Nie będzie spotkania prezydenta miasta z bielszczanami w sprawie uciążliwości śmietniska przy ul. Krakowskiej. Z wnioskiem o zorganizowanie zebrania wystąpił radny Andrzej Gacek na wczorajszej sesji Rady Miejskiej Bielska-Białej. Bo niby o czym tu gadać? Zdaniem prezesa ZGO, powietrze w rejonie wysypiska jest czystsze niż w przydomowych kompostowniach.

Tematu uciążliwości wysypiska Zakładu Gospodarki Odpadami dotyczyły interpelacje złożone wczoraj przez przedstawicieli wszystkich klubów radnych. Andrzej Gacek poinformował o spotkaniu zorganizowanym w ub. tygodniu z inicjatywy Rady Osiedla Lipnik, w którym uczestniczyło ok. 250 osób. Mieszkańcy skarżyli się na smród prawdopodobnie pochodzący z miejskiej kompostowni. Odór rośnie z miesiąca na miesiąc. Do tego stopnia, że ludzie boją się już jeść owoce ze swoich sadów.

Tylko bez epitetów!

W podobnym tonie wypowiedziała się Dorota Piegzik-Izydorczyk, która sugerowała, że instalacja - przedstawiana przez władze miasta jako supernowoczesna - jest w rzeczywistości bublem inwestycyjnym. Ta śmiała hipoteza radnej poruszyła prezydenta Jacka Krywulta. Bubel? - Proszę nie używać epitetów! Zdaniem prezydenta, Bielsko-Biała pochwalić się może jednym z najnowocześniejszych wysypisk w kraju. Problem jest inny. Jeszcze w lipcu na Krakowską odstawiano 200 ton odpadów mokrych, tymczasem miesiąc później, po wejściu w życie nowego prawa śmieciowego, było ponad 2 tys. ton. Dziesięć razy więcej!

O szczegóły prezydent miasta poprosił obecnego na sesji prezesa ZGO Wiesława Pasierbka, który zaczął od historii. Prezes przypomniał, że składowisko w Lipniku istnieje od lat 60-tych ub. wieku. Razem ze strefą ochronną zajmuje ok. 50 ha. Jest więc co cuchnąć. Inna sprawa - oddany w 2012 roku nowy zakład. - Instalacja jest z górnej półki i spełnia warunki najwyższej technologii - zachwalał Pasierbek, by chwilę później wesprzeć się refleksją: - Rzeczywistość zaskakuje nas w różny sposób.

Śmietnik - początek zła

W dłuższym wystąpieniu prezes ZGO wymienił zalety bielskiego wysypiska odpadów. Poinformował, że podczas rocznego okresu rozruchu nowoczesną technologię wzbogacono inwestycjami o łącznej wartości ok. 300 tys. zł. Zamontowano wtedy dodatkowe zadaszenie i siatki ochronne, zasadzono tysiąc drzew, zwiększono częstotliwość dezynsekcji i deratyzacji. Stacje żelowe pochłaniają przykre zapachy, a skuteczność procesu biodegradacji jest wyższa od wskaźników ustawowych. Dlaczego zatem mieszkańcy okolicy skarżą się na smród?

Wiesław Pasierbek jest przekonany, że w przypadku ZGO kumulują się wszystkie niedociągnięcia popełniane na wcześniejszych etapach zbiórki śmieci. - Przywożone do nas odpady były w procesie fermentacji, który zaczął się już w kubłach - twierdzi prezes.

Zamiast gadać, trzeba walczyć

Od trzech tygodni w ZGO stosowany jest specjalnie sprowadzony z Austrii biofiltr. W zasadzie jest bezzapachowy, ale niektórzy ludzie są mniej, a inni bardziej wyczuleni na zapachy. Dlatego może im cuchnąć. Na wszelki wypadek zlecono wykonanie badań stężenia zapachu na podstawie normatywów holenderskich. Tych, którym nadal śmierdzi, prezes przeprasza za uciążliwości.

Mieszkańcy Lipnika chcą wiedzieć, kiedy ich koszmar się skończy. Na zebraniu w ub. tygodniu wnioskowali o spotkanie z udziałem prezydenta miasta oraz przedstawicieli ZGO, spółki Sita ZOM oraz autorów decyzji środowiskowych sprzed kilku lat w sprawie lokalizacji nowego wysypiska. Ale szef bielskich urzędników nie sądzi, aby takie spotkanie było potrzebne. Zamiast gadać, trzeba walczyć ze smrodem - tak radzi prezydent.

Robert Kowal