O sprawie zrobiło się głośno latem br. po ujawnieniu skandalicznej fuszerki budowlanej w gmachu po byłej szkole podstawowej przy ul. Partyzantów, który zaadaptowano pod potrzeby mieszkaniowe. Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy, a mieszkańcy domu nadal zmagają się z grzybem i wilgocią. Tymczasem urzędnicy w ratuszu udają, że nic wielkiego się nie stało.

Jeszcze przed rokiem Patrycja Mazurczak miała wrażenie, że chwyciła za nogi samego Boga. - Przez długie dziewięć lat czekałam na własne cztery kąty. Aż tu nagle dostaję wiadomość z Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, że mogę mieć przydział na mieszkanie - wspomina pani Patrycja. - Radości nie było końca.

Dwa dni do namysłu

Bielszczanka, chociaż zarabiała ledwo kilkaset złotych miesięcznie, zdecydowała się na warunki narzucone przez ZGM. - Miałam dwa dni do namysłu. Kiedy powiedziałam ?tak?, okazało się, że w ciągu trzech miesięcy muszę wykończyć mieszkanie, bo przydział był na gołe ściany i podłogę - tłumaczy nasza rozmówczyni. Pani Patrycja zaciągnęła kredyt, resztę pożyczyła u rodziny i po trzech miesiącach uboższa o 15 tys. zł wprowadziła się do budynku przy ul. Partyzantów. Wraz z nią 29 innych rodzin, podobnie szczęśliwych.

Radość trwała do wiosny. Kiedy zakończył się sezon grzewczy, z nieba przez kilka dni polały się strugi deszczu, w mieszkaniu Patrycji Mazurczak zaczęło śmierdzieć. - Myślałam, że to może jakieś resztki jedzenia gdzieś spadły - mówi bielszczanka. - Ale po kilku dniach wyraźnie czuć już było stęchlizną. Na dodatek okazało się, że wszędzie jest wilgoć, nic nie schnie, a w szafie ubrania nieprzyjemnie pachną.

Masakra w piwnicy

W lipcu wiadomo już było, że wszystkie mieszkania na parterze - w sumie osiem - mają podobne problemy. Zaniepokojeni mieszkańcy doszli do wniosku, że wilgoć przedostaje się z podpiwniczenia budynku. Drzwi do piwnicy były jednak zaryglowane przez ZGM. - Sforsowaliśmy je i wtedy poraził nas widok wszechobecnego grzyba, kapiącej wody z sufitu i ścian. To była prawdziwa masakra - wspomina Patrycja Mazurczak.

W rezultacie skarg m.in. do sanepidu i Ratusza, ekipy budowlane posprzątały piwnicę, zamalowały ściany z grzybem i wykonały wywietrzniki w zamkniętej na głucho piwnicy. - Tyle to dało, że teraz oprócz wilgoci mamy jeszcze zimno w mieszkaniach, bo od podłogi ciągnie - tłumaczy pani Patrycja. - Grzyb dalej atakuje, panele podłogowe wybrzuszają się, a przy oknach widać zacieki.

Winna technologia?

Prace przy remoncie budynku nadzorował wydział inwestycji UM w Bielsku-Białej. Jego szefem jest Jan Pacia, który kilka dni po otwarciu piwnic przez mieszkańców sytuację tłumaczył złym stanem technicznym części piwnicznej obiektu. - Piwnice już w projekcie wyłączone zostały z użytkowania. Aby uchronić mieszkańców przed wilgocią, zastosowano najlepsze materiały izolacyjne. Być może teraz jest tam jeszcze wilgoć technologiczna, powstała po przeprowadzonym remoncie - mówił w lipcu urzędnik od inwestycji miejskich.

Naczelnik Pacia wyjaśniał też wtedy, że w budynku nie wykonano porządnej izolacji pionowej wokół murów, bo byłoby to zbyt kosztowne. A co mówią w Ratuszu dzisiaj na ten temat? - Sprawą zajmuje się osobiście wiceprezydent Waldemar Jędrusiński - twierdzi rzecznik Tomasz Ficoń. - W tym czasie zainstalowano w piwnicy wywietrzniki i odkryto zamurowane wcześniej okna piwniczne. Sytuacja powinna powoli wracać do normy.

Byliśmy w feralnym budynku kilka dni temu - nie wraca.

Tekst i foto: Krzysztof Oremus