Wyjątkowo ciepła i słoneczna aura sprzyja spacerom na świeżym powietrzu. Nie dziwią więc tłumy osób wypoczywających na łonie natury. Wielu z nich towarzyszą sympatyczne czworonogi. Wszak spacer z psem dla sporej grupy osób stanowi wielką przyjemność.

Jednak wielu właścicieli czworonogów zapomina lub nie zdaje sobie sprawy z tego, iż psa w miejscach publicznych puszczać luzem nie wolno. Jeśli zabieramy czworonoga na spacer, zawsze musimy prowadzić go na smyczy. Tak stanowi prawo. Wyjątków nie ma. Tymczasem ...

 - Korzystając z pięknej pogody wybrałem się w weekend z dzieckiem na spacer do Doliny Wapienicy - mówi bielszczanin (nazwisko znane redakcji). - Tłok na drodze prowadzącej w głąb doliny, zwłaszcza na odcinku od parkingu do Krzywej Chaty obok zapory, był ogromny. Piesi, w tym wiele osób starszych oraz rodziców z małymi dziećmi, rowerzyści, biegacze. Wielu osobom towarzyszyły psy. Niektórzy prowadzili swoich pupili na smyczach, inni nie. Wśród tłumu spacerowiczów biegało luzem sporo psiaków, a - mówiąc oględnie - nie wszystkie zachowywały się poprawnie. Atakowały jeden drugiego, szczerząc groźnie zęby i szczekając, zaczepiły biegaczy i rowerzystów, a od uwag właściciela ?proszę się nie bać, on nic nie zrobi?, gdy tylko jakiś ogromny pies podbiegał do mojego wystraszonego synka, burzyła się we mnie krew.

Nasz rozmówca podkreśla, że przyszedł do Doliny Wapienicy, by w spędzić czas w ciszy i pokoju, a nie po to, aby cały czas użerać się z pozbawionymi wyobraźni właścicielami psów. I nie był w swojej opinii odosobniony. W pewnym momencie zdenerwowany zamierzał nawet zadzwonić po straż miejską. Tym bardziej, że przy wejściu do doliny jest tablica informująca, iż puszczanie psów luzem jest tam zabronione.

 - I nie tylko tam - podkreśla Mirosław Tronkowski, komendant Straży Miejskiej w Bielsku-Białej. Takiego postępowania zakazuje kodeks wykroczeń, z którego jasno wynika, że puszczanie psów luzem w miejscach publicznych (w tym także w lesie, z wyjątkiem polowań) jest zabronione, a za nieprzestrzeganie tego przepisu właściciel psa może być pociągnięty do odpowiedzialności. Komendant twierdzi, że strażnicy podchodzą do tego typu wykroczeń z pełną stanowczością. Zjawisko przybiera bowiem na sile, a wiele osób puszczając psy luzem w miejskich parkach, skwerach czy na innych terenach zielonych nawet nie zdaje sobie sprawy, że łamią prawo.

A przepis nie wynika z czyjegoś widzimisię lub braku zrozumienia dla psich potrzeb, lecz z konkretnych zagrożeń, jakie niesie takie nieodpowiedzialne zachowanie. Niekiedy bowiem biegające luzem - nawet w pobliżu swoich właścicieli - psy zaczynają ze sobą walczyć lub atakują, a nawet kąsają przypadkowe osoby. Skutki tego bywają bardzo nieprzyjemne. Właściciele czworonogów tłumaczą się zwykle, że pies musi się gdzieś wybiegać, a nie każdy ma do dyspozycji własny ogród.

Strażnicy miejscy i funkcjonariusze innych służb mają na to radę: tłumaczą, że decydując się na psa, trzeba mieć świadomość, że w miejscach publicznych puszczać luzem go nie wolno i prędzej czy później przyjdzie skonfrontować się z tym zakazem. Jeśli chcemy, aby piesek sobie pobiegał, musimy... biegać razem z nim, trzymając go na smyczy. Przepisy nie określają, jak długa może być smycz. O zabawie w aportowanie czy baraszkowanie z biegającym luzem psem w miejskim skwerze, parku czy nawet w lesie trzeba zapomnieć.

Funkcjonariusze straży leśnej też często interweniują w Dolinie Wapienicy. Zaznaczają, że ich interwencje najczęściej kończą się na pouczeniu niezdyscyplinowanego właściciela psa, rzadziej na ukaraniu go mandatem. Zaskakujące jest to, że prawie każdy przyłapany na takim występku nie zdaje sobie sprawy z tego, że robi coś złego. Wręcz przeciwnie, wiele osób uważa, że gdzie jak w gdzie, ale w lesie pies może sobie pobiegać do woli. Zapewniają, że w pełni panują nad swoimi podopiecznymi i w każdej chwili mogą ich przywołać do porządku. 

Nic bardziej mylnego - odpowiadają na to strażnicy leśni. Nawet najbardziej posłuszne swym opiekunom psy w reakcji na otaczające je bodźce zewnętrzne, których w lesie nie brakuje, tracą głowę. Nic sobie nie robiąc z nawoływań, błagań i gróźb swoich opiekunów, ruszają na przykład w pogoń za zającem lub sarenką czy wypatrzoną gdzieś w zaroślach wiewiórką.

Marcin Płużek (Kronika Beskidzka)