Cena wywoławcza wynosi teraz 990 tys. zł. Poprzednia przekraczała milion, ale dwa pierwsze przetargi nie przyniosły rozstrzygnięcia. Szpital Pediatryczny w Bielsku-Białej na razie bezskutecznie chce się pozbyć budynku, który ma dla bielszczan dużą wartość sentymentalną. To tak, jakby rodzina z tradycjami musiała wyprzedać srebra rodowe.

Chodzi o duży budynek widoczny z ul. Sobieskiego, który w czternastą rocznicę wyzwolenia miasta spod okupacji hitlerowskiej przekazała społeczeństwu Miejska Rada Narodowa w Bielsku-Białej z przeznaczeniem na Szpital Dziecięcy (11 listopada 1959). Szpital powstał na bazie obiektów byłych koszar 3. Pułku Strzelców Podhalańskich. W roku 1927 prezydent RP Ignacy Mościcki wręczył dowódcy pułku sztandar ufundowany przez społeczeństwo Bielska i Białej. Przez pewien czas zastępcą dowódcy tej jednostki był ppłk. Stanisław Sosabowski.

Zbędny balast

Jeszcze w bieżącym roku gmach ten był wykorzystywany do celów medycznych, ale jego stan coraz bardziej odbiegał od obecnych wymagań dla obiektów służby zdrowia. Z czasem znajdujące się w nim poradnie przeniesiono do nowocześniejszych siedzib. Właściciel szpitala, czyli Starostwo Powiatowe, postanowił więc pozbyć się zbędnego balastu ze względów ekonomicznych.

Starostwo chętnie zamieni niepotrzebny budynek na niemal milion złotych. Ale czy do chwili, kiedy znajdzie się nowy właściciel, obiekt oraz jego otoczenie muszą straszyć przechodniów i małych pacjentów? Osoby przechadzające się po terenie szpitalnym witają wybite szyby, sterty śmieci oraz menele, którzy w tych spartańskich warunkach urządzają sobie pijackie imprezy pod chmurką.

Odbijanie piłeczki

Pomijając względy estetyczne, przyszpitalny bałagan jest po prostu niebezpieczny. Dlaczego więc nikt nie zaprowadzi porządku? Bo część zdewastowanych, opuszczonych budynków nie należy do szpitala, a ich obecny właściciel nie poczuwa się do obowiązku. A co z obiektami, które do szpitala należą? W pediatryku zapewniają, że jest stróż, który wieczorami dogląda, czy aby nie kręcą się nieproszeni goście.

Na wszelki wypadek Starostwo Powiatowe obiecało nam sprawdzić, czy obecny stan obiektu nie zagraża niebezpieczeństwu. Prawdę mówiąc, nie wierzymy, że nasza interwencja cokolwiek zmieni, bo tam gdzie jest kilku właścicieli, tam nigdy nie ma osoby odpowiedzialnej. Szkoda, bo zadrzewiony sędziwymi kasztanowcami teren wokół szpitala mógłby być urokliwym miejscem na spacery dla małych pacjentów, a nawet osób z zewnątrz.

Tekst i foto: Magdalena Dydo-Pyrchla