Przy zbiegu ulic Małej Straconki i Borsuczej w Bielsku-Białej nad ziemią przebiega rura gazowa. Z pozoru niewinna, ale przecież z gazem nie ma żartów. Zaniepokojeni mieszkańcy pytają czy to bezpieczne?

Mieszkańcy, którzy zaalarmowali ?Kronikę?, nie kryją obaw. - Rura znajduje się tuż przy drodze. W takim miejscu, że naprawdę nietrudno sobie wyobrazić, iż uderzy w nią pędzący samochód. Co prawda okolica jest spokojna, ale ruch tutaj wcale nie jest mały. A ulica jest wąska. Poza tym wielu pieszych chodzi na spacery. Co się stanie, gdy samochód mijając pieszych wbije się w rurę? - pytają zaniepokojeni.

Z takim właśnie - między innymi - pytaniem ?Kronika? zwróciła się do Rozdzielni Gazu w Bielsku-Białej. Chcieliśmy uzyskać potwierdzenie, iż jest to rura gazowa, dowiedzieć się, kiedy powstała i czy miejsce jej poprowadzenia jest właściwe? Co dostaliśmy w odpowiedzi?

?Odpowiadając na pytania dotyczące gazociągu u zbiegu ulic Borsuczej i Małej Straconki potwierdzam, że jest to przewód gazowy średniego ciśnienia zasilający odbiorców rejonu ulicy Borsuczej. Sieć gazowa wybudowana została w latach siedemdziesiątych przez Społeczny Komitet Gazyfikacji dzielnicy Straconka na podstawie dokumentacji projektowej, zakładającej napowietrzne przekroczenie cieku wodnego. Jest to w pełni dopuszczalne przy tego typu inwestycjach? - odpisał Zbigniew Dzielędziak, kierownik do spraw technicznych Rozdzielni Gazu Bielsko-Biała.

I rzeczywiście. Takie - jak to ujął kierownik - ?napowietrzne przekroczenie cieku wodnego? można spotkać nie tylko przy ulicy Małej Straconki, i nic w tym dziwnego, bo przecież rury gazowe muszą jakoś przekraczać rzeki. Problem polega na tym, że akurat przy Małej Straconki rura rzeczywiście - jak twierdzą mieszkańcy - przebiega bardzo blisko drogi. Czy nie stanowi to zagrożenia?

Niestety, kierownik do tego pytania się nie odniósł, tylko poprzestał na ogólnikach, które można przeczytać w dalszej części maila: ?Dotychczasowa eksploatacja nie stwarzała żadnych problemów technicznych, jak również interwencji ze strony mieszkańców. Dodatkowo informuję, że na bieżąco w ramach kontroli sieci gazowej sprawdzany jest stan techniczny przejścia, o którym mowa. Stan jego określamy jako dobry? - wyjaśnił Zbigniew Dzielędziak. Tym samym uniknął odpowiedzi na pytanie najistotniejsze, czyli co się może stać w sytuacji uszkodzenia rury.

Z tego, że jak dotąd nie było problemów technicznych, wypada się tylko cieszyć. Ale nie tyle o problemy techniczne chodziło mieszkańcom, lecz o zdarzenie losowe, w którym doszłoby do uszkodzenia przewodu gazowego. Że mieszkańcy dotąd nie interweniowali, to żaden argument. Bo interweniują teraz. Nie bez podstaw. - Byliśmy przerażeni tym, co się wydarzyło w Jankowie Przygodzkim. Dlatego wreszcie postanowiliśmy coś z tym zrobić - tłumaczą. Czy można się dziwić, że ludzie są zaniepokojeni po wybuchu gazociągu, który wyglądał jak eksplozja bomby, pozostawił doszczętnie spalone domy i księżycowy krajobraz?

Czy obawy mieszkańców są uzasadnione? Czy tylko strach ma wielkie oczy? W końcu w Jankowie była zupełnie inna sytuacja, rura miała aż 50 centymetrów średnicy i płynął w niej gaz pod wysokim ciśnieniem. Szkoda, że przedstawiciele bielskiej gazowni nie zdecydowali się rozwiać tych wątpliwości, a zamiast tego poprzestali na odpowiedzi, z której niewiele wynika.

Wojciech Małysz (Kronika Beskidzka)