Fałszywe alarmy bombowe regularnie paraliżują pracę bielskich sądów. Sprawcy informują o podłożeniu ładunków wybuchowych także w kamienicach, sklepach i komisariatach policji. Mylą się jednak bardzo przekonani, że są nieuchwytni dla wymiaru sprawiedliwości.

Piotr A., który już wkrótce stanie przed bielskim Sądem Rejonowym oskarżony jest o dwa fałszywe alarmy bombowe. Doszło do nich w ubiegłym roku. 29-latek został właśnie tymczasowo aresztowany.

Oskarżony jest poczytalny

Po raz pierwszy na numer alarmowy Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej zadzwonił 19 października. Dyżurnemu funkcjonariuszowi powiedział, że wysadzi w powietrze komendę i pięć komisariatów. - W kolejnym połączeniu telefonicznym dodał: ?macie półtorej minuty? - poinformowała bielska Prokuratura Okręgowa. 26 października znów zadzwonił na policję z wiadomością o rzekomym podłożeniu bomby.

W toku śledztwa udało się ustalić m.in. numery telefonów komórkowych, z których wykonano oba połączenia. Dzięki temu zidentyfikowano i zatrzymano sprawcę fałszywych alarmów bombowych. - Oskarżony przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów, wyjaśniając, iż działał pod wpływem leków psychotropowych i alkoholu - podkreśla prokurator Piotr Wysocki. Biegli psychiatrzy uznali jednak pełną poczytalność mężczyzny.

Prawdopodobnie po raz kolejny zaatakował 10 marca. Wtedy poinformował służby, że bomba podłożona jest w jednym z bielskich sklepów. Postępowanie w tej sprawie - podobnie jak w poprzednich - prowadzi Prokuratura Rejonowa Bielsko-Biała - Południe.
Mężczyzna do tej pory nie był sądownie karany. Teraz grozi mu kara ośmiu lat pozbawienia wolności.

Pieniądze to nie wszystko

Od stycznia ub. roku do chwili obecnej bielska policja odnotowała 22 fałszywe alarmy bombowe. Po jednym z telefonów ewakuowano całą kamienicę. Już ustalono dziewięciu sprawców. - Wobec czterech osób zastosowano tymczasowy areszt, wobec innych czterech - dozory policyjne - wyjaśnia Elwira Jurasz, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej.

Specjalne zabezpieczenia towarzyszyły również pięciu rozprawom wyjątkowo niebezpiecznych przestępców. Istniało bowiem prawdopodobieństwo, że ktoś może poinformować o podłożeniu bomby w sądzie, aby procesy się nie odbyły. Na szczęście, do fałszywych alarmów nie doszło.

Każda akcja służb, które podobne przypadki traktują równie poważnie, kosztuje średnio 20 tys. zł. Płacą podatnicy. Trudno jednak przeliczyć na gotówkę strach osób, które z powodu fałszywego alarmu muszą natychmiast opuścić miejsce pracy albo swoje mieszkanie. Tego nie da się wycenić.

Anna Szafrańska