Zaczęło się jeszcze w 2012 roku, kiedy pani Monika uległa poważnemu wypadkowi. Następnie długi czas przeleżała w szpitalu. Kiedy zbliżał się dzień wypisu, dowiedziała się od znajomej, że jest w Bielsku-Białej firma, która specjalizuje się w egzekwowaniu odszkodowań. Bielszczanka podpisała umowę, godząc się na wysoką prowizję, ale później zaczęła się jej droga przez mękę.

 - Miałam ubezpieczenie w PZU - mówi bielszczanka. - Pomyślałam, że skoro ktoś może za mnie załatwić tony formalności, chętnie z tego skorzystam. Nawet, jeśli miałabym za to stracić na rzecz firmy część odszkodowania. Schorowana kobieta postanowiła skontaktować się ze wskazaną firmą. - I to był wielki mój błąd - powtarza dzisiaj Monika Gruszka.

W ramach wyjątku

Był styczeń ub. roku. Zaraz po wyjściu ze szpitala i pierwszym kontakcie z firmą, w domu pani Moniki pojawił się jej przedstawiciel. - Był uprzejmy, miły, chociaż na wstępie powiedział, że co prawda specjalizuje się z odszkodowaniach komunikacyjnych, ale w ramach wyjątku zajmie się moją sprawą. Wtedy nie zastanawiałam się nad tym. Gdy teraz o tym myślę, to przecież nie był mój problem - zauważa nasza rozmówczyni.

Pani Monika podpisała umowę. Zawierała ona informację, że firma w zamian za 20 proc. prowizji, po uzyskaniu na rzecz swojej klientki odszkodowania i zakończenia sprawy, przeleje pieniądze na jej konto w ciągu pięciu dni.

Zabiegi o uzyskanie odszkodowania trwały cały rok. W styczniu br. pani Monika nie wytrzymała i zadzwoniła do PZU, chcąc dowiedzieć się, kiedy zostanie jej wypłacone odszkodowanie. - Przecież już przelaliśmy pieniądze na konto firmy, która panią reprezentuje - usłyszała wówczas od pracownika PZU.

Muszą to sprawdzić

 - To był szok - nie ukrywa bielszczanka. - Chwyciłam zaraz za telefon i zadzwoniłam do firmy. Powiedziano mi, że nic o pieniądzach nie wiedzą, muszą to sprawdzić.

Po sprawdzeniu okazało się, że pieniądze faktycznie zostały zaksięgowane na koncie firmy. - Poprosiłam więc grzecznie, aby pieniądze wpłacono na moje konto - informuje pani Monika. - Wtedy dowiedziałam się, że muszę na piśmie potwierdzić numer mojego konta, bo minął prawie rok od podpisania umowy. Tego było już za wiele. Oświadczyłam, że konto mam to samo i żądam zwrotu pieniędzy.

Pieniądze jednak na koncie klientki nie pojawiły się. Minął styczeń, luty? i nic się nie zmieniło. - Dzwoniłam, wykłócałam się, ale nikt mnie chyba poważnie tam nie traktuje - denerwuje się bielszczanka. - W końcu moja sprawa u nich chyba się już dawno zakończyła i tym samym powinnam mieć moje pieniądze na swoim koncie, a nie na ich.

Gdzie jest odszkodowanie?

Dodzwoniliśmy się do firmy. - Żadnych informacji osobom postronnym nie możemy udzielać - przekazała nam osoba odbierająca telefon. - Pani Monika może się z nami sama skontaktować.

 - Przecież robię to od dwóch miesięcy i nic z tego nie wynika - irytuje się nasza rozmówczyni. - Oddam sprawę do prokuratora. Ciekawe, czy jemu też nic nie powiedzą.

KO