Po dwóch latach Ruch Autonomii Śląska wraca do władzy w województwie śląskim. Ma odpowiadać między innymi za kulturę. W Bielsku-Białej odżyły obawy, że autonomiści będą chcieli odgórnie narzucać śląską tożsamość. Czy jest się czego bać?

Wiele wskazuje na to, że już wkrótce Ruch Autonomii Śląska dołączy do koalicji rządzącej w Sejmiku Śląskim. Obecnie jej trzon tworzą Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. Przedstawiciel RAŚ miałby objąć wydziały związane z transportem publicznym i kulturą. Z ważniejszych wojewódzkich instytucji kulturalnych działających w Bielsku-Białej można wymienić Muzeum Historyczne i Regionalny Ośrodek Kultury, głównego organizatora Tygodnia Kultury Beskidzkiej.

Separacja od polskości?

Ruch Autonomii Śląska już raz zasiadał we władzach województwa. Było to w latach 2010- 2013, kiedy funkcję członka zarządu sprawował lider autonomistów Jerzy Gorzelik. Do zerwania koalicji doszło na tle sporu o obsadę stanowiska dyrektora Muzeum Śląskiego. Dziś strony ponownie deklarują wspólne cele i wolę współpracy.

Wizja powrotu autonomistów do władzy, a szczególnie wzięcia przez nich odpowiedzialności za kulturę budzi jednak obawy u niektórych bielskich polityków. Są wśród nich tacy, jak Adam Rakszawski z Polski Razem Jarosława Gowina, którzy wprost przestrzegają przed „rasiowskim Kulturkampfem”.

 - RAŚ dąży do odtworzenia autonomii politycznej województwa śląskiego, ale też wprowadzenia autonomii kulturowej i odseparowania od polskości - uważa Adam Rakszawski, wiceprzewodniczący Polski Razem w województwie śląskim i członek Stowarzyszenia Beskidzki Dom. - Niemal połowa obszaru województwa to historyczna Małopolska: połowa Bielska-Białej i powiatu bielskiego, Żywiecczyzna, Ziemia Częstochowska i Zagłębie. Nasze potrzeby już dziś są lekceważone, ignoruje się znaczenie naszej tożsamości, kultury i historii. Dotowane są programy promujące obcą większości z nas rzekomą „śląskość”, np. „Szlak kulinarny śląskie smaki” czy „Śląski szlak architektury drewnianej”, obejmujący Mikuszowice Krakowskie i Żywiecczyznę. Powierzenie RAŚ polityki kulturalnej wzmocni te procesy, skazując nas na swoisty Kulturkampf - twierdzi Adam Rakszawski.

„Żadnego Kulturkampfu nie będzie”

 - Nie ma obawy - uspokaja Andrzej Listowski, członek zarządu Platformy Obywatelskiej w Bielsku-Białej. - Na pewno nie będzie żadnego narzucania śląskiej tożsamości w Bielsku-Białej. RAŚ bywa często demonizowany przez niektóre siły polityczne, ale są to oskarżenia niesłuszne. To nie jest żadna „ukryta opcja niemiecka” ani piąta kolumna. RAŚ chce zachowania śląskiej tożsamości kulturowej tam, gdzie ona istnieje. Nie ma mowy o żadnej ekspansji śląskości na Podbeskidziu, a w  Bielsku-Białej ten ruch nigdy nie uzyska poparcia, bo bielszczanie nie uważają się za Ślązaków - uważa polityk PO.

O komentarz w sprawie poprosiliśmy również dra Tomasza Słupika z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego. - Nie przewiduję niebezpieczeństwa jakiejś śląskiej ekspansji kulturowej - mówi politolog. - Uważam, że ta obawa wynika z nieuzasadnionego lęku i wiąże się po części z negatywnymi emocjami wywołanymi spektaklem „Miłość w Koenigshutte”, który miał premierę w Bielsku-Białej. Żadnego górnośląskiego Kulturkampfu nie będzie. Zarządzanie województwem, które składa się z ziem tak zróżnicowanych pod względem społecznym i kulturowym, wymaga rozwagi i dyplomacji. W skomplikowanej i wrażliwej materii, jaką jest tożsamość, narzucanie komukolwiek odgórnych rozwiązań byłoby skazane na porażkę i dało efekty odwrotne do zamierzonych - zauważa dr Tomasz Słupik.

MCI

Na zdjęciu: Marsz Autonomii w Katowicach