czasie wrócił cały i zdrowy do domu. Inaczej było podczas październikowej zabawy weselnej w Strumieniu, gdzie doszło do bijatyki między gośćmi. Wezwana na miejsce policja wkroczyła do sali z gumowymi pałkami, rozganiając krewkich weselników.

Miesiąc wcześniej ostre narzędzie użyto podczas bójki w restauracji Karba w Jaworzu. Skutki tego zdarzenia były jednak poważniejsze, gdyż jednemu z gości wbito nóż w plecy. Poszkodowanego w „stanie beznadziejnym” odwieziono do bielskiego szpitala.

Alan Jakman

Na zdjęciu tytułowym: dworzec w Bielsku, fot. Monika Ćwikowska-Broda i Wiesław Ćwikowski, Bielsko-Biała i okolice pocztówką pisane.