Pod koniec sierpnia miał się zakończyć pierwszy etap remontu położonej na obrzeżach bielskiej starówki ulicy Orkana. Mimo że jest wrzesień, odcinek pomiędzy placem Chrobrego a skrzyżowaniem z ulicą Słowackiego nadal jest rozkopany i nieprzejezdny.

Mało tego, drogowcy zabrali się za remont kolejnego fragmentu ulicy Orkana, prowadzącego w kierunku ulicy Waryńskiego, który miał być modernizowany dopiero w drugim etapie, czyli w roku przyszłym. Trwają tam właśnie prace ziemne, więc i ten fragment Orkana został wyłączony z ruchu.

Przyczyna opóźnienia jest znana. Zanim drogowcy będą mogli skończyć przewidziane na ten rok prace, musi dobiec końca remont kilkumetrowego odcinka zabytkowych miejskich murów wzdłuż południowego skraju Orkana. Drewniana konstrukcja podpierająca mur, przy okazji zajmuje część jezdni i chodnika dla pieszych. Aby można było prowadzić w tym miejscu prace drogowe, najpierw z ulicy muszą zniknąć podpierające mur belki.

Tymczasem drogowcy rozpoczęli remont na początku czerwca, gdy drewniana konstrukcja stała w najlepsze, a dopiero na odbywającej się pod koniec czerwca sesji Rady Miejskiej radni przekazali pieniądze na konserwatorski remont muru. Miesiąc później rozpoczęła się jego naprawa. Tymczasem prace drogowe stanęły w miejscu.

Wojciech Waluś, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg w Bielsku-Białej przyznaje, że konieczność naprawienia muru powstrzymała drogowców i aby nie tracić czasu, rozpoczęli już prace remontowe na kolejnym odcinku drogi, który miał być naprawiany dopiero w następnej kolejności. Zaznaczył przy tym, że wcześniej wydawało się, iż zabytkowy mur uda się naprawić szybciej niż pokazała to praktyka i prace prowadzone przy nim nie będą kolidować z remontem drogi.

Stało się jednak inaczej i teraz - ocenia Wojciech Waluś - powstało niewielkie opóźnienie z oddaniem tego fragmentu ulicy Orkana do użytku. Zasugerował, że teraz, gdy remont muru dobiega końca, ekipy drogowe szybko wezmą do pracy i powinny uporać się z dokończeniem pierwszego etapu przebudowy ulicy do października.

Czemu jednak muru nie naprawiono znacznie wcześniej, chociażby w roku ubiegłym, lecz czekano z tym do ostatniej chwili? Wszak był podparty od co najmniej pięciu lat, kiedy to podczas jednej z ulew, jakie przeszły nad Bielskiem-Białą, mur zaczął się rozpadać. Piotr Kubańda, miejski konserwator zabytków tłumaczy, że sprawa jest skomplikowana. Zabytkowy fragment murów miejskich, choć graniczy z gminną ulicą, nie jest własnością gminy, lecz częścią prywatnej posesji.

 - Jej właściciel dostał nakaz zabezpieczenia rozsypującej się konstrukcji przed zawaleniem, co uczynił. A w następnej kolejności miał wyremontować kamienny mur. Przygotował już nawet kosztorys tych prac, jednak z uwagi na ogromne sumy, nie był w stanie przeprowadzić do tej pory tego remontu. Zwrócił się nawet do gminy o pomoc w jego sfinansowaniu - mówi Piotr Kubańda, nie kryjąc, że koszty, na jakie wykonawca wycenił wtedy swe prace były bardzo wysokie i ratusz nie zamierzał w nich partycypować.

Mur stał więc nadal podparty drewnianą konstrukcją. Teraz jednak, gdy okazało się, że utrudnia to remont drogi, władze miasta postanowiły znaleźć fundusze na to zadanie. Kosztowało to o wiele mniej niż wynikało ze wcześniejszych szacunków. W sumie na prace konserwatorskie władze miasta przeznaczyły nieco ponad 60 tys. zł. Pieniądze udało się pozyskać - przesuwając je w budżecie z innych zadań - dopiero w czerwcu.

Trochę też trwało zanim wybrano firmę specjalizującą się w tego typu remontach. Dlatego remont drogi trzeba było w tym miejscu na jakiś czas wstrzymać. Zwłaszcza że, jak się później okazało, zdemontowanie drewnianych podpór na czas przebudowy drogi bez naprawy muru mogło się zakończyć tragicznie. Konstrukcja była bowiem w bardzo złym stanie i w każdej chwili - pozbawiona podparcia - mogłaby się zawalić.

Tekst i foto: Marcin Płużek (Kronika Beskidzka)