Fatum nad Stalownikiem?
Kiedyś duma bielskiej służby zdrowia - najpierw sanatorium, a od lutego 1982 Specjalistyczny Szpital Miejski „Stalownik”. Pacjenci chcieli się tam leczyć, a pracownicy byli dumni, że mogli tam pracować. Sprzedany w czwartym przetargu biznesmenowi z Podhala. Dzisiaj pozostał po nim szkielet, bo taka była wola władz różnego szczebla. Mówi się też, iż jego dalsza działalność byłaby konkurencją dla … Szpitala Wojewódzkiego.
Tuż po wojnie gruźlica zbierała obfite żniwo. „W roku 1958 umieralność z gruźlicy wynosiła w Polsce na 10 tys. mieszkańców 4,5; zapadalność 29,4; chorobowość 215,1. W poradniach przeciwgruźliczych zarejestrowanych było około 650 tys. ludzi chorych na różne postacie gruźlicy. W takim momencie została zainicjowana przez Zarząd Główny Związku Zawodowego Hutników w Polsce i Zjednoczenie Hutnictwa Żelaza i Stali w Katowicach, budowa Sanatorium Przeciwgruźliczego w Mikuszowicach Krak. koło Bielska-Białej - ze względu na niedostateczną jeszcze ilość łóżek i stwierdzoną dużą zapadalność na gruźlicę wśród załóg hutniczych” (cytat z kroniki budowy).
Gdy naród budował socjalizm
25 czerwca 1958 roku Plenum Zarządu Głównego Związku Zawodowego Hutników w Polsce podjęło uchwałę w sprawie budowy sanatorium przeciwgruźliczego dla hutników, z pełnym jego wyposażeniem na minimum 200 łóżek. W lipcu tego samego roku utworzono w NBP specjalne konto budowy sanatorium, a rady zakładowe, zamiast dotychczasowych 70 proc. składek pozostawionych do swojej dyspozycji, miały pozostawiać sobie 60 proc. Pozostałe 10 proc. oraz wygospodarowane oszczędności i nadwyżki były od 1 lipca 1958 aż do zakończenia inwestycji przekazywane na konto budowy sanatorium.
Wybrano także 23-osobowy komitet budowy, zakupiono teren po byłym kamieniołomie „na Walowskim” na stokach Łysej Góry w paśmie Magurki Beskidu Małego i przystąpiono do prac wstępnych, a już 19 listopada 1960 roku „gdy w Polsce Ludowej władzę sprawowała klasa robotnicza miast i wsi Naród Polski skupiony wokół Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i Jej Pierwszego Sekr. Władysława Gomułki budował w kraju Socjalizm” (fragment aktu erekcyjnego) dokonano uroczystego wmurowania kamienia węgielnego.
Inwestycją kierowali inżynierowie Czesław Ochab i Ryszard Filipczyk, dokumentację projektową opracowało Biuro Projektów Służby Zdrowia w Warszawie (główni projektanci inż. Zygmunt Paszke i inż. Barbara Sołtan), roboty budowlane wykonało Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe z Katowic.
Wielka inwestycja w górach
Łączny koszt budowy sanatorium wraz z wyposażeniem wyniósł 129.055 mln zł (budynek główny - 77.088 mln zł), z czego 30 mln zł stanowiła dotacja ZG ZZH jako udział rad zakładowych. W ramach budowy zrealizowano obiekty o łącznej kubaturze 75,2 tys. m3, w tym budynek główny o kubaturze 57,1 tys. m3. Dla zobrazowania ogromu wykonanych prac niech posłużą tylko niektóre dane: wykonano 4750 m3 betonu i murów grubych, ponad 30 tys. m2 konstrukcji żelbetowej cienkościennej, 73 tys. m2 tynków, posadzek i okładzin ściennych, 4,8 tys. m2 szklenia, 51 tys. metrów bieżących rur (centralnego ogrzewania, wężownic, wody pitnej, wentylacyjnych z blachy ocynkowanej). Zużyto 850 ton stali zbrojeniowej i profilowej, 1260 ton konstrukcji stalowych, 58 ton aluminium, 3,6 tys. ton prefabrykatów betonowych, 5,9 tys. ton cegły, pustaków, cementu, piasku i żwiru.
21 marca 1968 spisano protokół w sprawie gotowości sanatorium „Stalownik” do podjęcia działalności leczniczej (wcześniej, 5 listopada 1967 roku dokonano aktu uroczystego przekazania Sanatorium Przeciwgruźliczego „Stalownik” w Mikuszowicach Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Katowicach). Leczyli się w nim pacjenci z całego kraju, a w szczególności z ówczesnych województw: katowickiego, krakowskiego, opolskiego, wrocławskiego, kieleckiego, szczecińskiego i warszawskiego. W roku 1968 przyjęto 719 chorych ( w tym 174 hutników), z których wypisano 410. Średni czas pobytu wynosił 85 dni. Z biegiem lat poszerzano i zmieniano profil leczenia (gruźlica ponoć ustępowała) i w lutym 1982 roku zmieniono oficjalnie nazwę obiektu na Specjalistyczny Szpital Miejski „Stalownik” w Bielsku-Białej.
Konkurent czy partner?
Wielu decydentów i przedstawicieli władz mówiło często o zdrowej konkurencji, w tym także w służbie zdrowia, lecz robiono wszystko co możliwe, aby „Stalownik” przestał istnieć. Podczas gdy w stare przedwojenne obiekty szpitalne ładowano kasę jak w worek bez dna, placówce w Mikuszowicach systematycznie obcinano środki na niezbędne remonty i inwestycje. W roku 1982 jeden z ówczesnych dyrektorów szpitala przedstawił ambitny i, co ważne, realny projekt jego rozbudowy (wykonana w BPSZ w Warszawie makieta stała w holu vis a vis wejścia głównego). Ale wtedy trwała już budowa Szpitala Wojewódzkiego i nikt nie miał odwagi poprzeć projektu dra Michała Frączka.
Na kilka lat przed sprzedażą „Stalownika” zawiązała się kilkuosobowa grupa inicjatywna złożona z pracowników szpitala, która chciała przejąć go za symboliczną złotówkę i zaadaptować na placówkę opieki długoterminowej. Inicjator tej akcji, dr Krzysztof Schramel opracował wiarygodny biznesplan i posiadał pisemne zapewnienia potencjalnych sponsorów na kwotę 3,5 mln zł. Była zgoda na wstępne wykorzystanie obiektu do piątego piętra, były plany budowy windy zewnętrznej i ekologicznego źródła zasilania. Brakowało tylko dobrej woli ówczesnych władz miejskich i wojewódzkich. Wielomiesięczne starania i wysiłki inicjatorów projektu spełzły na niczym. Jak władza postanowiła, tak zrobiła. Zabito znaną i rozpoznawalną markę.
Szkielet na stoku Łysej Góry
Nowy właściciel dość szybko opróżnił obiekt i dokonał wyburzeń. Zostawił zainstalowane na dachu anteny sieci komórkowych, z których czerpie korzyści. Całkiem niedawno wyburzono budynki po byłej pralni i warsztatach, a po kotłowni został tylko komin. „Stalownik” podzielił los Kozubnika w gminie Porąbka. Oba te obiekty, wybudowane przez tę samą firmę (HPR), były kiedyś chlubą okolicy.
Na szczęście, w Kozubniku po latach dewastacji coś się ruszyło. Warszawska spółka Sawa Apartments od ponad roku realizuje projekt obejmujący rewitalizację i budowę 250 apartamentów oraz 170 pokoi hotelowych wraz z kompleksem aquaparku. Woda basenowa zasilana będzie ciepłą wodą termalną. Kompleks ma oferować gorące kąpiele w leczniczych solankach termalnych. Znajdować będą się tu trzy baseny wraz z zespołem odnowy biologicznej oraz cześć medyczno-rehabilitacyjna. W ramach inwestycji do roku 2018 powstaną obiekty apartamentowe, restauracje czy sale konferencyjne, które obsłużą 1500 turystów.
Oby „Stalownik” też znalazł swojego inwestora, który przywróci mu dawną świetność.
Krzysztof Kozik
Komentarze 29
Mieszkam kolo Stalownika , - dopiero teraz straszy nagością konstrukcjii, zlikwidowanymi oknami .
Serce sie kroi na taki widok .
Istotnie decyzja o likwidzacjii była pomyłką i za to ktoś powinien ponieśc odpowiedzialność .
Pięknie usytuowany budynek sam w sobie JEST ponadczaSOWwy .Okolica piękna , widoki wspaniałe .
Czy nikt tego nie widzi ?????
rozumiem,że szpital upadł .... ale następnego dnia budynek był nadal kogoś własnością ,był sprawny i miał wartość milionów zł !!!!!!!!
dlaczego go nie sprzedano ? wynajęto ? lepiej olać ,zniszczyć ? POLSKA ...
i nikt nie ponosi odpowiedzialności ... a ty szaraku kup kibel lub pomaluj mieszkanie i pomyl/okradnij w rozliczeniu PITa na 5 zł to się nie pozbierasz ....
Tuż po wojnie gruźlica zbierała obfite żniwo. „W roku 1958 umieralność z gruźlicy wynosiła w Polsce na 10 tys. mieszkańców 4,5; zapadalność 29,4; chorobowość 215,1. T
Teraz żniwo zbiera RAK i kolejny szpital w RUINIE...
m.in. Szpital Miejski na Wyzwolenia w Bielsku Białej. Szkoda bo to jest tak ja na stanowiskach siedzą "mądre " osoby.
Na najwyższym piętrze był blok operacyjny i bardzo żałowałam, że tam właśnie nie wyraziłam zgody na konieczną operację.
Z wdzięcznością wspominam nazwisko Pani doktor Parys i wszystkich pozostałych pracowników medycznych. Czegoś takiego więcej nie doświadczyłam, choć znakomity był również szpital w Zabrzu-Biskupicach i torakochirurgia w Zabrzu u prof. Szyszki i prof. Czyżewskiego.
Opieka medyczna w leczeniu gruźlicy była nadzwyczajna.
Klauzula informacyjna ›