Od kiedy na Majdanie padły strzały, urodzona na Ukrainie bielszczanka Irena Kopiec nie może spać ani jeść. W rodzinnej miejscowości została jej siostra i dalsza rodzina. Cieszy się jednak, że udało jej się wcześniej przywieźć do Polski mamę.

 - Kamień spadł mi z serca, kiedy już mama była na polskiej ziemi - nie ukrywa radości pani Irena. - Na Ukrainie została moja siostra, ale ona za nic nie chciała wyjeżdżać. Chce na miejscu pomagać w ukraińskiej rewolucji.

Podobnie myśli większość Ukraińców. Nawet ci, którzy mają możliwość wyjazdu wolą pozostać na swojej ziemi. Na początku była to chęć uczestniczenia w politycznych i gospodarczych zmianach, dzisiaj jest to już walka o własną tożsamość, o swój kraj.

Wielka szansa

Pani Irena pokochała Polskę, jak drugą ojczyznę. Ukrainę opuściła na dobre w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy rozpoczęła studia w Lublinie. - To była moja wielka szansa - wspomina dzisiaj. - Od strony mamy mam pochodzenie polskie i cieszyłam się, że będę mogła żyć w naprawdę wolnym kraju. Zostawiłam wtedy w domu mamę i resztę najbliższych, i to był jedyny powód do smutku.

Właśnie podczas studiów poznała swojego przyszłego męża, bielszczanina. W ten sposób osiadła na stałe w Polsce. - Bielsko-Biała jest bardzo tolerancyjnym miastem. Nigdy nie spotkałam się tu z niechęcią czy oznakami dezaprobaty w stosunku do mojej osoby - mówi pani Irena. - Mam nadzieję, że tak będzie dalej, że Polacy potrafią nas zrozumieć mimo skomplikowanej, wspólnej przeszłości.

Raz Polka, raz Ukrainka

Przez lata Irena Kopiec wrosła w polskość, ale wciąż czuje się Ukrainką. - Kiedy jednak jestem na Ukrainie, mam wrażenie, że jestem Polką. Tam jest tak inaczej. Mój kraj, a właściwie społeczeństwo, zostało zniewolone, zatraciło poczucie szacunku dla prawa, bo struktury państwowe przestały spełniać swoją rolę. A teraz grozi nam rosyjska inwazja. Czy może być coś gorszego?

O czarnym czwartku, kiedy na Majdanie padły pierwsze strzały, pani Irena dowiedziała się, będąc w Szkocji. - Już wcześniej byłam przerażona rozwojem sytuacji - mówi Irena Kopiec. - To było niesamowite, że moi rodacy dokonali takiego zrywu. Ale kiedy zaczęli ginąć ludzie czułam, jakby to cząstka mnie samej umierała - dodaje bielszczanka.

Tekst i foto: KO